Ostrożości nigdy dość.

halo   skutki tej głupoty na pewno bardzo  😉
Wiecie,co? Najgłupsze jest,że my wiemy,że nie wolno. I mamy pełne usta rad i pouczeń na użytek innych.
Treser w tym celuje- stale upomina i jeszcze ilustruje okropnymi opowieściami. A sam... 🤦
Poncioch-u mnie najglupsze bylo to, ze zazwyczaj przy koniach, ktorych nie jestem pewna jestem bardzo ostrozna, a tamten kon byl takim misiem pysiem, ktory sie przytulal i generalnie chodzil za czlowiekiem jak pies, takze teraz juz wiem, ze trzeba byc uwaznym nawet przy najwiekszych "ciapkach" 😉

Nikaa-znam dziewczyne, ktora jezdzi na koniu delikatnie mowiac niezrownowazonym, byl taki czas, ze spadala przynajmniej raz dziennie, NIGDY nie widzialam, zeby jezdzila w kasku, step w ogole nie trzymajac wodzy np w lesie i papieros w rece to normalka, w teren oczywiscie tez bez kasku, bo co to nie ona 😎 juz pominmy, ze cala stajnia dluuugi czas miala beke z tego, ze jezdze w kamizelce-kobyla rowniez niezbyt opanowana, jak kiedys powaznie spadlam to nagle wszyscy "jak dobrze, ze mialas kamizelke!!!" szkoda, ze dopiero wtedy zdali sobie z tego sprawe, a ja wole nie byc jak ten przyslowiowy Polak po szkodzie 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 maja 2009 18:18
ciri, mnie też bawi niepomiernie jak dzieffczynki ze szkółek patrzą na mnie z wyższością, pomimo, że niektóre nie skończyły jeszcze 18, że one jeżdżą bez kasku, a ja w. Tyle, że to jest moja suwerenna decyzja.  Mi się mój mózg jeszcze przyda, dla innych najwyraźniej jest to tylko zbędny balast...
ciri   takk po moim upadku też było bardzo dużo komentarzy typu och jak dobrze, że miałaś kask..-tak też się cieszę  🤣  Lepiej być uważnym i zachowywać zdrowy rozsądek, bo niektórzy to wyczyniają rzeczy, które przechodzą ludzkie pojęcie..  
Zgadzam się z Tanią każdemu się zdarza zrobić coś lekkomyślnego przy koniu (sama jak teraz tak sobie myślę to aż mi się słabo robi, ile ja razy robiłam durne-bądźmy szczerzy  🤦  i nie przemyślane rzeczy.), ale są osoby których jest mi po prostu żal. Nie docierają do nich żadne argumenty... bo oni i tak wiedzą lepiej, do niektórych może coś dotrze, ale dopiero wtedy gdy własną głupotą zrobią sobie krzywdę.
Ktoś mi kiedyś opowiadał, że jakaś dziewczynka weszła sobie do stajni (konie stały na stanowiskach) i klepnęła konia po zadzie   😲 nie wiem co to miało na celu  🤣 w każdym bądź razie ta osóbka sądzę, że już w życiu nie klepnie żadnego konika po zadzie. Wiadomo czym się to skończyło - niezłym kopniakiem.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
04 maja 2009 18:43
Ja tylko raz w życiu zostałam kopnięta w głowę - przez mojego ukochanego konia którego znałam jak własną kieszeń. Czyściłam mu brzuch kucając, a koń postanowił użyć zadniej nogi żeby odgonić muchę. Bolało...

Co do jeżdżenia bez kasku. Ja zawsze zakładam. Ale kiedyś, ładnych już kilka lat temu trener poprosił mnie, żebym wsiadła na pewną kobyłkę, która wracała w trening po wyźrebieniu. Było z 30 stopni, koń anioł, więc kask zostawiłam w stajni. I chyba ktoś tam "na górze" postanowił mi dać nauczkę - koń w kłusie potknął się (o coś ?) i wywrócił. Poleciałam na twarz, przez 2 tyg chodziłam ze szramą na policzku. Obejrzałam sobie to miejsce gdzie upadliśmy - równiutki piaseczek na ujeżdżalni, nie wiem, dlaczego stało się jak się stało. Od tej pory kask mam zawsze.
Zresztą jeżdżąc w UK w jakimkolwiek w miarę publicznym miejscu typu pensjonat nie da się wsiąść bez kasku, bo ludzie zakrzyczą Cię na śmierć.

Kiedyś moja pracodawca odebrała przy mnie telefon, i zbladła. Dowiedziała się, że jej dobrą przyjaciółkę kopnął koń podczas "long reining". Miała trzydzieści kilka lat, całe życie pracowała z młodymi końmi. Szła za jakimś 3-latkiem, najwidoczniej za blisko. Wystarczył jeden baranek w kopniakiem w tył. Dostała w mostek i zmarła na miejscu  🙁
busch   Mad god's blessing.
04 maja 2009 19:00
Jak dotąd najbardziej mrożące krew w żyłach sytuacje zdarzały mi się z ziemi- a tak wiele osób olewa sobie sytuacje, gdy ich konie powoli, sukcesywnie włażą im na głowę.

Jeszcze z tym wiązaniem jest niezbyt przyjemnie. Niby pozostawienie nieprzywiązanego konia to kuszenie losu, ale znowu w przeciwnym wypadku zawsze istnieje ryzyko odsadzenia się. Nawet najspokojniejsze konie się czasem odsadzają. Ostatnio gniada, koń bardzo odważny, "pewny" i zrównoważony, odsadziła się i wyrwała pozornie bardzo solidną (metalową!) rurkę  😲 . Tylko dzięki mojemu refleksowi/instynktowi samozachowawczemu uniknęłam polowej operacji plastycznej twarzy, tudzież klatki piersiowej- padłam na ziemię jak na wojnie zanim zdążyłam pomyśleć, a rurka sobie przefrunęła nad moimi plecami.
Już wolę nie przywiązywać i w sytuacjach kryzysowych łapać konia- teren zamknięty więc zbyt dużo się nie nabiegam  😉
Co do ujeżdżenia bez kasku. Ja jako "nieoficjalny" dresiarz mogę powiedzieć, że bez kasku/toczka nie wsiadam. Nawet na swojego (aktualnie szkółkowy) konia. ;]
Lotnaa   I'm lovin it! :)
04 maja 2009 19:14
busch, na odsadzanie i ryzyko z tym związane jest bardzo prosty sposób - zamiast przywiązywać konia do rury/deski/płotu, można do owej rury/deski/płotu przywiązać sznurek np. od siana/słomy, dopiero do tego sznurka konia. Jeśli koń panikuje, urywa się sznurek. Pozwala to uniknąć konieczności robienia uników przed latającymi rurkami, łapania koni galopujących z częściami ogrodzenia między nogami lub prób reanimacji umierającego zwierzaka, który prawdopodobnie w panice przerwał sobie rdzeń kręgowy...

Niby tak niewiele trzeba, ale po co...  🤔 :emot4:
a wiecie kiedy mi sie najwiecej strachu zdarzalo w glowie miec?
gdy wsiadalam na jakiegos niewyobrazalnie drogiego konia, lub dostalawalam go pod opieke 😉 bo wyplacac sie z 75 albo i 100tys euro to ja bym chyba wolala umrzec mlodo i szybko 😉
darolga   L'amore è cieco
04 maja 2009 19:23
Moja koleżanka dawała całusa swojej kobyle. Kobyła ją ugryzła w twarz, szwy na łuku brwiowym, brodzie, policzku. 2 operacje plastyczne, dziś została tylko mała blizna i dołeczki podczas uśmiechu... Ale i tak... yh.

Ze mnie cały czas się brechtają, że na skoki zakładam kamizelkę. Dziękuję, raz miałam kręgosłup złamany, drugi raz nie chcę.

Ale w obejściu, przy Siwej to łamię BHP przewybitnie... co gorsza - świadomie...
Jak to mówią... mądry Polak po szkodzie...
w moim przypadku najgorzej nie moge sie wyzbyc kucania przy koniu np podczas szorowania kopyt , czy zakładaniu ochraniaczy, kaloszków ! Nawet nie próbuje sobie wyobrazić jakby mogło sie to skończyć gdyby koń sie spłoszył , chociaż dobrze go znam ..ale instynkt to jednak instynkt ... 🤔
m.indira   508... kucyków
04 maja 2009 20:00
czasami nie brak BHP , lecz rutyna nas gubi ....
skutkiem dla mnie fatalnym kilka lat temu, był atak kobyły na kucyka , którego akurat przytulałam za szyję , oberwał mój łokieć i teraz czeka mnie operacja bo od prawie dwóch lat mam kłopoty z palcami i niedowład tej ręki ... przypadek? nierozwaga?
dziś daje mi też w kość obojczyk i łopatka , pewnie na zmianę pogody , weszłam między dwie klacze od tyłu , pierwsza z nich , okazała mi miłość (myślała zapewne , żem ogier) , druga wcale na sex nie miała ochoty , niezłe uczucie gdy przygniata cię dwa zadki , ramionka złożyły mi się do kupy , w dodatku od tej co nie chciała , dostałam buta , no i strzeliła łopatka , a obojczyk się deko przesunął z zerwaniem mięśni włącznie ...  rutyna?

co do kasku...
Lotna a gdybys miała kask to byś nie miała szramy na policzku?
ja miałam dwa wstrząsy , bez kasku , i w ani jednym przypadku kask by nie pomógł , raz wywaliłam na szczupaka waląc szczeną w ziemię , drugi raz dostałam w prawy zawias żuchwy ... ostrzegam , tak tez mozna wstrząsu się nabawić ...
i przykład mojej znajomej , walneła na boczek , w piasek , ale impetem głowa jej tak poleciała że daszkiem kasku wywaliła w ten piaseczek , odbicie było tak silne że rozbolała ją głowa , uwaga , z tyłu ... wstrząs i amnezja (uciekł jej z kalendarza cały dzień )
Dzisiaj w stajni próbowałam zrobić wszystko zgodnie z podstawowymi zasadami bezpieczeństwa - czyszczenie i siodłanie trwało ze dwa razy dłużej 😉 i mocno mnie zmęczyło... 🙂

Ale tak naprawdę jedyne wypadki z koniem miałam z własnej głupoty totalnej i lenistwa, więc coś w tym jest. Raz mi się nie chciało konia przestawiać, żeby kaloszka mu założyć, a stał przytulony do boksu, zapomniałam, że dopiero co miał ranę na nodze, a wtedy dość długo nawet po zagojeniu macha sobie nogą przy pierwszym dotykaniu - a durna baba kucnęła sobie przed koniem i tak zakładała kaloszka. Cud, że mój łuk brwiowy przeżył, ale siniaka tydzień nosiłam...

Innym razem w ciemnym boksie postanowiłam zad konia przestawić, bo mi wejście zasłaniał i nie mogłam do boksu wejść.... Ślad kopytka na udzie z miesiąc nosiłam...

Czasem wystarczy myśleć i przewidywać...
Ruda_H   Istanbul elinden öper
04 maja 2009 20:14
już chyba nie pamiętam zasad BHP przy koniach

Czytam i wychodzi mi na to, że jestem na dobrej drodze do jakiejś katastrofy, na szczęście mój koń jest chyba mądrzejszy niż ja i uważa bardziej na mnie niż ja na niego
kpik   kpik bo kpi?
04 maja 2009 20:38
[quote author=ona_mala_mi link=topic=5596.msg245147#msg245147 date=1241463561]
w moim przypadku najgorzej nie moge sie wyzbyc kucania przy koniu np podczas szorowania kopyt , czy zakładaniu ochraniaczy, kaloszków ! Nawet nie próbuje sobie wyobrazić jakby mogło sie to skończyć gdyby koń sie spłoszył , chociaż dobrze go znam ..ale instynkt to jednak instynkt ... 🤔
[/quote]

ja już mialam kilka niefajnych sytuacji podczas kucania przy koniu zarowno przy opanowanych jak i 'niepewnych' na umyśle, z kopem w łokieć albo głowe włącznie ale i tak kucam nie dam rady tego wyplenic... no chyba ze robie coś w oficerkach to wtedy jest to fizycznie niemożliwe.
Poncioch-u mnie najglupsze bylo to, ze zazwyczaj przy koniach, ktorych nie jestem pewna jestem bardzo ostrozna, a tamten kon byl takim misiem pysiem, ktory sie przytulal i generalnie chodzil za czlowiekiem jak pies, takze teraz juz wiem, ze trzeba byc uwaznym nawet przy najwiekszych "ciapkach" 😉


Ja innych koni niż "swoje" zwyczajnie się boję  😡
Trochę trwa, zanim się przyzwyczaję do nich.
Akurat tą kobyłę, która mnie tak potraktowała znam od źrebaka i nie spodziewałam się tego.
busch   Mad god's blessing.
04 maja 2009 22:52
Lotnaa- o patencie sznurkowym nie słyszałam, ale tak na zdrowy rozum: sznurek od snopowiązałki jest tak silny, że prędzej karabińczyk/szew kantara/metalowa rurka/rdzeń kręgowy konia puszczą, niż to białe dziadostwo  😀 .
A jeśli wezmę zwykły sznurek, to puści jak koń postanowi oddalić się w stronę soczystej kępki trawy.
Dziękuję, postoję 😉 - wolę nieuwiązanego konia (przynajmniej porządku się uczy: obie "moje" dziewczyny stoją grzecznie i nie trzeba już ich przywiązywać)
kujka   new better life mode: on
04 maja 2009 23:01
busch, my uzywamy w ten sposob snopowiazalek, jak na razie zdawalo egzamin (a pare koni juz sie urwalo).

ze jakis profi jezdziec nie zalozy toczka w 30 stopniowym upale, to jeszcze od biedy potrafie zaakceptowac, ale jak widze niepelnoletnie gowniarki ktore jezdza bez kasku zeby wygladac "profi" to sie cos gotuje we mnie. zwlaszcza jak ida skakac. w tej kwestii zupelnie zgadzam sie ze Strzyga.
w czwartek prowadziłam hucyka - wypierdka, był z lekka spanikowany i nastąpił mi na śródstopie (raczej naskoczył) mam sine palce, cały czas wydaje mi się, że się nie domyłam, dobrze, że mogę jeździć i chodzić :]

edit: co do kasku, jestem stara i zawsze w kasku jeżdżę, kiedy byłam młoda i głupia to często jak się dało to bez...kilka wstrząsów mózgu.

a i jeszcze jak spadałam kiedy miałam te 11-17 lat to mój padre w samochodzie zawsze na mnie krzyczał : to przez tą twoją cholerną nonszalancję! i miał niestety rację.
busch   Mad god's blessing.
04 maja 2009 23:05
kujka- czyżbym przeceniała Moc snopowiązałki?  😁 . Jak dotąd przekonałam się, że wytrzymuje naprawdę duze obciążenia ale być może rzeczywiście nacisk konia w chwili odsadzania się jest więcej, niż naprawdę duży  😉
kujka   new better life mode: on
04 maja 2009 23:08
busch, Moc snopowiazalki wlasnie w tym lezy. jak kon sie urwie to sizal puszcza, a jak chcesz powiesic na nim pilke w boksie to sie trzyma. zaiste potezna jest moc bialego sznurka.
trzynastka   In love with the ordinary
04 maja 2009 23:08
z nauk życiowych:

Konia ślepego na jedno oko nie klep energicznie w zad.

Tereny na oklep rzadko są dobrym pomysłem.

Nie wierz jeśli mówią, że misiek i spokojny.

Lepiej mieć spoconą głowę od kasku niż jej nie mieć.

Nie bądź zbyt pewny siebie i swoich umiejętności.

Przeszkoda którą codziennie się skacze i nikt jej nie przestawia nagle może być straszna.

Nie próbuj łapać konia latającego z drągiem po placu.

Nie popisuj się.

Nie przeceniaj się.

Lepiej puścić lonże/uwiąz niż leczyć oparzenia.

Czasami warto się odsunąć. (życiowe prawdy typu "jak koń biegnie na Ciebie stój w miejscu lub zrób krok w przód" )
[i]
edit:

To, że stajenny potrafi sprowadzać po 5 koni w padoku nie znaczy, ze Ty masz taką moc.

Hacele potrafią latać.

Koń ma dłuższe nogi niż się wydaje. (zasięg kopa)

darolga   L'amore è cieco
04 maja 2009 23:11
ale jak widze niepelnoletnie gowniarki ktore jezdza bez kasku zeby wygladac "profi" to sie cos gotuje we mnie. zwlaszcza jak ida skakac. - doookładnie! Szlag mnie trafia jak na to patrzę. I oczywiscie pelham do ryja, ostrogi na nogi i heja! A jak się wybierze niedzielna rodzinka na spacer i zacznie koniki oglądać - to coniektóre specjalnie zaczynają szarpać za pysk, kopać, prowokować do buntów, dębów, caplowania, żeby pokazać, jakie to konie złe i jak to one super nie jeżdżą. Aż dziw, że takim idiotkom nic się nie dzieje. Ale jak to mówią, głupi ma zawsze szczęście...

ninevet -  👍 świetnie to ujęłaś! Święte słowa. Mogę sobie to zapisać?
trzynastka   In love with the ordinary
04 maja 2009 23:13
ninevet -  👍 świetnie to ujęłaś! Święte słowa. Mogę sobie to zapisać?


pewnie, że tak 🙂 aczkolwiek wolałabym tych prawd nie znać  😁
busch   Mad god's blessing.
04 maja 2009 23:19
Lepiej puścić lonże/uwiąz niż leczyć oparzenia.
Tego się akurat nauczyłam na własnej skórze  😡

Z własnych doświadczeń: jeślli mamy ambicje iść ze swoim kochanym rumakiem na relaksujący spacerek, to zawsze przypinajmy go do lonży. Uwiąz lub wodze w decydujących momentach są zbyt krótkie, a te dodatkowe kilka metrów przestrzeni dane przez lonżę w większości przypadków uspokaja konia. Wiele razy wystarczyło dać koniowi trochę więcej lonży, przebiegł te dwa-trzy metry/odskoczył w bok/zaczął biegać wokół mnie i się uspokoił, a moje ręce nadal były całe i zdrowe. A jeśli dodatkowa przestrzeń dana przez lonżę nic nie pomogła, to mam pewność, że nie pozostało nic innego, tylko puścić konia. Tutaj objawia się dodatkowa zaleta lonży: dłuższy pasek= łatwiejszy do złapania, również przez osobę postronną.
darolga   L'amore è cieco
04 maja 2009 23:20
Ja niestety niektóre prawdy dobitnie poznałam, ale może innych uchronię 😉 tak fajnie napisane jakoś lepiej do łepetyny wchodzą  😁
trzynastka   In love with the ordinary
04 maja 2009 23:23
Lepiej puścić lonże/uwiąz niż leczyć oparzenia.
Tego się akurat nauczyłam na własnej skórze  😡


ja tez nie raz ale jeden był wyjątkowo dotkliwy. Rękę miałam nieczynną miesiąc. Wydarło mnie do żywego mięsa ale to już wina mojego "sprytu", bo mimo, że puściłam lonże to i tak przelatywała mi przez ręke, bo się zaplątała.
darolga   L'amore è cieco
04 maja 2009 23:25
Z doświadczenia koleżanki:

nie zawijaj lonży/uwiązu wokół ręki... chyba, że jej wybitnie nie lubisz i chcesz ją wystrzelić w siną dal z mega przyspieszeniem...
darloga A mnie takie zachowanie wkurza bardziej w przypadku "profi" 🤣

Jeszcze taka zasada (końtrowersyjna???): nie zbliżaj się do konia bez potrzeby  😀iabeł: Ale ja na serio - tylko to zapewnia 100% BHP  😎

I jeszcze trzeźwe spostrzeżenie mojego kolegi (po czasie- gdy rączka już w gipsie była): "Wiesz, końmi to się zrywkę w lesie prowadzi, a ja idiota myślałem, że utrzymam  🤔wirek:"
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się