Ostrożości nigdy dość.

Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 maja 2009 13:58
figura
Nie wyobrażam sobie jakim trzeba być bezmyślnym, żeby sugerować się tym co się zobaczy "za kulisami".
Dlaczego mamy skłonność do naśladowania tylko złych zachowań? 🤔wirek:
Ja mam podobnie, że bez kasku ani rusz. Niby kobyła pode mną grzeczna, ale to do czasu. Ostatnio wkurzyły ją meszki i zaczęła walić niezłe barany - cofała się, stawała dęba, waliła z zadu, odskakiwała na boki, wyrywała wodze, w końcu zamachnęła się tak, że dostałam w głowę i gdyby nie kask i to, że zostawiłam okulary w skrzynce, to marnie by ze mną było.
Ze mnie też się pewnie część osób śmieje, bo stara jestem a skaczę zawsze w kasku i do tego w kamizelce. Ba, na każdą jazdę zakładam kask. Na moim koniu raz nie założyłam jak na spontanie wsiadłam na oklep na ujeżdżalni - a konia mam od 8 miesięcy. Już nie umiem skakać bez tych zabezpieczeń, za dużo może się stać i za dużo mam do stracenia  🙂 Zauważyłam, że na zawodach coraz więcej ludzi jeździ w kamizelkach. W sumie czemu nie? Wg mnie te dobrze dobrane wyglądają naprawdę ładnie i właśnie profi  😎
U mnie w stajni jest dziewczynka mała - skacze zawsze bez kasku na dużym koniu, jej treningi ogląda jej tata... I nic nie mówi  🤔
To ja może trochę z innej beczki. Wszyscy piszą o wypadkach, które mogą się przydażyć jeźdźcowi lub koniowi. A przecież równie często ucierpieć mogą osoby trzecie. Oczywiście, często to ich bezmyślność jest przyczyną, ale jadąc tam, gdzie ludzi wiele, musimy brać to pod uwagę.
Stajnia, w której mieszka mój koń, połozona jest w pobliżu zalewów, gdzie w ciepłe dni ściąga pół Krakowa. W długi weekend wybrałam się tam na spokojny spacerek stępem. Specjalnie pojechałam wcześnie, żeby uprzedzić tłumy. Nie udało się. Motory, psy, żagle i grille przybyły wcześniej, więc szybko się stamtąd zwinęłam. Po drodze spotkałam chłopca, który rozpędzał się na rowerku, patrząc pod rower, i to rozpędzał się  wprost na mojego konia. Był tak skoncentrowany na tej czynności, że nie słyszał moich krzyków. Zatrzymał się tuż za zadem. Na szczęście nic się nie stało, ale takie spacery letnią porą przy ładnej pogodzie to już tylko bladym świtem. Jakoś nie lubię takich atrakcji.
Mnie się wydaje, że nie ma co się sprzeczać, czyje zdrowie i bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tutaj sobie możemy teoretyzować i rozmyślać, a w sytuacji awaryjnej większość z nas zareaguje odruchowo, intuicyjnie i czasami zupełnie niezgodnie z przewidywaniami. Najważniejsze to starać się nie stracić głowy i nie panikować, chociaż to łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Mam jeszcze jedno spostrzeżenie - sporo niebezpiecznych sytuacji można by uniknąć, gdyby ludzie się ze sobą lepiej komunikowali. Może w kameralnych stajniach nie ma tego problemu, ale u mnie, gdzie w sezonie stoi blisko 200 koni, nie ma szans, żebyśmy wszyscy znali swoje konie ( i siebie ). Oprócz takich banałów jak bezwzględne informowanie o zamiarze skakania czegokolwiek czy znakowanie koni kopiących, przydałyby się jeszcze informacje np. o ogierach, czy o tym, że mamy na ujeżdżalni konia luzem. Czasami jeżdżąc na drugim końcu 80metrowej hali po prostu nie widać, że ktoś spadł/koń komuś zwiał i można się niechcący wpakować pod takiego pędzącego wesołka.
Nie pochwalam też zachowań typu zostawianie koni przed stajnią / na korytarzu bez opieki ( przywiązanych lub nie ) czy prowadzenie z/na padok więcej niż jednego konia, prowadzenie koni na sznurku od siana itp. dżygitówki. Co innego w ośrodkach "zamkniętych", gdzie nic nie niepokoi zwierzaków, a nawet jak któryś nawieje, jest niewielka szansa, że sobie lub komuś coś zrobi. Natomiast w ośrodku, przez który codziennie przewalają się dziesiątki samochodów, rodzin z biegającymi dzieciakami i psami po prostu takie akcje są nierozsądne i mogą się skończyć nieciekawie.
dzionka, po pierwsze - nie ma kategorii wiekowej "kiedy przestać jeździć w kasku i/lub kamizelce", po drugie - komu co do tego, że A i B jeżdżą w kasku a C w kasku i kamizelce? ja już daaawno wyzbyłam się tego dziwnego wstydu przed założeniem kasku/toczka
Gozya
Taki pingwin-dupotłuk ( za duże ambicje+za mało talentu ) 😉 W każdym razie sercem jak najbardziej pingwin.

Zawsze jeździłam bez kasku. Bo koń spokojny, bo mam szczęście do niespadania, bo to bo śramto. Dopóki moja znajoma ( mająca podobne do mnie podejście ) nie spadła i nie spowodowała pęknięcia czaszki. Uszkodziła częśc mózgu odpowiedzialną za ruch i teraz konie ogląda tylko na ekranie monitora. Smutne ale prawdziwe. Tak jest, że człowiek uczy się na błędach, ja nauczyłam się ( niestety ) na jej.

Pauli
Zauważ, że duża część polskich jeźdzców tak robi. Kaski są wymagane bezdyskusynie tylko w szkółkach jeździeckich i najczęściej już po ukończeniu 18 lat bierze się odpowiedzialność za siebie na siebie. Dzieci uczące się jeździć muszą mieć kask. Ale czy tylko dzieci? Dororśli to co? Że silniejsi to sobie z koniem brykającym poradzą? No szaleństwo jakieś 🤬
Nawiązując do kasku i ostrożności:
W ubiegłym roku, w sierpniu, będąc na wczasach na Podlasiu, miałyśmy z koleżanką przygodę w terenie. Pojechałyśmy we trzy- dziewczyna prowadząca zastęp na dość niespokojnym koniu i my, we 2 za nią. Oczywiście kaski na głowach. Ja jechałam jako ostatnia. Wracając, będąc jakieś 1-2 km od stajni, pełen luzik, na prawie że puszczonych wodzach, ciepło, lato wiadomo...Nagle czołowy koń się spłoszył (prawdopodobnie wyczuł dzika) i zadębił. Dziewczyna spadła. Za chwile spadła moja koleżanka (niestety, nie wiem, w jakiej okoliczności dokładnie), gdy konie poleciały za czołowym w przeciwnym kierunku. Po chwili spadłam i ja (prawdopodobnie wisiałam na szyi przez moment), zobaczyłam tylko kopyta pędzących koni w kupie i dalej miazga- nic nie pamiętam. Podobno nieźle przywaliłam (relacje dziewczyn) a dopiero po chwili dotarło powoli do mnie co się stało, na szczęście tamtym dwóm ani koniom nic sie nie podziało. Koleżanka poleciała nawet łapac konie, które stały jakieś 300 m od tego miejsca, ja nie mogłam się podnieść (łeb bolał, mroczki itp.). Co dalej- powiadomiony wlaściciel stajni przyjechal samochodem, ledwo żywa pojechałam do stajni-stamtad prosto do szpitala, potem karetką do drugiego szpitala (wstrząśnienie mózgu, uraz szyi, 3 dni w plecy, zakaz jazdy do końca pobytu). Gdyby nie to, że nas nie podkusiło żeby zdjąć kaski, bo gorąc, to zdarzenie pewnie skonczyło się troszkę gorzej...Ale może i by sytuacja nie przybrała takich rozmiarów, gdybyśmy sobie i koniom nie poluzowały trochę i nie myslały o niebieskich migdałach nawet na koniec terenu  😎
Na przykładzie moich kolezanek, radziłabym też, sprowadzając konie z pastwiska, upewnić się, czy się dobrze zamknęło bramę od pastwiska. Niestety, dziewczyny nie przypilnowały tego i konie poleciały w długą przez otwartą bramkę, w stronę ruchliwej ulicy. To cud, że nie doszło do tragedii. Cała stajnia była zaangażowana w łapanie koni, hasających po pobliskich łączkach, za ww. drogą. Na szczęście wszystko się dobrze skończyły i kumpele (słusznie)nieźle oberwały od trenerki za swoją nonszalancję.
Gozya
Kaski są wymagane bezdyskusynie tylko w szkółkach jeździeckich i najczęściej już po ukończeniu 18 lat bierze się odpowiedzialność za siebie na siebie. Dzieci uczące się jeździć muszą mieć kask. Ale czy tylko dzieci? Dororśli to co? Że silniejsi to sobie z koniem brykającym poradzą? No szaleństwo jakieś 🤬


Nie spotkałam się z tym, żeby w szkółce osoby pełnoletnie mogły jeździć bez kasku. Za to częstym widokiem jest niezapięty toczek. To dopiero przejaw bezmyślności.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 maja 2009 14:20
figura
Niestety wiem jak to wszystko wygląda.
Kask powinien być jak pasy w samochodzie, ale zawsze znajdą się tacy, którym to nie będzie na rękę...
goyza mi tego nie musisz mówić, bo jak jak skakałam w kamizelce tak skaczę i skakać będę. Śmieszą mnie, a raczej przerażają, takie gwiazdki lat -naście, dla których założenie kasku to wstyd, bo przecież chłopaki patrzą  🙄 A rodziców nie goniących dzieci do jazdy w kasku to nie pojmuję.
Bischa   TAFC Polska :)
05 maja 2009 14:34
To ja może trochę z innej beczki. Wszyscy piszą o wypadkach, które mogą się przydażyć jeźdźcowi lub koniowi. A przecież równie często ucierpieć mogą osoby trzecie. Oczywiście, często to ich bezmyślność jest przyczyną, ale jadąc tam, gdzie ludzi wiele, musimy brać to pod uwagę.


Do opisywanej sytuacji myślę pasuje to , co się stało ostatnio w Bogusławicach . Dekoracja koń się wspina próbując kryć - w głowę kopytem obrywa sędzia - zdjęcia z tego "krycia" są na świecie koni . Nie wiem o czym sędzia myślał , ale raczej nie o tym , że koń może się spłoszyć , dęba stanąć i że może w głowę dostać .
goyza mi tego nie musisz mówić, bo jak jak skakałam w kamizelce tak skaczę i skakać będę. Śmieszą mnie, a raczej przerażają, takie gwiazdki lat -naście, dla których założenie kasku to wstyd, bo przecież chłopaki patrzą  🙄 A rodziców nie goniących dzieci do jazdy w kasku to nie pojmuję.


a właśnie, moja mama mnie zawsze pilnowała, nawet dziś jej oznajmię, że nie musi
ja także jestem "naście" ale specjalnie mnie nie interesuje czy patrzą chłopaki, a jeśli - napewno nie interesują mnie tacy, którzy wolą dziewczyny bez kasków, które ryzykują życie...
Dzionka, ja może i mam lat -naście, ale nigdy na konia bez kasku nie wsiadłam (no dobra, zdarzyło się raz, czy dwa, ale na 5 minut na rozstępowaniu konia komuś..). Nikt u mnie w stajni nie wsiądzie bez kasku (z rekreacji oczywiście.. Jak prywaciarz chce, jest za siebie odpowiedzialny, to nikt mu nie będzie wciskał kasku na głowę). I nie do końca rozumiem, gdzie jest jakikolwiek wstyd w jeździe w kasku  😲 Jakbym nie musiała sama opłacać wszystkich swoich jazd i sprzętu, to z chęcią bym kupiła sobie dodatkowo kamizelkę, bo już raz obojczyk połamałam po upadku (a jeżdżę stosunkowo krótko). Może gdybym ją miała, mogłabym uniknąć miesiąca w gipsie..
trzynastka   In love with the ordinary
05 maja 2009 14:57
Przepraszam, że odnoszę się jeszcze do dyskusji "puścić - nie puścić" ale niestety nie mam jak siedzie przy kompie 24 h by nadążać a dyskusja się rozwija w tempie zastraszajacym  👀

Nie tylko na autostradzie może stać się koniowi krzywda - znam konia, który po spłoszeniu się nie został utrzymany i wylądował pod autobusem, całe szczęście autobus szybko nie jechał, ale koń do końca życia jest już niepełnosprawny. (...) 

No i co ? Stało się. Wolałabyś nie puścić i żeby Cie pod to auto zaciągnął ?!  🤔
A gdy czytam o tym "trzymaniu konia" (połączonym z lądowaniem na słupie! na piachu!) to włosy mi się jeżą!
Mnie też. Albo i gorzej...

Naprawdę dla mnie wybór pomiędzy moim zdrowiem a zdrowiem konia jest żaden. Nie ważne czy koń mój czy nie mój, warty miliony czy złotówki zawsze puszcze, zawsze się odsunę i zawsze będę ratować siebie a potem konia.



Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 maja 2009 15:10
Dla mnie to wszystko są teoretyczne rozważania, bo jak już ktoś wcześniej napisał, działa się wtedy instynktownie.
Nawet ci, którzy głośno krzyczą, że pomyślą również o koniu są w większości w błędzie, bo często nie zdążą nawet pomyśleć... o czymkolwiek.
Nigdy mi przez myśl nie przeszło "koń albo ja", w mojej ocenie nie ma się nawet nad czym zastanawiać...

dodajmy do tego fakt, ze jesli wybierzemy czasem dobro konia to mozemy zwiekszyc ryzyko dalszego rozwoju wypadku, czyli uszkodzenia kolejnych ludzi lub zwierzat, a to chyba wieksze zlo niz zdarte kaciki pyska 😉

Dzionka-na mnie sedziowie dziwnie patrzyli jak na pierwszych zawodach poszlam z trenerka zapytac, czy moge jechac bez fraka bo trudno na to kamizelke wcisnac, mysleli, ze chodzi o taka zwykla kamizelke materialowa... juz sie nie czepiam, ze dzieci do ktoregos tam roku zycia maja ponoc obowiazek skakania w kamizelkach, a mi wtedy troche brakowalo do pelnoletnosci 🙄
niech sie smieja, mnie sie dobrze zyje z wlasna glowa i kregoslupem 😉
Ale o czym tu gadać- jak się koń wyrwie to poleci, jak nam się go uda utrzymać, to nie poleci. Wiele razy konie próbowały mi się wyrwać i od stopnia paniki/stopnia nieobycia konia i sytuacji (miejsce np.) zależało czy się wyrywały czy nie. Takie mówienie, że ja zawsze puszczam, a ja to nigdy nie puszczam jest niewiele warte - patrz: przykład Busch. Ona nie miałam zamiaru nie puszczać  😉
Ja jednak swojego konia często staram się utrzymać jak najdłużej jak go coś spłoszy, nawet jak się mocno wyrywa. Moja wyrwana ze stawu ręka wydaje mi się mniej straszne niż pogoń za koniem przez ileś km.

Co do kasków jeszcze - dla mnie też te wszystkie względy wizualne sa idiotyczne... Ostatnio mój facet (początkujący zupłenie) wsiadł na mojego konia - z braku laku wcisnęliśmy mu na głowę mój kask, za mały o parę rozmiarów. Facet widział się w lustrze, a kasku i tak postanowił nie zdejmować. No i słusznie, bo pół  h później nurkował na łeb na glebę, bo konikowi się baranków zachciało. Dodam, że koń pode mną brykał RAZ jak jeździłam na oklep, a on tego nie lubi. No i proszę, jazda setna z kolei  a tu barany. Konie są nieprzewidywalne!
Przepraszam, że odnoszę się jeszcze do dyskusji "puścić - nie puścić" ale niestety nie mam jak siedzie przy kompie 24 h by nadążać a dyskusja się rozwija w tempie zastraszajacym  👀

[quote author=dobby link=topic=5596.msg245471#msg245471 date=1241507342]
Nie tylko na autostradzie może stać się koniowi krzywda - znam konia, który po spłoszeniu się nie został utrzymany i wylądował pod autobusem, całe szczęście autobus szybko nie jechał, ale koń do końca życia jest już niepełnosprawny. (...)   

No i co ? Stało się. Wolałabyś nie puścić i żeby Cie pod to auto zaciągnął ?!  🤔

[/quote]

Ninevet jak cytujesz jedną moją wypowiedz to może przejrzyj i kolejną w tym wątku:

Oczywiście nie mówię o zabawie w Chucka bo Chuck jest jeden  😁 Ale kiedy jestem w stanie i wiem, ze utrzymanie nie kosztuje mnie życia/ręki/palców to trzymam.

O i jeszcze jedna:
Busch ale tu zależy od sytuacji a raczej od możliwości opanowania konia, jasne że nie będę walczyć ryzykują swoje zdrowie aby koń nie zwiał, ale na pewno nie będę puszczać konia kiedy jestem wstanie go uspokoić i przytrzymać. Tym bardziej, ze raz, drugi i koń się uczy, że wyrwie to jest wolny i potem robi to z premedytacją  🤔wirek: Dlatego staram się zaradzać sytuacją które powodują płoszenie u moich koni - jak widzę obiekt który koń uzna w dany dzień za straszny to podchodzimy pomału, spokojnie.
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
05 maja 2009 16:29
Ja juz sie przekonałam....wsiadałam na konia,nie wsiadłam nawet do końca,ale koń sie spłoszył,ruszył przed siebie ,nic by nie było gdyby nie to,ze sie poslizgnął i prawie mnie zgniótł,ale jak opowiedział mi kumpel,który przy tym był (ja w ogole nie pamietam co sie stalo,stracilam przytomnosci i po przebudzeniu to pytałam sie ,który rok mamy :icon_rolleyes🙂jak koń sie przewracal to ja sie przeturlałam i tylko w ten sposob uniknelam tego przygniecenia...ale wskutek tego upadku (oczywiscie kasku/toczka gwiazda nie miała :icon_rolleyes🙂stało sie to:Uraz głowy,wstrząśnienie mózgu,złamanie łuski prawej kości skroniowej,krwiak przymózgowy po stronie prawej,ogniskowe stłuczenie mózgu po stronie lewej,krwiak śródmózgowy po stronie lewej.
Operacja usuniecia krwiaka przymózgowego(śródmózgowy sam sie wchłonal po antybiotykach)trzy tygodnie w szpitalu...a pierwsze trzy dni to myslalam ze umre w ogole masakra,na szczescie Bog mial mnie w opiece ,wiec wsrod zywych i sprawnych poki co jestem..eh
Dlatego teraz uwazam tak :kazdy bezwzgledu na to czy wsiadacie na stepowanie mułowatego konia na padoku,czy jedziecie w ostry teren zakladajcie co najmniej kask,a na skoki najlepiej tez kamizelke.
Tyle ode mnie.
Mądry polak po szkodzie 🤔wirek:



incognito twoja historia upewniłam mnie na 110% żeby zawsze wsiadać w kasku  😲 Masakra, nieźle cię poturbował...

Co do wsiadania - to chyba częsta sytuacja, w której się zdarzają wypadki. Ja akurat podczas wsiadania miałam dwa dosyć poważne - raz w round penie kobyła mnie wysadziła w kosmos i połamałam plecami całe jedno przęsło desek (ze 4-5 rzędów desek) i miałam z tego fontannę krwi po prostu, a drugim razem koń ruszył z miejsca galopem jak wsiadałam i pociągnął mnie na strzemieniu depcząc przy tym aż mnie nie zgubił (na szczęście parę kroków tylko). Teraz często wole, żeby mi ktoś konia przytrzymał, chyba mam traumę  🙄
hmm, tak czytam i czytam, i wiecie co? ide szukać kasku swojego. a co do wypadków podczas wsiadania, o taak, my tego nie lubimy, mój koń ma schizy, dzisiaj koleżanka go trzymala i mi strzemie, ja wsiadalam, nawet nie zdazylam usisc a ten bryki, a kolezankce kopyto przed nosem przeleciało... a ostatino jak wsiadalam sama to bryki, klusy.. ugr.. ale jest co raz lepiej 🙂
dobby Pewnie, że gdy nie ma potrzeby - to i puszczać nie ma po co. W "drugą stronę" też można przegiąć  🙂
Miałam na jeździe zabawną (ocena po czasie - gdy nic się nie stało  🙂😉 sytuację: koń bryknął, amazonka spadła, konik zaczął galopować luzem. Inna dziewczynka wrzasnęła (konik stał spokojnie) zsiadła! rzuciła wodze - i uciekła do mamy! rozpętując bonanzę na dwa konie. Rzucania wodzy/puszczania koni to jestem zwolennikiem zdecydowanym wyłącznie w sytuacjach, hmm... dynamicznych - to chyba dobre określenie. Busch opisała taką właśnie "dynamiczną" sytuację, gdzie przekonanie człowieka, że będzie silniejszy od konia okazuje się głęboko nieuzasadnione.
Ja jednak swojego konia często staram się utrzymać jak najdłużej jak go coś spłoszy, nawet jak się mocno wyrywa. Moja wyrwana ze stawu ręka wydaje mi się mniej straszne niż pogoń za koniem przez ileś km.

A miałaś kiedyś rękę ze stawu wyrwaną  🤔 Bo ja miałam   :jogin:
W jeździectwie bardzo ważna jest umiejętność błyskawicznej "podprogowej" oceny sytuacji. Sztywne "założenia wyjściowe" typu "nie puszczaj, żeby nie wiem co" (bo szosa, bo ogier, bo las...) taką intuicyjną ocenę uniemożliwiają - i z tym aktywnie walczę.

Co do kasku: mnie bardzo rzadko można bez kasku zobaczyć (czasy "gierojstwa" dawno za mną) - właściwie tylko wtedy, gdy go nie mam, a na chwilę, żeby coś pokazać wsiąść muszę - ale już obiecałam sobie, że to się zmieni - trudno, będę kask wozić/nosić ze sobą. Jeżdżę w kasku nawet po płaskim, nawet w upał, nawet mimo "alergii" czy potówek na czole. B. rzadko na stęp po jeździe zdarzało mi się zdjąć. Marzyłby mi się usztywniony "kapelusz trenera/sędziego" w którym można by trening prowadzić czy do dekoracji  😀iabeł: wychodzić.
Pamiętam, jak kiedyś na ZO aferę rozpętałam, gdy na moją prośbę SG przypomniał przez głośnik, że jazda w toczkach/kaskach na terenie zawodów jest zalecana! a dla juniorów - obowiązkowa.
wszyscy piszą,że jeżdżą w kasku, a ja gdzie się nie ruszę to osoby z kaskiem na głowie mogę policzyć na palcach jednej ręki...
Może dlatego, że za jazdę w kasku się... "płaci"? Ja do tekstów do trenera (od osób, które dobrze mnie znają): "Ty, a co to za juniorek tam jeździ?" - po prostu przywykłam.
Czy jak sie zblizacie do szosy, to zsiadacie i przeprowadzacie konia?
Ja mam zawsze taki strach, ze cos go w ostatniej chwili sploszy i prosto pod kola, ze mna na grzbiecie...
Zawsze tez staje na ulicy, jak jedzie samochod, a najlepiej zjezdzam po tym, jak kiedys kon w momencie, kiedy mial nas samochod przestraszyl sie kury i odskoczyl w bok... na szczescie auto mialo nas z zapasem sporym i nic sie nie stalo, ale czasem to potrafia kretyni gazu przy koniu dodawac i na milimetry wyprzedzac...
halo nie miałam nigdy ręki wyrwanej ze stawu, ale za to raz puściłam konia i pobiegł w siną dal -od koni, od stajni - po prostu przed siebie galopem. Nikomu nie życzę takich nerwów, szczególnie jak jest się blisko szosy lub w nieznanym sobie terenie. Złapano go 2 km od stajni, a cała akcja trwała b. krótko. Tak więc jestem uczulona na takie sytuacje. Chyba musi mi kiedyś pójść ręka w stawie, żebym zaczęła się zastanawiać co gorsze  😁

O, jeszcze jedna "śmieszna" sytuacja z zawodów. Tatuś pewnej amazonki (juniorka młodsza na oko) musiał grzać do domu (albo sklepu?) po toczek, bo się okazało, że ci okropni sędziowie każą córuni skakać w jakimś głupim kasku! No brak mózgu!
ci okropni sędziowie każą córuni skakać w jakimś głupim kasku! No brak mózgu!
Nowe zasady?  😁

Nigdy nie schodzę z konia na jezdni. No chyba, że widzę jak jakiś wariat bez wyobraźni pędzi niczym odrzutowiec to wolę bardziej na pobocze zjechać i przeczekać aż przejedzie. No i jak jakieś tiry jadą to też się usunąć wolę. Mam ten komfort, że mieszkam w takim miejscu, że po ulicy mało jeżdżę a nawet jeśli to częstotliwość pojawienia się samochodów jest mała. Jeden na 10-15 min.

A co do puszczania/nie puszczania to kiedyś jechałam i koń mi się spłoszył. Ja spadłam na kamienie i nie zdążyłam złapać wodzy. Akurat już do domu wracałam i nie daleko była szkoła (klasy 0-3). Całe szczęście, że dzieci na podwórku nie było, bo koń postanowił pobiec akurat tamtędy. I o ile dzieci nie było o tyle mój zwierz pod samochód się wpakował. Na szczęście wszyscy wyszli z kolizji cało. Najbardziej ucierpiał samochód i moja kieszeń. Ale też trochę wina kierowcy była, bo jechał dobre 60 a ograniczenie do 40 było  🤔
Czy jak sie zblizacie do szosy, to zsiadacie i przeprowadzacie konia?
Ja mam zawsze taki strach, ze cos go w ostatniej chwili sploszy i prosto pod kola, ze mna na grzbiecie...
Zawsze tez staje na ulicy, jak jedzie samochod, a najlepiej zjezdzam po tym, jak kiedys kon w momencie, kiedy mial nas samochod przestraszyl sie kury i odskoczyl w bok... na szczescie auto mialo nas z zapasem sporym i nic sie nie stalo, ale czasem to potrafia kretyni gazu przy koniu dodawac i na milimetry wyprzedzac...


Na drodze zsiadam zawsze i prowadzę konia, choć i prowadząc mam stracha - jedyna droga którą stępuje na koniu jest droga od głównej do drogi do stajni, w dzień owszem jeżdżą tam tiry ale tylko w godzinach 8-16. Nie mówiąc że jak jadę leśną ścieżką i mija nas rowerzysta to mam stracha, ze koń jednak kopnie i zwykle zjeżdżam na bok i czekam aż ludzie/rowerzyści przejadą/przejdą.

Ogólnie to patrząc na moje nastoletnie zachowanie a teraźniejsze w podejściu do koni to widzę, ze się bardziej boję i mam respekt przed koniem. Kiedyś robiłam takie rzeczy, że teraz się w główkę pukam  🤔wirek:
Lotnaa   I'm lovin it! :)
05 maja 2009 20:46
Może dlatego, że za jazdę w kasku się... "płaci"? Ja do tekstów do trenera (od osób, które dobrze mnie znają): "Ty, a co to za juniorek tam jeździ?" - po prostu przywykłam.


😲 Jestem w szoku po prostu.
Jeździectwo jest wg wszystkich firm ubezpieczeniowych najbardziej urazowym sportem. Więc jak "trenerzy" mogą wypowiadać takie słowa?
Ja bez kasku czuję się trochę jak na golasa. Darujmy sobie "wiatr we włosach", wystarczy mi wiatr na policzkach.
W Wielkiej Brytanii bez kasku nie jeździ prawie nikt, pomijając zawodników w przydomowych stajniach. Sytuację wymusiły trochę firmy ubezpieczeniowe (w szkółkach obowiązkowe są też rękawiczki), ale również zwyczajny zdrowy rozsądek. No i w pewnym stopniu bezpieczeństwo jest modne. Jeśli pojawia się na rynku nowy, bezpieczniejszy kask, wiele ludzi chce go mieć, chociaż nie zawsze jest ładny wizualnie.
Mnie dziwi również zachowanie naszych zawodników wkkw, którzy jeżdżą kros w skokowych kaskach. Nie wierzę, że taki Jabu nie rozleci się, jeśli wyląduje na nim koń. I trochę szkoda, że takich rzeczy nie regulują przepisy PZJ.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się