Sprawy sercowe...

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 kwietnia 2016 18:37
Ale z tego, co pisze aronka, dla niej krzyk ma funkcje wychowawcza. Krzykiem wychowuje sobie partnera. I nie widzi w tym nic specjalnie złego.
Dziewczyny wy nigdy nie krzyczycie, na prawde?  🤔
Chyba powinnam iść się leczyć w takim razie.

leczyć to takie złe slowo, zmienić się! nie pracować nad sobą, ale zmienić się kompletnie  :kwiatek:  od już
co nie zmienia tego, że mnie dziwi, że facet zasłonil się kłamstwem o swojej matce, tak jakby szukał wymówki, albo ukrywał coś więcej niż powiedzial
Dzięki dziewczyny, spojrzałam na całą sytuację z innej perspektywy. Wiem że muszę zmienić swoje postępowanie, czy w relacjach z tym partenerem czy z kimś innym. Nie sądziłam że to aż takie chore może być. Ot robie tak od zawsze  😵
aronka, eee... Krzyk nie działa pouczająco. Pamirowa dobrze to wyjaśniła.
Zresztą, jesteś/byłaś w związku z dorosłym, samodzielnym człowiekiem, a nie psem, czy dzieckiem więc pouczanie to raczej słaba rzecz i na dorosłych ludzi działa raczej odstręczająco.
Forma formą, ale ogólnie pomysł, że się drugą osobę wychowa, wytresuje, nie wydaje mi się najtrafniejszy... To bardziej układ jak z pieskiem, albo niesfornym synkiem*. Zresztą popatrz: wchodzisz w rolę wymagającej matki. I co dostajesz? Niesfornego synka, który boi się przyznać, że stłukł karafkę, bo mama będzie zła i nakrzyczy. Akcja - reakcja. Role rozdane. (Tzn. do czasu, bo jeden z aktorów właśnie się wycofał.)


* Nie w tym znaczeniu, że krzyk jest dobrą metodą wychowawczą, bo nie jest, tylko że w ogóle pojawia się "wychowywanie".
Dla mnie zawsze ważne jest postawienie się w sytuacji partnera. Czy ktoś kto krzyczy chciałby aby krzyczano na niego, bo pojęcie "racji" i "wychowania" jest subiektywne.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 kwietnia 2016 21:51
Bulana, dla mnie raczej: czy chciałabyś być wychowywana przez partnera?
Macie racje. Nikomu by się to nie podobało. Jest on typem nic-nie-umiejącego mamisynka, i może stad te zapędy...
No to się dobrze dobraliście 🙂 On z zapędami na synka, Ty z zapędami na mamusię.
Jest szansa, że jak to sobie przetrawisz, przyswoisz lekcję, to nie będziesz musiała jej powtarzać.
Macie racje. Nikomu by się to nie podobało. Jest on typem nic-nie-umiejącego mamisynka, i może stad te zapędy...


aronka... O ile krzyk rozumiem, choć NIE JEST to metoda na załatwienie jakichkolwiek spraw, a jedynie wyładowaniem złości, o tyle W ŻYCIU nie powiedziałabym tak o kimś, kogo kocham! Jeśli mówisz to również jemu, to no coments... Strasznie to zabrzmiało.
Strzyga absolutnie nie! Myślę że wychowali mnie rodzice i to wystarczy. Siebie kształtujemy całe życie, zmieniamy się, dorastamy...ale w związku na pewno nie chciałabym być "wychowywana" a już na pewno nie krzykiem.
aronka, widzę to tak: Między tobą a ex 🙁 występował konflikt interesów (emocjonalnych?). Ty, delikatnie mówiąc, nie byłaś asertywna. On zapewne też nie był asertywny (możliwe, że w drugą stronę). Siadła komunikacja. Jego interes był dla niego ważny (np. jakość więzi z matką), związek z tobą też był ważny. Chciał mieć to i to - a był konflikt. Postępował tak, żeby unikać ujawniania konfliktu i związanych z tym przykrości. Zaczął kłamać. To też ci się "nie spodobało", chciałaś, żeby partner ci uległ. Sprawa była dla niego zbyt ważna, dlatego "cześć" powiedział tobie, nie widząc innego wyjścia.
Taki jeszcze inny ogląd sytuacji, bo ogląd mamusia-synek też (zapewne) jest trafny.
szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
13 kwietnia 2016 07:18
Ja tez krzyczalam - od samego poczatku zwiazku i to obcowanie z koniem nauczylo mnie , ze krzykiem nic nie zdzialam a tylko zryjnuje budowane zaufanie. Dlatego ja nie krzycze w zwiazku, maz tez nie. Wiadomo czasem cos mnie sie nie spodoba to podniose glos, maz tez, ale z reguly nie krzyczymy. Krzyczec mozna na 5 letnie dziecko a nie doroslego faceta.
U mnie na obecna chwile cisza i spokoj, maz stara sie - nie powiem. Nie ma w koncu listy wymagan wobec mnie, widze, ze czasem cos by powiedzial ale ugrysie sie w jezyk. Ja robie prawo jazdy, czekam na odpowiedz w sprawie pracy. Nie slysze w koncu, ze on jest zmeczony po pracy, tylko wraca i pomaga mi w przygotowaniu obiadu, zakupach. Jak dlugo potrwa ten stan - oby jak najdluzej.
A nie, nie szamanka! Dziecko to też człowiek i zasługuje na szacunek, a wrzaskiem to sobie można... co najwyżej ulżyć.
szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
13 kwietnia 2016 07:26
Nie mam dzieci wiec nie wiem jak bym sie zachowywqla w stosunku do nich. Ale masz racje - w sumie dziecko tez powinno wiedziec , ze ma w nas oparcie.
Ja bylam wychowywana przez ojczyma wiec krzyk byl czyms codziennym w moja strone - zawsze zrobilam cos nie tak. Dlatego ja tez w zwiazkach probowalam ustawiac do pionu krzykiem. No nie przynosilo to efektow.
szamanka, mnie wychowywał ojciec i wrzaski mam w standardzie właściwie do dziś. Nie na mnie, ale do telewizora np.  😜 I mnie się zdarza wrzeszczeć, bo jestem cholerykiem i rozjusznik mam płyciutko pod skórą. Niemniej jednak wiem, że to głupie i nic nie daje. Jest li tylko puszczeniem pary w gwizdek. Pięciolatek to jest lajcik. Moja nastolatka doprowadza mnie do stanu wrzenia. Co ciekawe, mojego męża - oazę spokoju - również  🤣 To jest dopiero wyzwanie! Ja do dziś krzyku po prostu się boję.
Cóż, z perspektywy osoby, która nigdy nie podnosi głosu, ale za to na którą głos podnoszono nie raz...
Jedyna reakcja na krzyk jest taka, że nie ma się - totalnie, absolutnie - ochoty na dalszą komunikację z osobą krzyczącą.
To na początku. A po jakimś czasie nie ma się już ochoty na komunikację z nią nawet jeśli akurat nie krzyczy.
I wtedy zaczyna się coś pokrewnego do zachowania ex aronki - "przemilczanie" pewnych spraw, mówienie tego, co osoba krzycząca chce usłyszeć albo niemówienie niczego i życie "obok".
Warto mieć to na uwadze, jak się krzyczy na kogoś bliskiego.
Mam nadzieje, ze pisze w odpowiednim watku, jesli nie, prosze mnie przekierowac.

Mam na studiach 3 kolezanki, z ktorymi sie dobrze rozumiem rowniez poza zajeciami. Kazda z nas ma faceta (rozne staze zwiazku) i kazda mieszka w innej miejscowosci, w zwiazku z czym mamy zawsze troche do przejechania, jesli chcemy sie spotkac poza Uni.  Zaczelysmy wychodzic razem na imprezy i rozne inne wydarzenia, czasami sa to wyjscia ze idziemy cala grupa, rzadziej zdarza sie ze umawiamy sie tylko w 4, bez chlopakow. I tu zaczynaja sie schody... Otoz nasze ''babskie'' wyjscia nigdy nie sa tylko babskie. Kolezanka A i ja trzymamy sie zasad, przychodzimy z facetami lub zostawiamy ich gdzie indziej, zeby bawili sie ze swoimi kumplami. Kolezanki B i C przynosza swoich facetow, a szczerze mowiac ich faceci przynosza sie sami. Zadna z nas bedac podpita nie dokonuje jakis ekscesow, zadna nie zachowuje sie agresywnie/wulgarnie/przystawia sie do innych, innymi slowy bawimy sie kulturalnie i uwazamy na siebie nawzajem. Faceci przychodza jednak ''pilnowac'' swoich dziewczyn, czasami z garstka kumpli, a czasami sa po prostu piatym kolem u wozu. Chodza krok w krok za nami, uwazaja zeby nie przystawiali sie obcy, generalnie uwazaja na to, zeby nikt sie do nas nie przystawil (obojetnie czy w klubie, czy  w pubie, czy w cocktail barze). Do tej pory nie odpuscili B i C zeby chociaz raz poszly gdziekolwiek z nami same- wychodza z zalozenia, ze skoro ida ich dziewczyny, to oni tez. 🤔 Kolezanki denerwuja sie tym, ale udaja, ze tego nie widza- mysle, ze chcialyby tez czasami byc tylko z nami, a nie zawsze w obstawie. Probowalysmy na to delikatnie zwracac uwage, ale one kreca glowami i mowia, ze nie ma co nawet prosic.

W nastepna sobote mamy kolejne wyjscie, z zalozenia ''babskie''. Czy ktos ma jakis pomysl, jak skutecznie zasugerowac kolezankom lub facetom, ze tym razem chcemy isc same? :kwiatek: Moze ktos kiedys byl juz w takiej sytuacji? (A, i nie zamierzamy bojkotowac kolezanek).
a koleżanki B i C są w stanie pójsć z wami, nie uprzedzając wcześniej swoich facetów i nie mówiąc im gdzie i na ile idą?
bo tak mi się coś widzi, że jeśli B i C same coś w tym kierunku nie zaczną robic, to Ty i A wyjdziecie na złe jędze, które na pewno chcą sprowadzić B i C na zła drogę  😀iabeł:
Niestety nie, kazda z nas mieszka z facetem i jak wspomnialam, mieszkamy w znacznych odleglosciach do siebie (30 km, 40 km, 60 km ode mnie to pozostalych), wiec zawsze staramy sie spotykac gdzies posrodku albo u ktorejs z nas, co wiaze sie z dojazdami.

Tego sie wlasnie obawiamy, ze ich faceci (bardzo mili, lubie ich, ale ten jeden aspekt mi przeszkadza) zaczna nas tak postrzegac i skonczy sie kolegowanie...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 kwietnia 2016 13:10
E. słabe to jest co napisałaś, chciałabyś być w takim związku gdzie jedna strona chce wiedzieć a druga celowo jej nie mówi gdzie idzie?

wiedźma może będąc na uczelni, czyli tylko w babskim gronie, pogadajcie wprost zamiast cokolwiek sugerować. Może dziewczynom to odpowiada i będziecie musiały odpuścić. Albo może nie odpowiada, ale nie są w pełni świadome, że mają problem do przepracowania w swoich związkach.
a mnie ciekawi, o co oni sa tacy zazdrośni, skoro koleżanki B i C nie dają im żadnych podstaw  👀  i tak mi się coś wydaje, że pierwszą rzeczą które powinnyście zrobić, to B i C muszą się postawić swoim facetom. dopóki wszystko odbywa się za ich cichym przyzwoleniem, to niewiele wskóracie.
jest jeszcze to, że może B i C się taka postawa podoba, one tego chcą i akceptują to?

smarcik, ale ja nie wyobrazam sobie, robić spowiedzi komukolwiek, gdzie i po co idę i co będe robić i kiedy wrócę. wychodzę na babskie spotkanie, to wychodzę na babskie spotkanie i tyle. jeżeli ktoś ma przymus kontrolować mnie na kazdym kroku, to on ma problem, nie ja
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 kwietnia 2016 13:13
Nie, to oboje macie problem, bo to jest WASZ związek a nie jego. Niestety różne osoby w związkach mają różne potrzeby odnośnie stopnia "samodzielności". Fajnie, jeśli u obojga partnerów są takie same. Jeśli nie to wychodzą takie rzeczy jak wyżej.
na szczęście nie byłam i nie jestem w takim związku, a jeśli już sie taki przydarzył, to szybko z niego uciekałam, ale uważasz że chorobliwe kontrolowanie drugiej osoby to problem obydwojga ludzi? mnie się zawsze wydawało, że tej chorobliwie zazdrosnej, bo skoro ja nie dawałam powodów, to niby czemu miałby mnie chorobliwie kontrolować? a ja mam się denerwować, bo w domu czeka mnie przesłuchanie jak się 5 minut spóźnie?  🤔
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 kwietnia 2016 13:19
na szczęście nie byłam i nie jestem w takim związku, a jeśli już sie taki przydarzył, to szybko z niego uciekałam, ale uważasz że chorobliwe kontrolowanie drugiej osoby to problem obydwojga ludzi?


Oczywiście, że tak. A jak inaczej miałoby to funkcjonować? "Wychodzę i wrócę jak ci przejdzie"? No można tak zrobić, tylko to w żadnym wypadku nie jest rozwiązanie problemu. A w związku każda sytuacja dotycząca związku to problem obojga ludzi, nigdy tylko jednego.
chyba się nie do końca rozumiemy. owszem, problemy są zawsze dwojga ludzi, ale nigdy nie miała potrzeby kotnrolować swojego teraz już ex. jak mi mówił, że wychodzi z chłopakami, to ja nie odczuwałam potrzeby pytać się go gdzie, po co i o której wróci. ba, nawet jak zamiast o 21ej po dwóch piwkach, to wracał o 2-3 w nocy po 5 piwach, nie miałam do niego o to żalu, bo ani mnie nie zdradzał, ani nie przepijal całej wypłaty, ani się nie łajdaczył, ani mnie nie bił po pijaku czy awanturował się. mieliśmy zasady, trzymaliśmy się ich, więc nie musiałam za nim łazić, bo mu ufałam. a to że się czasem spóźnił, czy wypił jedno piwko więcej, nie było powodem do utraty tego zaufania. a inaczej, byliśmy ostatnio całą paczką na mieście, gdzie jeden kolega siedział jak na szpilkach, nie pił, tylko cały czas się irytował. nawet nie posiedział, nie pogadał normalnie. o 22 on wyszedł, bo w domu czekała żona. żadnych zobowiązań, dzieci, obowiązków, na drugi dzień nie szedł do pracy. wszyscy mu mówili, żeby wyluzował, napił się ale bez przesady to jedno piwo, a i tak reszta miała o 23ej wychodzic bo restaurację zamykali. ale on nie, bo co to będzie jak sie spóźni 5 minut, albo wyczuje żona że piwo wypił, bo przecież on jej  obiecał. i co? uważasz, że tak sytuacja jest normalna? problem ma on, ona czy oboje?
także sorry, ale w związku też mozna i nawet trzeba mieć miejsce dla siebie i jeśli ta druga osoba za bardzo ci w to twoje miejsce ingeruje, to jest to jej problem, nie twój.
Wciaz jest to problem dwoch osob, bo to dwie osoby tworza zwiazek. Jesli temu facetowi to nie przeszkadza, ze wraca o 22 bez wypicia piwa, bo tak obiecal zonie, to w czym problem..?
akurat myslę, że mu to przeszkadza, ale nie ma odwagi nic z tym zrobić, bo nie wierzy w siebie  😉  ale nie mnie oceniać i zmieniać jego i jego zachowanie.
jak mnie ktoś kiedyś powiedział, związek to umiejetność wiedzieć, kiedy ingerować w kogoś, a kiedy dać mu wolną ręke. jak ktoś tego nie umie, to mu grzecznie zwracam uwagę, jak dalej nie rozumie, to robię pa pa  🤣
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 kwietnia 2016 13:40
E. lubię czytać Twoje wypowiedzi na różne tematy i często się z nimi zgadzam (np kwestia 500+) ale wybacz, w tym momencie gadasz głupoty. Życzę Ci, żebyś kiedyś kogoś naprawdę kochała - wtedy zrozumiesz, że to wszystko działa troszkę inaczej  🙂
a ja nikomu nie życzę, żeby poczuła co to jest dyspotyczny, kontrolujący każdy twój ruch partner, który musi wiedzieć, musi być, a ty musisz mu się spowiadać i wtedy zrozumiesz, że tyrania nie ma nic wspólnego z miłością. bo chyba o takich tu teraz rozmawiamy  👀
może w myśl zasady, puść wolno jak wróci tzn że kocha, jak nie wróci, tzn. że nigdy nie kochało
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się