Depresja.

[quote author=Łosiowa link=topic=9502.msg1723512#msg1723512 date=1363903627]
[quote author=Goździk link=topic=9502.msg1723035#msg1723035 date=1363887252]

Szczerze, to mam z tym miejscem tak okropne doświadczenia, że po dziś dzień panicznie boję się psychologów wszelakich. Wiem, że mają też jakiś swój oddział na Lipowej (?), ale Boryszewskiej nikomu bym nie poleciła.
[/quote]

Mogłabyś rozwinąć?  :kwiatek:
[/quote]

Przyszłam na pierwszą konsultację, taką wstępną. Po godzinnej rozmowie, która była dla mnie bardzo trudna, wiadomo, otworzyć się przed kimś obcym nie jest łatwo, kobieta zaproponowała mi termin grupy, który zupełnie mi nie odpowiadał i nie było żadnej szansy, aby się u mnie zwolnił. To był taki wyjątkowy dzień tygodnia, kiedy miałam od lat swoje dodatkowe zajęcia, pozostałe sześć dni byłam tak dyspozycyjna, jak tylko pozwalała mi na to nauka w szkole. Od chwili mojej odmowy kobieta zaczęła mnie traktować bardzo wrogo, powiedziała, że w takim razie nie może mi pomóc, bo to jest jedyna opcja, z jakiej mogłam skorzystać, nie ma dla mnie nic więcej i to bez sensu, że przychodzę po pomoc i "nie mam na nią czasu" 🤔

Ale to nie było najciekawsze - okazało się, że jednak jest jeszcze jedna grupa terapeutyczna, ale ona ruszyła dwa, trzy tygodnie wcześniej i od jej prowadzących będzie zależało, czy mogę do niej dołączyć. Przyszłam więc na konsultację do dwójki prowadzących, zadali mi parę pytań i kazali mi tu i teraz zadeklarować się, że wezmę udział w obozie terapeutycznym. Powiedziałam zupełnie zgodnie z prawdą, że muszę zapytać o to rodziców, mam raptem naście lat, nie ja rozporządzam finansami w tym domu i nie mogę na sto procent potwierdzić swojego udziału w wyjeździe. No i znowu ta sama sytuacja - "to w takim razie nie pomożemy". Na skutek opowiadania o wszystkim rozpłakałam się, a oni popatrzyli sobie na mnie, nic, ani słowa, facet tylko rzucił bardzo ironicznie "czy potrafię też mówić, jak płaczę" i trwało to dobre pół godziny. Ja płakałam, oni się gapili. Po tym czasie powiedzieli, że oni nie rozumieją, jaki mam problem, że nie mogą mi pomóc i taką zapłakaną, zestresowaną wypuścili mnie do domu. Samą. Bez komentarza.

Może mam złe wyobrażenie o psychologach, ale wydawało mi się, że nie spotkam się z taką wrogością (!) i absolutnym brakiem chęci zrozumienia w ośrodku, który jest skierowany właśnie do ludzi młodych. Żeby nie było, mój problem nie był błahy, nie był jakiś niezrozumiały, dotyczył bardzo obniżonej samooceny, problemów z poczuciem własnej wartości. Potrzebowałam fachowej pomocy i przy wsparciu rodziny szukałam jej, gdzie tylko się dało. Po tym doświadczeniu nie mam najmniejszej ochoty na kontakt z jakimkolwiek innym psychologiem, z resztą, póki co byłby on bezcelowy, bo ciągle boję się, że zostanę tak po prostu zlekceważona. A szkoda, bo nie czuję, aby problem minął, tylko czas upływa.
Fajnie by było, gdyby specjaliści podchodzili do każdej osoby indywidualnie, bo ja poczułam się jak na wizycie u lekarza rodzinnego z grypą - zestaw leków na gorączkę i ból gardła - następną osobę proszę  😉
Chciałam z kimś porozmawiać, niekoniecznie od razu ładować w siebie jakieś specyfiki  🙄

Może jeszcze kiedyś skorzystam z możliwości rozmowy z kimś 'wykształconym" jednakże zniechęciłam się, bo porad w stylu, że wszyscy mają problemy i nie wszystko trzeba od razu brać sobie do serca... nie potrzebuję  😉
Bardzo daleko mi też od stanu, w którym miałabym myśli samobójcze a wydaje mi się, że głównym celem tej wizyty było "zachęcenie mnie do życia" i uświadomienie, że jednak mam po co żyć  😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 marca 2013 17:20
kasiulkaa25  - skoro chciałaś z kimś porozmawiać powinnaś iść do psychologa/terapeuty, a nie do psychiatry...
Dokładnie zapisałam się do Poradni Zdrowia Psychicznego... umówiono mnie na wizytę psychiatryczną, chyba dlatego, że wspomniałam o nerwicy.
A psychiatra zwykle daje leki. Czasami zaś pogada i stwierdzi, że "do psychologa proszę"- ale doświadczenie pokazuje, że ludzie zwykle wychodząc od lekarza do którego idą po leki i nie dostając recepty czują się zawiedzeni. Tak więc- różnie to bywa.
kasiulka- jeśli psychiatra nie przeszedł szkoły psychoterapii ( a większość nie przechodzi) to nie oczekuj głębokiej, bardzo satysfakcjonującej rozmowy. Psychiatra to jednak zwykle lekarz od leków. Mówi, to co mu doświadczenie, charakter, wiedza podpowiada. Nie będzie to terapia.
Mimo wszystko i tak czuję się jakoś... lżej  😉 także w jakimś tam stopniu przydała mi się ta wizyta  🙂

Już jest dobrze.
W internecie się nie jest anonimowym.
Dziękuję dziewczynom za pomoc z wyjściem z tego gówna, w jakie byłam wplątana.
dempsey   fiat voluntas Tua
23 kwietnia 2013 15:54
dodzilla trzymaj Ty się  jakoś!
wygląda to bardzo powaznie nawet dla laika którym jestem  🤔

życzę światła które mocno zaświeci i znalezienia skutecznej pomocy. Szukasz, działasz, dajesz radę?

ja sama walczę z dołami mniejszymi i większymi, aktualnie jestem na maleńkiej górce, skąd lepszy trochę widok
czego i Tobie życzę!!!!
Już jest dobrze.
W internecie się nie jest anonimowym.
Dodzilla, chyba sytuacja dala Ci w kosc i troszke Cie przerosla, ale: pieniadze ktore Ci ukradli to, uwierz mi,  tylko pieniadze, jeszcze sie odkujesz. Ale straconego zdrowia i ewentualnych konsekwencji w postaci posypania zwiazku - tfu - tfu przez lewe ramie! - nie odzyskasz. Wiec, Kochana, ja na Twoim miejscu wialabym czym predzej tam gdzie mi dobrze i gdzie moglabym odetchnac, 'wylizac rany', wrocic do siebie pod wzgledem psychicznym i fizycznym. Czy masz taka mozliwosc- wziac swoje manatki, wsiasc w pociag/busa i wrocic do domu lub do chlopaka? Nie obawiaj sie presji rodziny, oni zrozumieja, przytula, ukoja. Piszesz, ze za 2 tygodnie bedziesz widziala sie ze swoim chlopakiem.. Czy masz mozliwosc skontaktowania sie z Nim aby Cie wowczas po prostu zabral z tego syfu? Przytulam i mocno, mocno trzymam kciuki za Ciebie!  :przytul:
Już jest dobrze.
W internecie się nie jest anonimowym.
dodzilla, "my" nie jesteśmy tacy znów najgorsi 🙂 To dobra opcja, takie forum: dla ciebie forma otwarcia możliwa do "łyknięcia" a niezbędna, żeby obejrzeć co się dzieje.
Maszeruj... choćby do lekarza zawodów! Niech cię na cito ratuje na razie.
Kradzież - samo to mogłoby człowieka rozłożyć, a na podkładzie upierdliwego bólu fizycznego, o mamo! Szefową wszak umiesz olewać ile trzeba, kochacie się z "miłym" - będzie dobrze. Dopadło cię, "wygaś stan zapalny", potem - bierz się za przyczyny.
sluchajcie, a mial ktos z was do czynienia z czyms takim jak BRAK ODPORNOŚCI NA STRES ?
zdiagnozowane, nie leczone i jest coraz gorzej...
do tego osoba egocentryczna i chyba zakompleksiona, wpadajaca natychmiast w agresywne stany z powodu pierdol, zazdrosna o uwage innych ( mozna sie tylko tą osoba zachwycac, chwalic ja i z nią spedzac czas)
proba brania lekow byla, ale krotko ze wzgledu na efekty uboczne ...
jak  z kims takim rozmawiac, jak z czyms takim zyc?
wiem ze odkopuje, ale dodzilla straszne to co piszesz ... Jak teraz u Ciebie? Bo troche czasu juz mineło.

Ja niestety znowu tu wróciłam...
Trochę odkopię wątek.Czy wie może któraś z Was o jakimś dobrym psychologu co prowadzi sesję np.przez skypa?Tu gdzie mieszkam w De niestety nie ma żadnego Polskiego psychologa w obrębie 100km,
iga07, ja znam, prześlę namiary na PW jak zdobędę (jutro pewnie). Trzymaj się.
Dzionka dziękuję :kwiatek:
dempsey   fiat voluntas Tua
18 czerwca 2014 08:03
Odkopuję bo natrafiłam na filmik o depresji. Dla mnie (jako osoby nie dotkniętej nigdy tym problemem) jest on dość przekonywujący. Może go już znacie.

Czy mógłby ktoś może mógłby zeskanować ten artykuł z Polityki?
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1582749,1,depresja--choroba-wstydliwa.read
Dziewczyny, mam problem. Sprawa dotyczy osoby z mojego bliskiego otoczenia. Chłopak dwadzieścia parę lat, po rozstaniu (związek 3-4 lata) zrzucił prawie 50 kg, skończył inżyniera, którego ciągnął dwa lata odkładając napisanie pracy inżynierskiej, w trakcie drugich studiów. Niby więc wszystko okey, ale... ma ciągłe wahania nastrojów, od szczęścia do wściekłości i załamania, fochy jak dziecko. Widzi tylko złe strony każdej sytuacji. Osobiście jest mi ciężko z nim rozmawiać - bo ilekroć chce mu się coś pomóc, wytłumaczyć, albo ucieka (dosłownie) wściekły, albo się broni. I nic mu nie przemówisz do rozsądku. Schudł te 50 kilo (ogromnie wszyscy się cieszą i podziwiają), a on widzi tylko to, że mu skóra zwisa (moim zdaniem to jest w jego głowie). Zawsze źle, zawsze nie dobrze, wszyscy się o niego troszczą, a on zachowuje się jak jakiś bachor i nie mogę aż patrzeć jak traktuje ludzi z otoczenia, zwłaszcza rodzinę. Pierwszy jest w winieniu wszystkich dookoła za to co się stało, mówi, że to dlatego, że już siebie nie może winić bardziej. Na prawdę nie wiem jak mu pomóc, bo dla mnie to mu jest potrzebna lekcja dorastania, tylko nie wiem czy on świruje jak gówniarz, bo naglę się ocknął czy to już depresja...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 lutego 2015 16:19
Cee, rozumiem, że jak ktoś się o niego troszczy i on nie jest wdzięczny, to reakcja otoczenia nie jest zbyt pozytywna?
Strzyka Szczerze mówiąc większość się o niego po prostu martwi. On nie zachowuje się tak w stosunku do wszystkich - przed niektórymi to ukrywa i gdy się z nim bawi/imprezuje to wątpię czy ktokolwiek wie jak źle jest. A co z najbliższymi? Stają na głowie, ale wiadomo, czasami nerwy puszczają. Najgorsze to, że on po takiej akcji, gdzie nawet padają jego słowa, że "mógłby się zabić, życie jest bez sensu", nagle zmienia niby zdanie i mówi, że tylko sprawdzał naszą reakcję. Wiem, że tego nie robi, ale i wiem, że do tego się nie posunie. Jest pierwszy do narzekania - a ostatni do zmiany rzeczywistych problemów, czy nawet do próby ich rozwiązania. Zawsze wychodzę z założenia, że jakby się nie próbowało - nie pomożesz osobie, która pomocy nie chce. Ale nie mogę już patrzeć na to jak inni się troszczą o niego i martwią, a on widzi tylko koniec swojego nosa i rani ich dalej. Zdarza mu się czasami wyciągnąć rękę czy przeprosić - ale co z tego jak potem znowu robi to samo? Chwilami mam wrażenie, że powinno się go zostawić na jakiś czas samego, żeby się po prostu otrząsnął, a z drugiej strony zastanawiam się czy to nie jest tak, że on potrzebuje uwagi i świadomości, że ktoś się o niego troszczy i dlatego tak się zachowuje.
Cee, obejrzyj
. I jeszcze ten znad Twojego pierwszego postu.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 lutego 2015 17:10
Cee, szczerze? dla mnie taka "pomoc" brzmi... okropnie. Mówię totalnie za siebie, ale takie oczekiwanie konkretnych zachowań, odpowiedniego podejścia, ułożenia i grzeczności, w momencie kiedy ktoś się zmaga z koszmarem we własnej głowie... auć. A zostawienie takiej osoby samej, żeby się "otrząsnęła"... jak? Że jest taki niedobry, że powinien zostać sam? I jak zostanie sam to się złamie i już będzie miły? I wtedy będzie dobrze?

Z tego co czytam, to nie najważniejszy jest on, to co przeżywa i to, co się z nim dzieje, tylko jak to wpływa na jego otoczenie, co on robi innym. I to akcentujesz jako problem. Na to nie możesz patrzyć. Czyli, że trzeba jego naprawić, żeby on się lepiej zachowywał w rodzinie i żeby sobie wszystko ładnie dalej grało.

Czasem tak bywa, że jak ludzie są zagubieni i cierpią, to trudno jest  pomóc. Z doświadczenia wiem, że złość na to, że się pomoc odrzuca nie pomaga ani trochę. To nie jest łatwe i to może być bardzo ciężkie i nieprzyjemne dla osób, które chcą pomóc. Bo nie zawsze w życiu jest tak, że dostaje się za próby pomocy wdzięczność. Czasem się dostaje złość płynącą z bezsilności, zmęczenia, uwięzienia we własnej głowie. I to jest strasznie frustrujące i często krzywdzące. Potrzeba jest bardzo dużo troski, współczucia, zrozumienia i cierpliwości. I słuchania, zamiast narzucania rozwiązań i dobrych rad.
Taka szczera rozmowa o psychiatrze, depresji, terapii.
Podłamka.
Co braliście? Seronil podobno nie daje kobietom duzo efektów ubocznych?
cervus Dzięki, zaraz obejrzę

Strzyga Masz rację. Chyba ja też nie jestem w ogóle w stanie pojąć tego czym jest depresja i w tym też problem. Rzeczywiście, nie mogę patrzeć na jego zachowanie względem innych - ale nie chodzi mi tylko o "naprawienie go", by tylko lepiej zachowywał się w stosunku do nich, ale...  by chociaż sam zaczął chcieć sobie pomóc w inny sposób niż zrzucając winę. Nawet żeby własnie pomyślał o terapii. Dziękuję i tak za ukazanie tego z innej strony, bo nie pomyślałam wcześniej jak on może to odbierać.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 lutego 2015 17:50
Cee, poszło pw, mam nadzieję, że je zobaczyłaś =)
Jak wyciągnąć osobę, która cały dzień leży w łóżku i nie robi nic, nawet nie je do psychologa? Z domu wyjść nawet po zakupy nie chce, więc podejrzewam, że na hasło 'psycholog' tym bardziej nie wstanie. Jakieś sposoby, pomysły? To całe leżenie bezpośrednio niestety powoduje kłopoty finansowe i powoli wyczerpującą się wytrzymałość psychiczną syna.
flygirl, widziałam PW, ale może napiszę tutaj też - taka osoba bardziej kwalifikuje się do psychiatry po leki "na rozpęd" niż do psychologa- żeby korzystać z terapii trzeba mieć własną motywację do niej i siłę żeby w ogóle próbować coś zmieniać. Osoby w tak kiepskim stanie raczej powinny zacząć od leków. Tak więc lekarz, nawet wezwany do domu, bo sytuacja jest poważna. Niestety nie znam nikogo sensownego ze Szczecina 🙁
Kurczę, właśnie myślałam, że lepszy będzie psycholog, żeby dotarł do problemu zamiast dawania psychotropów. 🙁 No to w takim razie będziemy kogoś szukać. Takie wizyty domowe to normalna rzecz, wpisująca się w zakres publicznego lekarza, czy to już raczej sprawa, za którą trzeba zapłacić prywatnemu?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się