edyta, ty nie zrozumiałaś. Przyjaciele też zdradzają. Nawet ci najlepsi. Mąż-przyjaciel to żadna gwarancja, że nie zdradzi. Jako mąż-kochanek. Jako przyjaciel. Na raz, albo osobno. Przy czym jeśli zdradzi jako mąż, to zdradzi i jako przyjaciel. A nie musi zdradzić mąż jako mąż (zdrada małżeńska), żeby cię zdradził/zawiódł mąż-przyjaciel.
Przyjaciel to taki dziwny status, który istnieje tylko w przeszłości i teraźniejszości, w przyszłości nie istnieje. W przyszłości istnieją tylko wiara/ufność i obietnice. Nikt nie może powiedzieć: "jutro będę miał przyjaciela". Przy czym o statucie "przyjaciel" decyduje świadomość/wiedza drugiego przyjaciela, nie fakty. Przyjaciel przestaje być przyjacielem gdy Dowiadujemy się że i jak mocno nas zawiódł, powyżej naszych granic. Nie wtedy, gdy nic o tym nie wiemy - a już się stało. Zdrada małżeńska też przynosi gorzkie owoce dopiero gdy dociera do świadomości. Wcześniej to mogą być zal ą żki, przeczucia, niepokój, "zły układ energii".
Pewnie, cudnie mieć Prawdziwego przyjaciela na dobre i na złe. Można dać się za to pokrajać (że się ma), ale nigdy nie wiadomo Na Pewno.
Że się ma męża to się wie (jeśli był ślub). I można nawet określić, do kiedy będzie mężem (gdy ustalona data rozwodu).
Mąż przyjacielem może przestać być w każdej chwili. A żona tego nawet nie zauważy = dla niej będzie przyjacielem, dopóki się nie dowie, że nim nie jest. Oczywiście także odwrotnie. Zdradzają przyjaciele obojga płci.
Męża ma każda mężatka. Na pewno. Nie każda dobrego. Że uważa męża za przyjaciela jeszcze nie znaczy, że on tym przyjacielem jest - tzn. że nim będzie, gdy dotrze wiadomość o zdradzie.
Naprawdę fajnie by było, gdyby jakość więzi stanowiła jakąś gwarancję. Ale tak NIE JEST.
Ostatnio rozmawiałam o tym z mężem. Czy zakochanie to grom/ulewa z jasnego nieba, czy wcześniej muszą nadciągnąć chmury (nad dotychczasowy związek). Twierdziłam, że chmury, że zawsze jest jakiś istotny brak, jakaś niezaspokojona ważna potrzeba. Mąż twierdził, że ulewa z jasnego nieba. Staje się - i cześć. Nadal twierdzę, że nie ma racji, bo... bo praktycznie nie ma ludzi, którzy mają zaspokojone wszelkie swoje potrzeby. A jeśli przejściowo mają, to nawet nie mają okazji do zakochania "coup de foudre". Jak twierdził Wołodyjowski "Gdy kto ci ostatniego talara z sakiewki ukradnie, już nie musisz bać się złodzieja". Mąż obstaje przy swoim - może nie jest moim przyjacielem? Dotychczas - ile jego sił, tyle mogłam na niego liczyć. Dziś też, mam nadzieję, że i jutro, i że któreś z nas pochowa to drugie. Ale wg niego może się zakochać ot tak - bo tak. Co ma do tego przyjaźń? Jest w stanie jakoś "zapobiec"?
edit: co do "wskazówek". Cóż, najwyraźniej dążenie do świętości nadal znajduje się na czele priorytetów części ludzkości. Szczególnie CUDZE dążenie do świętości. A że rozum się zdeka buntuje, bo wskazówki wzajemnie sprzeczne - o to mniejsza 😁
edit: żeby tak dopełnić ogromu cynizmu w sprawie przyjaźni:
kreskówka