Mam milion różnych odczuć na temat tego, co wszyscy tutaj piszą. Świat zarazem idiocieje(a może bardziej: deterioruje, cofa się) i rozwija się.
Weźmy takie szkolnictwo(bo o nim w ostatnich postach mowa). Głupotą jest to, w jaki sposób nas/nasze dzieci uczą w szkołach. Przesyt - w dużej części - do niczego nienadających się informacji, klucze na egzaminach/maturach z języka polskiego. Starczy jednak przeczytać ten wątek żeby dowiedzieć się, że wiele ludzi to zauważa(ergo - jednak jesteśmy świadomi, potrafimy wartościować papkę, którą podają nam nauczyciele i ministerstwo). Jak było kiedyś? Uczyli nas, że rasija nasz przyjaciel, że wujek rokossowski i papcio stalin... Pod koniec XIX wieku komisarz do spraw patentów USA stwierdził, że jego urząd należy zamknąć, bo wynaleziono już wszystko. Kopernika też przecie przypiekać chcieli za "o obrotach sfer niebieskich".
Mamieni byliśmy(my - jako ludzkość) zawsze. Z czasem zmienia się tylko społeczna świadomość i wydaje mi się, że jest to jednak tendencja wzrostowa.
Zdanie niektórych wypowiadających się w wątku dziwi mnie trochę. Jasne - język pokemonów, zdjęcia rozebranych dziewczynek na fotoblogach, brak ruchu dzieciaków siedzących przed komputerem 24/7 to zły znak naszych czasów. Ale nie znaczy to, że mamy "pić wodę z kałuży, napier***ać mieczem i gardzić łącznością telefoniczną". Kupowanie produktów z zielonym znaczkiem na siłę jest dla mnie tak samo śmieszne jak stołowanie się jedynie w fastfoodach.
Co do kaleczenia języka, jego czystości itp. W bardzo wielu przypadkach to sam język polski tworzy dyslektyków i im podobnych. Operujemy językiem który pod względem gramatycznym i fonetycznym jest jednym z najtrudniejszych na świecie. Nasze reguły językowe w dużej części są po prostu idiotyczne i opanowanie ich jest dla obcokrajowca niemal niemożliwe. Musimy pogodzić się z tym, że język się rozwija - rjp kilkukrotnie rozważała chociażby ujednolicenie "u" i "ó", "ż" i "rz" itd. Pewnie kiedyś się to stanie, a ludzie będą krzyczeli wtedy, że tworzy się język dla idiotów. A to przecież tylko ewolucja. Gdyby nie ona, gdyby nie zapożyczenia, dalej mówilibyśmy
Twego dziela Krzciciela, bożycze,
Usłysz głosy, napełń myśli człowiecze.
Słysz modlitwę, jąż nosimy,
A dać raczy, jegoż prosimy:
A na świecie zbożny pobyt,
Po żywocie rajski przebyt.Swojego czasu w szkole średniej przygotowywaliśmy się do OLiJP. 90% osób, z którymi nad tym pracowałem było przykładem tego, że nadmiar literatury też prowadzi do idiotyzmu i nadmiernego(aż śmiesznego) "uwzniaślania" materiału. Kilka miesięcy przed każdą olimpiadą jechaliśmy na dwa tygodnie do sióstr zakonnych i tam, zamknięci z książkami, "kontemplowaliśmy" nad gramatyką, ortografią i przede wszystkim - interpretacją. Za każdym razem po takim wyjeździe byłem kompletnie zniszczony psychicznie - nie dlatego, że czacha dymiła mi od przesytu wszystkich wymienionych wyżej rzeczy, a od tego, że z moimi "kompanami" po zakończonej interpretacji nie można nawet było iść na piwo - bo to przecież nie wypada, bo w tym czasie można przecież jeszcze przeczytać jedną książkę... Trafiliśmy swojego czasu na wiersz Peipera "Noga"(
link), nad którym siedzieliśmy dobre dwa dni, próbując nadawać sens zidiociałym frazesom. Po wszystkim przyszedł do nas nasz doktor i oznajmił, że był to dla nas test(który nawiasem mówiąc wszyscy zawaliliśmy), a sam Peiper był wywodzącym się z awangardy krakowskiej idiotą-pijakiem grającym po nocach na fortepianie(na ktorym swoją drogą grać nie potrafił) i budzącym ludzi. Od tamtego czasu znacznie bliżej mi do skamandrytów niż tych "natchnionych" pokroju Słowackiego.
Wniosek(jak dla mnie) z tego taki, że czy czytamy książki, czy odżywiamy się, czy korzystamy ze zdobyczy techniki, musimy zachować w tym wszystkim umiar i zdrowy rozsądek.
P.S. gdzieś wcześniej ktoś pisał, że oprócz Sapka nic z rodzimych autorów nie czyta - w takim razie z całego serca polecam Wiesława Myśliwskiego, który wydaje książkę raz na 10 lat, ale jak już coś wyda, hoho!