Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

Krokus bynajmniej. Przynajmniej ja nigdy nie spotkałam się z jakimiś przykrościami od rodaków.
Będąc na obczyźnie (btw. gdzie pracowałam z końmi) sytuacja tak się złożyła, że potrzebowałam pomocy. Znalazła się na podorędziu jedna polska dusza. Niby była to daleka znajoma ciotki koleżanki wujka stryjecznego matki, no ale zawsze mogła odmówić tejże pomocy, wymigując się studiami / pracą / małym mieszkaniem / brakiem funduszy albo czymkolwiek innym. Przyjęła mnie z otwartymi ramionami 🙂 Cale szczescie, ze jest ktos, kto nie odwroci sie do człowieka w przypadku awaryjnej sytuacji 🙂
Jeżeli chodzi o jakieś drobnostki, to tak samo - same przyjemności, miła pogawędka etc. Nigdy żadnych utarczek słownych, czy innych tego typu niespodzianek.

Choć wiem od innych, że różnie to bywa. Ja mam to szczęście, ze raczej na dobre dusze trafiam.
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
04 listopada 2009 19:58
chyba zalezy na jakiego Polaka się trafi, szczególnie w UK.
ja unikam 'Polaczków' ze zmywaków, czy budowy, generalnie ludzi niewykształconych, rzucających mięsem na wszystkie strony, uważających, że Anglia powinnam im zapewnic wszystko i wszędzie.
natomiast Polacy na uniwersytecie (czy to studenci czy wykładowcy) to już zupełnie inna para kaloszy, ludzie przyjemni, pomocni, szanujący innych.

tak szczerze: rozumiem opinie Anglików źle wyrażających się o większości (nie mowie o 100%) Polaków wyjeżdzających za pracą. i tak jak ja myśli reszta moich polskich znajomych. przykre, ale prawdziwe 🤔
ja też mam właśnie przegląd w niemczech, anglii i austrii i jeżeli człowiek jest zadowolony z pracy swojej za granicą nie ważne jakiej to jest miły a jak pracuje bo musi ale uważa to za wszelakie złoto własnie sa nieprzyjemnosci.  👀
Edyta, mam dokladnie takie same odczucia po paru latach spedzonych w Dub. Niestety, wiekszosc Polaków widywanych na ulicach to prowincjonalne pólmózgi i ich kryski z solarium. Tak samo na moim osiedlu (cale pod wynajem) - wszyscy (lub niemal wszyscy) Polacy reprezentuja ten typ mlodego budowlanca, co mieszka z dziewucha i dwoma identycznymi parami w 3-bedzie. Przez okna (wszystko widac, bo to penthousy) widac, jak ci ludzie spedzaja czas - masz takich lebków w dresach przed telewizorem (tam oczywiscie cyfrowy polsat), z puszka piwa w lapie. Dziewczyny albo w kuchni, albo równiez przed tv. Jak jest piatek czy sobota, to jest jasne jak slonce, ze bedzie slyszalna na cale osiedle biba z chlanskiem i darciem ryja z balkonu. No i naprawde, stosunek "polaczków" do wyksztalconych, inteligentnych, fajnych Polaków to 9:1. Znalezc znajomych z zainteresowaniami, takich, z którymi mozna sie wymienic ksiazkami czy pogadac o sofistach - to jest wyzwanie.
Póki co gorszymi sasiadami niz "polaczki" byli dla mnie tylko Litwini - ten sam sort, ale jeszcze bardziej buraczani. Najlepsi sasiedzi to z kolei... Hindusi. Tych jest na osiedlu najwiecej, i to nie zadna biedota, ale eleganccy panowie i ich rodziny. Spokojni, usmiechnieci, rodzinni, cisi. Naprawde, sasiedzi marzenie.
A co do "Polak Polakowi" - to akurat poniekad prawda. Sama zostalam oszukana przez Polaka, który opowiedzial mi lzawa historie i wydebil ode mnie 15e - w zastaw zostawiwszy telefon kom starszej daty. Oczywiscie nigdy sie nie zjawil z powrotem, dowiedzialam sie potem, ze ten typ tak ma, to nie przypadek. Na szczescie wyszlam na tym calkiem niezle, 15e to zaden majatek, a telefonu uzywam bedac w Polsce, bo oczywiscie nie ma sim locka 😉
Bez zastawu tych 15e bym mu na pewno nie dala, obcy czlowiek to byl. Ale wydawal sie byc naprawde w potrzebie. Taaaa..  🤔
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
06 listopada 2009 00:01
Ano . I jeszcze zauważyłam, że jeśli ludziki typu "buraczki" trafiają za granicę i mieszkają razem- to przenoszą swój styl bycia na tą mini społeczność - często dosłownie zatruwając ją  jadzikiem (za dużo jadu w stosunku do wielkości grupy). Zaprzyjaźnienie się z takimi gronami czasem prowadzi do toksycznych uwikłań. Bywa więc, że człowiek woli być na bezpieczną odległość z tymi rodakami. Zaprzyjaźnia się więc np. ludźmi miejscowymi, lub z innej nacji i zaczyna żyć miejscowym stylem życia (w pozytywnym zakresie) - a wtedy jest odbierany jako "bardzo, bardzo zły" w oczach takich rodaków.  A jeśli jeszcze takiej osobie się powiedzie... 😵 Niestety przykład z życia.

A ja im bliżej wyjazdu tym bardziej zmieszana jestem. A i mój wyjazd ciągle przesuwa się w czasie.  🙂

Hindusi... tak sąsiedzi marzenie  🙂
mam pytanie czy to prawda że rodak jest najgorszy na obczyźnie?


prawda. mozna zostac okradzionym ze wszystkiego np.
Ja za bardzo nie mam co się wypowiadac, bo mieszkam w takiej dziurze, że Polaka to chyba raz na miesiąc zobaczę, jak pojadę do dużego miasta.

Jednak znajoma, co mieszkała we Włoszech opowiedziała mi historię, po której na prawdę mi było wstyd za rodaków.
Otóż koleżanka jechała sobie autobusem miejskim, kiedy nagle wsiadło dwóch młodych polskich chłopców. Wskazali na nią palcem i zaczęli rozmawiac: "Patrz, jaka cizia, jakie ma cycki" itp. Potem opowiadali sobie, jakto by uprawiali z nią seks, używając niewybrednego języka. Pytali się jej po polsku "Hej, dz**ko, będziesz się ze mną je**c". Dziewczyna do pyskatych nie należy, jest bardzo nieśmiała i cicha, poza tym bardzo się bała, więc nie odezwała się ani słowem. Wysiadła z autobusu na następnym przystanku. Nagle zaczepił ją jakiś Włoch i jej powiedział:
"Proszę się nie martwic, to tylko ci prości, głupi Polacy"
Wstyd, wstyd, wstyd!
Szkoda, ze nie spotkali mnie  😁

chociaz to o mnie nawet nie mozna powiedziec "ma cycki", chyba ze w zartach  😂
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
07 listopada 2009 03:31
ja lubię Azjatów jako sąsiadów 🙂 w miejscu gdzie teraz mieszkam sa albo Anglicy po 50, albo wlasnie studenci z Azji. bardzo kulturalne towarzystwo, spokojne, zadnych wrzaskow i rozrob. wszedzie czysto, nie ma porobijanych butelek. rano robiąc sniadanie ogladam kaczki lazace po trawie, pozniej wedkarzy probujacych zlapac cos w stawie 🙂
a akurat z hindusami nie lubie mieszkac przez... zapachy. jedzenie smaczne, ale kuchnia smierdzi tak ze trudno sie tego pozbyc z domu. ale wiadomo, dla kazdego cos milego 😉
rano robiąc sniadanie ogladam kaczki lazace po trawie, pozniej wedkarzy probujacych zlapac cos w stawie 🙂


jezu, to juz nawet tam dotarly?! kwa kwa kwa  😁
Edyta, ja akurat tak mieszkam, ze bezposredniego mam tylko jednego sasiada - nade mna (btw to jakis dziwny Irol, co sprawil sobie malego mopsa i cale dnie go trzyma na balkonie  :icon_rolleyes🙂, takze nie doswiadczylam zadnych zapachowych przygód - ale powiem Ci, ze codziennie przechodze kolo kilku nalezacych do hindusów mieszkan ulokowanych na parterze i mimo, iz zazwyczaj maja otwarte okna przy kuchni, nigdy nie poczulam zadnych zapachów. Czasem jak ide przez podwórko to faktycznie czuje czosneczek albo smazone miesko, ale to dla mnie wspaniale zapaszki i ciezko powiedziec z czyjego okna sie dobywaja 😉 Czesto gesto pewnie z mojego 😉
A za najwiekszych smierdzieli uchodza czarnoskórzy, za syfiarzy zas - brazylijczycy. To wszystko opinie tych, którzy z w/w mieli okazje mieszkac po sasiedzku.
my_karen   Connemara SeaHorse
07 listopada 2009 11:49
Podczas pobytow w Anglii i Irlandii miałam okazje mieszkac z Włochem, Amerykanka, Niemka, Francuzem, Afroamerykaninem, i posrednio z Irlandczykiem i Anglikiem.
Z Polakami 'przez plot' w Anglii. Strasznie nieporzadni, strasznie dziwni, pilnowali bardzo, zeby zaden Polak sie nie zblizyl. Raz jeden poszlam po rade - najchetniej chyba by wygnali z podworka.
Zawisc straszna.
Za to Anglikom w tyłki włazili bez mydła.
Moze zle trafilam, ale doswiadczenia z budowlacami (bo takich w okolicy Tralee bylo sporo) mam podobne do Waszych.
Tam wlasnie mialam podobna sytuacje do tej, ktora opisala ikarina . Robilismy sobie zakupy z pracuajaca z nami Irlandka w Lidlu, po chwili weszla grupa chlopakow po 20lat. Zaczeli pieknie po Polsku opisywac, co by nam najchetniej zrobili, jezyk oczywiscie bardzo ambitny. Niestety nie zdazyli sie rozkrecic, bo... zostali zgaszeni jednoczesnie przez dwie osoby 😁 odezwalam sie ja - na spokojnie, zeby przy Irlandce siary nie robic, i... ochroniarz, o ktorym nie wiedzialam, ze Polakiem byl nawet 😉 Chlopaki sie zmyli, a my z ochroniarzem mielismy niezly ubaw z ich min 😂

Za to tam, gdzie obecnie pracujemy w Irlandii Polakow nie ma w okolicy, i jestem z tego powodu zadowolona.
Jest sporo Polakow w Lidlu w miescie obok, ale zwykle te niezobowiazujacy pogoaduszki z nimi sa dosc mile.
W ogole mam wrazenie ze Lidl to centrum spotkan Polonii irlandzkiej...

Moja dobra kolezanka Irlandka ma tam swoje b&b i pub i Polki zatrudnia czasem do sprzatania, ale wrażenia ma jak dotad dobre.
Natomiast we Wloszech jakis czas pracowala moja przyjaciolka, i tam ponoc każdy rodak wyciagnie pomocna dłoń. Z moich doświadczen na Wyspach wynika jednak, ze lepiej sie od nich trzymac z daleka, bo w najlepszym wypadku tyłek obrobia i nagadaja komu sie da. Straszne.

A z narodowisci, z ktorymi pracowalam wrażenia calkowicie skrajne🙂
Wloch - straszliwy bałaganiarz, jednoczesnie chlopak z sercem na dloni, bezposredni pomocny i... rozrywkowy🙂
Amerykanka dosc pozytywna, rozrywkowa, ale buzia sie nie zamykala i czasem mowila ze 2 slowa za duzo, czesto jej to na dobre nie wychodzilo...
Niemka bardzo porzadna i poukladana, wspołlokator marzenie mozna rzec.
Francuz - skryty dosc, co roznie mozna bylo odczytac, ale generalnie na plus. Tyle, ze balaganiarz staraszny.
Azjatow mialam okazje widywac tylko przy okazji wyjazdow konnych na plaze - i wrazenia dosc pozytywne, ludzie bardzo grzeczni, spokojni.. wrecz niezdarni 🙄 zwykle azjatki wsiadajace u nas na konie zapinało sie na uwiązy od razu na starcie. 🏇 Ale jako ludzie bardzo przyjemni.
Podobne wrazenia mam z Izreaelczykami zreszta.



Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
07 listopada 2009 14:17
Hehe a jeszcze tak mnie naszło Duńczycy- niesamowicie punktualni, bardzo obowiązkowi (jak się umówią na spotkanie, to choćby się paliło to są, nie tak jak wielu Włochów).
Co do punktualności... kiedyś podczas szkolenia w Cologne, mieszkałam  w hotelu z znajomymi duńczykami. Miałam rano jechać z nimi na teren szkolenia. Impra była dobra (m.in. z częścią tych Duńczyków), mój budzik nie zadzwonił - więc jak się obudziłam, na wariata było szykowanie. Wybiegłam dwie minuty po umówionej godzinie zbiórki. Duńczyków już nie było.... 😵
Podbiegłam szybko do innej grupy duńczyków z pytaniem czy widzieli moich Duńczyków, czy już pojechali, a o ni odpowiedzieli bardzo serdecznie- wsiadaj z nami.  😀 Okazało się, że moi nim pojechali dogadali się z tymi, że zaginęła im jedna owieczka i poprosili o przygarnięcie 🙂. A busik był pełen odgłosów śmiechu, ktoś wesoło śpiewał sobie, każdy był ciekawy i chciał rozmawiać ze mną .
Na imprezie bardzooo dobrzy kompani, zadziwiająco rozluźnieni (zdziwieni naszym tempem, ale dotrzymali kroku i duńskie specyfiki fajne 😁 ), mimo iż niektórzy zakonczyli ledwo żywi, tak, że się martwiliśmy- rano rześcy, gotowi do działania, punktualni.

Włosi na imprezach bardzo bardzo weseli, głośni ( ale nie tak jak my - jak jakaś grupa we Włoszech w nocy chodzi po ulicy i śpiewa  - podobno to Polacy najczęściej, 😡 lub turkowie   o ile pamiętam dobrze )
Hiszpanie natomiast są dość podobni do Włochów na imprezach. Ale miałam jedną trudną sytuację na imprezie w Pl w związku z ich temperamentem -, łatwo ich zdenerwować i nie umieją odpuścić nawet przy silniejszych rywalach. Rozdzielałam kilku wciętych troszkę Hiszpan z naszymi. Zaczepkę rozpoczęli... Hiszpanie. Zajadliwe to to strasznie.  😁 Momentami sama mialam ochotę palnąć któregoś, gdy nawet udało mi się uspokoić prostego, ostrego dresiarza, a Hiszpanie nadal go podkurzali mimo wielu proś o spokój. No i po łapskach czasem panom trzeba dać, tak jak kumplom z Włoch 😉 -jak jeden dostał w plaskacza uśmiechnął się  radośnie i stwierdził, że dostał -jak od Hiszpanki  😁  😵
Hehe a jeszcze tak mnie naszło Duńczycy- niesamowicie punktualni, bardzo obowiązkowi (jak się umówią na spotkanie, to choćby się paliło to są, nie tak jak wielu Włochów).



gdzieś Ty takich Duńczyków znalazła?? 👀 bo jak dla mnie są strasznie niepunktualni i nie zdarzyło mi się jeszcze nie czekać 😵
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
08 listopada 2009 02:36
biznesowi.
Przy czym porównywałam do innych biznesowych  🙂

A co większość  jest niepunkualna ?  🤔
Tych których poznałam (sporo ich było) dosłownie są wzorami tych cech.

Z punktualnością i pojawieniem się w ogóle na spotkaniu -przeboje miewaliśmy z Włochami...  😵
no ja właśnie nawet o tych biznesowych mówię, dosłownie o wszystkich których poznałam...
nie wiem, może oni wiedzą że i tak część sie spóźni to i oni się spóźniają 😁
tyle że ja zawsze jestem punktualna a nawet przed czasem i to czekanie mnie doprowadza do szału bo to nie raz nie dwa się zdarza a ciągle 😤
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
09 listopada 2009 00:23
ooo to chyba szczeście miałam jakieś.  🤣
Nie siedziałam dłużej w Dani  i właśnie widać jak złudne mogą być takie osądy. Tym Duńczykom bardzo zależało na współpracy z nami , więc może jakoś wybitnie się starali?  😁
I mam zagwozdkę teraz.  🤣
tekst roku 2009: co tam slychac w faszystowie?  😵

To jak z tym spotkaniem volotywm? Jam chetna 🙂 Juz zapominam polskiego, ostatnio nie wiedzialam, jak jest dworzec haha. Ostatni raz bylam w PL 20 wrzesnia i ... nie tesknie...
w niemcolandii wszycho ok. Czas leci, gadajac z Gienia przez tel uzywam czesto niemieckich slow, abym mogla sklecic porzadne zdanie, ale gram namietnie w literaki, co mi coraz lepiej idzie. Przypominam sobie polskie slowa  😁
Jak masz ochote na pogaduchy, mozemy sie zdzwonic, uslyszysz, jak ja kalecze polski jezyk  😵

Szczerze przyznam sie, ze jestem tu juz  osiem lat i tez nie tesknie...  😵
A ja wlasnie w Polsce z okazji swiat!! Staram sie bardzo pilnowac,zeby nie kaleczyc ojczystego jezyka, bo bardzo tego nie lubie. Niemniej jednak musze sie okropnie pilnowac, bo mysle po niemiecku 🙂😉 No i ogromne zdziwienie moje sie utrzymuje, ze wszyscy w kolo mowia po polsku 😉
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
27 grudnia 2009 12:31
lo matko, moja polszczyzna momentami lezy i kwiczy ale staramy sie z Anka, oj staramy. Kiedys pamietam jak Anka uzyla jakies "wyszukane" polskie slowo, usmialysmy sie ze hej przy tym  🤣 🤣 😂
no to chyba bedzie najdziwniejsze uczucie po przyjezdzie, ze wszyscy wkolo moga Cie zrozumiec...

Ale jest po prostu przeeecudownie. Zaczelam zupelnie nowe zycie, zmienilam troche swoje poglady i filozofie... Zyje na spokojniej, wlasciciele sa przewspaniali. Tak jak teraz, bylismy na obiedzie i kazali mi isc leniuchowac do pokoju... Jakiejs takiej zadnej presji, tyle zaufania, partnerstwa. Czad  💃

U mnie z polskim najgorzej, jak pisze artykuly. Potrzebuje paru godzin by powtornie wejsc w moja dziennikarska dusze i bawic sie jezykiem. Niesamowite, raptem 3 miesiace 🙂
Karola, tylko sie nie daj, bo szkoda. Zwlaszcza, jak sie mowilo ladna polszczyzna. Wszyscy mi to mowia, ktorzy dluzej mieszkali w Niemczech.

Na szczescie tym razem tez mam do czynienia z niesamowitymi ludzmi i chce zostac na duuuzo dluuzej, niz ostatnio, jednak oszolomow nie brakuje i z tym zaufaniem, to hmm.. no trzeba uwazac. Niemcy w duzej wiekszosci mowia jedno, a mysla drugie. Takie dystyngowane zachowania na pokaz, to tutaj normalka. No ale to zalezy z kiim sie ma do czynienia! Ja tez moge liczyc na maksymalna dawke zaufania 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
22 stycznia 2010 11:51
Po czterech miesiącach w Polsce - znów uciekam.

Tym razem do Danii  🙂 Dla mnie to totalna egzotyka, ale chyba przez to jeszcze bardziej kusi.
Zobaczymy.
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
22 stycznia 2010 11:54
Lotnaa jak super!
co sobie w Dani znalazłaś?
Lotnaa   I'm lovin it! :)
22 stycznia 2010 12:04
A co ja mogłam znaleźć? Konie, of course 🙂

Ja mam być odpowiedzialna za kucyki - dwójka dzieciaków skacze na wysokim poziomie, chłopiec jest mistrzem Danii w swojej grupie. Do tego rodzice też skaczą, amatorsko, ale konie są niesamowite i chodzą konkursy 120-140.
Mam być luzakiem bez machania widłami, pomagać na zawodach itd, do tego wsiadać na koniki kiedy właściciel nie ma czasu ich ruszać.
Okolica jest śliczna, mam tylko nadzieję, że do wiosny już niedaleko, bo troche tam zimno  🤔
Ogólnie wygląda to na ciężką pracę, ale warunki finansowe dość fajne, więc nie mam zamiaru narzekać.

A dziś dzwoniła do mnie pani z Tesco UK by pogratulować, że przeszłam pierwszy etap rekrutacji. Ale jakoś do UK aż tak bardzo mnie nie cięgnie, tym bardziej, że paradoksalnie taka praca biurowa jest tam gorzej opłacana niż siodłanie kucyków w Skandynawii. No i do Tesco jako firmy mam małe obrzydzenie.
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
22 stycznia 2010 12:09
no to fajnie, brzmi bardzo sympatycznie 🙂 nie zapomnij zasypać nas zdjęciami.

kiedy wyjezdzasz? juz teraz, czy dopiero za parę dni/tygodni?
Lotnaa   I'm lovin it! :)
22 stycznia 2010 12:17
W przyszły piątek. O ile mój obecny szef mnie w siłą w pracy nie zatrzyma  😉
Lotnaa, a nie chcesz wrócić do poprzedniego miejsca pracy? Bardzo ciepło pisałaś o szefowej.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
22 stycznia 2010 16:36
Moja była szefowa to równa babka i wciąż wymieniamy maile, ale nie chciałabym do tamtej pracy wrócić - brak mieszkania i niepełny etat oznacza zupełnie nieatrakcyjne finanse, i raczej życie z dnia na dzień, czyli podobną sytuację jaką mam w PL.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się