Sprawy sercowe...

busch   Mad god's blessing.
02 kwietnia 2016 16:00
KaNie, ale jak nie jest tak jak piszę, skoro Twoja sytuacja jest zupełnie inna?
Po pierwsze Twój małżonek nie zakazał Ci pracować bo cośtam. Myślisz że tak łatwo znaleźć w miesiąc pracę po tym, jak miałaś dziurę w CV na kilka lat? I od razu taką pracę, że utrzymujesz konia, siebie i w ogóle wszystko? Bardzo się cieszę, że Tobie się udało, ale to naprawdę nie jest reguła.
Po drugie, co jest "nie tak jak piszę" w sytuacji, o której mówimy, czyli że szamanka chce wrócić do swojego męża - i kiedy jedyna zarabiająca osoba stwierdza, że już nie będzie chciała płacić za konia - nie jest tak jak piszę bo nie trzeba wtedy płacić za pensjonat? Czy nie jest tak jak piszę, bo przeprowadzi casting w miesiąc i wybierze najwspanialszego właściciela, który krzywdy koniowi nie zrobi?
Po trzecie, jeśli ktoś mnie wyrzuca z domu z siarczystym "wypier.alaj", to jak mam mieć do niego zaufanie w kwestii utrzymywania konia do końca życia tego konia? Zwłaszcza kiedy już w przeszłości miał wąty o spędzany w stajni czas? Zwłaszcza że koń to nie taka tania zabawka i naprawdę aż szok że ktoś, kto samodzielnie utrzymuje dwie osoby, może tak miesiąc w miesiąc płacić za zwierzaka - pewnie razem z płaceniem za mieszkanie, samochód, jedzenie i milion innych rzeczy.

Gillian   four letter word
02 kwietnia 2016 16:07
Nie wróciłabym do kogoś, kto by mi kazał wypier... Po prostu. Może się zaklinać, że to ostatni raz, że się zmieni, że przemyślał. Nic się nie zmieni, na chwilę przycichnie, może nawet ta chwila będzie długa ale w końcu sytuacja się powtórzy. Tak z doświadczenia.

Bush
Ja sie odnosze tylko do kwestii Twoich ostatnich zdan do szamanki w temacie pracy i konia.
Bo uwazam ze ma prawo mowic ze nigdy nie sprzeda swojego konia.
Jak zepnie dupe to da rade. Nie oznacza to na poczatku rozowego zycia, ale mozna to ogarnac.

Kwestii jej meza i jej decyzji nie poruszam, bo mnie to w sumie nie interesuje jakos szczegolnie 😉
I w temacie sprzedazy konia mowie tylko o sytuacji w ktorej sie ze swoim facetem rozstaje. Nie w temacie malzenstwa. Temat malzenstwa to temat wspolnej kasy. Jak jest sie samemu to mozna tyrac na konika a samemu zrec same suchary.
busch   Mad god's blessing.
02 kwietnia 2016 16:21
KaNie, to fajnie, że masz takie pozytywne doświadczenia i że Tobie się udało tak szybko ogarnąć na własną rękę, ale mimo to pozostanę przy swoim stanowisku, że szamanka zwyczajnie nie ma podstaw, żeby twierdzić, że konia nigdy nie sprzeda. Bo jak jest bez pracy od dawna i bez własnych finansów, to w tej chwili brzmi to jak licealistka, która twierdzi, że nigdy konia nie sprzeda, kiedy koń jest utrzymywany przez rodziców. Zdecydowana większość licealistek nawet jak zepnie dupę, to i tak co najwyżej będzie w stanie utrzymać siebie, ale raczej nie siebie+konia. Więc jeśli rodzice przestają współpracować (albo mąż w przypadku szamanki), to naprawdę szanse są niewielkie, że tak po prostu szamanka z dnia na dzień znajdzie pracę, ogarnie swoje potrzeby i konia. Nawet "żrąc suchary", bo koszt jedzenia przy koszcie pensjonatu dla konia jest dość niewielki.
Szamanka nie będzie miała problemu z utrzymaniem konia ani rozterek nt. Jego sprzedaży ponieważ ten jest własnością jej męża.
KaNie ja napiszę tak z własnego doświadczenia, skłaniając się bardziej ku temu co pisze Busch.
Pięć lat temu zdecydowałam się na własnego konia, bo nadarzyła się okazja, która więcej by się nie powtórzyła. Zaryzykowałam i z niej skorzystałam. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z moim koniem, chociaż nie jest to łatwy koń i do dziś mamy milion problemów, był moim spełnionym marzeniem.
Patrząc jednak z perspektywy czasu, wykorzystanie tej szansy było błędem. Bo uzależniłam się tym sposobem od męża. Pracuję, ale zarabiam niewiele, cała moja wypłata idzie na pensjonat i dojazdy do pracy. Mąż utrzymuje mnie, płaci rachunki i spłaca kredyt za dom. A bywało, że utrzymywał i konia jak pracy nie miałam.
Gdyby moja sytuacja z mężem wyglądała podobnie jak u Szamanki, czyli musiała bym się wyprowadzić, to pierwsze co musiała bym zrobić, to zapewne sprzedać konia. Nie była bym w stanie ze swojej marnej pensji utrzymać i konia i siebie. Chyba, że wróciła bym do mamy, ale nieco za stara na to jestem 😉
Fajnie, że Tobie się udało, chociaż na pewno nie było łatwo, ale to niestety nie jest pewnik i wszystko zależy od sytuacji danej osoby.

szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
02 kwietnia 2016 18:08
Kon juz jest moja wlasnoscia. Co do kosztow utrzymania - u rodzicow mamy 4 ha laki, szopke - daloby rade trzymac konia.


Na obecna chwile skupiam sie na zrobieniu prawa jazdy i znalezieniu pracy, a zycie niech sie toczy.
szamanka, czy mi się coś myli, czy już omawialiśmy wasz układ? Tak mi się wydaje. Wtedy było sporo niejasności, jakim typem człowieka jest twój partner. Teraz widzę różnicę. Mąż się określił. Ty straciłaś krytycyzm. Słabo. Stawaj na własnych nogach, piorunem. Można sobie żyć w symbiozie, w zależności, ale z zacnym, dobrym, kochającym i stabilnym emocjonalnie człowiekiem. Z mężczyzną, który nigdy przenigdy Nie Wyrzuci kobiety z domu. Jeśli nie będzie się dało - sam zapakuje walizkę, SOBIE. Obawiam się, że nie wyszłaś za mąż za mężczyznę, tylko za takiego co to faktycznie rozwijał się do 6 roku życia 🙁 Tylko wiesz, 6-latek raczej ci nie przyłoży. 6-latek w skórze 30+ latka - jak najbardziej może.
A życie uczy, że tego typu dramaty nie rozchodzą się po kościach, że nie ma żadnego "olśniło i żyli długo i szczęśliwie". Że raczej narastają. Już tu padło, że nie zmienia się ktoś, kto nie ma takiej mocnej, Własnej potrzeby, motywacji. Jedyne sytuacje tego typu (z obserwacji), gdzie bywało dramatycznie a przewędrowało w kierunku harmonii, to sytuacje gdy strona brzydko dominująca walnęła łbem w... stan Swojego zdrowia. I musiała się zmienić dla siebie samej/samego. Reszta to narastające przedziwa, bywa, że kończące się... kryminalnie 🙁 Zawsze można mieć nadzieję, że będzie się pierwszym przypadkiem w historii, pewnie. Wiesz co mówi się o nadziei 🙁. 
Dziewczyny pomóżcie potrzebuje swieżego spojrzenia. Obydwoje studiujemy, razem od 1,5 roku. On z tych spokojnych ja z tych wybuchowych i ogólnie ciężkich. Wiadomo były lepsze i gorsze chwile. Dwa dni temu okłamał mnie. Nie spodobałomi się to choć sprawa troche błacha, jednak miałą być szczerosć, a on prosto w oczy mi kłamał. Dwa dni nie rozmawialiśmy, dzis napisał mi ze to koniec. Nie przeprosił za kłamstwo. Stwierdził ze to moja wina ze mi nie mówi bo ja bede na niego krzyczec.. Zarzucił mi ze go nie kocham bo krzycze itd. I w sumie czuje sie troche dziwnie bo nie wiem co o tym myśleć. Kłamstwo było o jego matce, a od zawsze mamy o tym na pieńku bo ja jej nie trawie. Dodam że jest on jedynakiem. Wiem ze nie jestem bez winy, ale jak to oceniacie..?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 kwietnia 2016 17:38
aronka, a krzyczysz?
Na pewnoe jego mama miała na niego wpływ. Jest jedynakiem, pewnie jej oczkiem w głowie. Więc z jego mamą lubić się nie musisz, ale powinna przynajmniej nie ingerowac w wasze sprawy. Więc tu już mam jedną lampkę ostrzegawczą zapaloną.
Skoro cię okłamał, tzn. że ci nie ufał i bał się twojej wybuchowej reakcji. Gdyby miał odwagę przyszedł by porozmawiać. Gdyby miał, ale jej nie mial.
Z tym kłamaniem, to też zależy o co dokladnie wam poszło i o co kłamał. Ale jest druga lampka ostrzegawcza, bo albo ci nie ufa albo ukrywa więcej niż wiesz, czyli tak czy siak źle.
Jeśli Ci zależy, spróbuj z nim porozmawiać, zapytać się go czemu cię okłamał i dlaczego uważa, że to koniec. Ale jeśli tak jest jak jest, to jest to jakiś dziwny człowiek, bo z nikim nie powinno się zrywać z dnia na dzień. A już na pewno nie o błahostkę.
Krzyczę...  🙁 No ale nawet jak krzyczę, to jest to reakcja na coś co zrobił źle. Wiem że charakter mam trudny, nie usprawiedliwiam tego. Jednak mimo wszystko od początku ustalaliśmy że wszystko sobie mówimy. Zawsze staram się walczyć. Jednak teraz usłyszałam że nie ma o co, potraktował mnie brzydko, zmieszał z błotem, jaka to jestem nie fajna i tyle. I przestało mi się chcieć walczyć..
aronka, a krzyczysz?

nawet jesli, to powinien coś powiedzieć, zaznaczyć że mu się ten krzyk nie podoba
chyba, że aronka naprawdę krzyczy, a on z nią na ten temat rozmawiał, ale aronka dalej krzyczy a się do tego przyznać nie chce  😉 :kwiatek:
Krzyczeć krzyczę, ale zawsze chcę sie dogadac. Jeśli komuś nie poasuje mój charakter to myślę że wczesniej by odszedł a nie po prawie 2 latach  🙄 No ogólnie jestem wybuchowa, ale jak ktoś się boi powedziec drugiej osobie i używa do tego kłamstwa to chyba nie ma to racji bytu
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
12 kwietnia 2016 17:52
aronka, skoro jestes wybuchowa i sie wydzierasz to mnie to nie dziwi 😉
Zrobilabym to samo.
Jeśli komuś nie poasuje mój charakter to myślę że wczesniej by odszedł a nie po prawie 2 latach

I powinien powiedziec wprost, że poszło o Twój charakter a nie zaslaniać się kłamstwem o mamie.
Moim zdaniem chyba jest coś więcej, czego ci nie powiedział
Nikt nie lubi krzyków, nawet jeśli według Ciebie "zasłużył" . Rozstanie przez sms-też niefajnie.
JARA no ale w takim razie czemu odszedł dopiero teraz, moje zachowanie się nie zmieniło, a nawet bym powiedziała ze sie poprawiło, bo staram się nad sobą pracowac.
E. też mam takie przeczucie..
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
12 kwietnia 2016 17:55
aronka, czasem sie kogos kocha i sie z ta osoba jest mimo tego, ze jest ogromnym awanturnikiem, ale cierpliwosc sie konczy. Czasem po pol roku, a czasem po wielu latach.
Powinnas pracować nad soba, a nie tylko sie starac.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 kwietnia 2016 18:02
aronka, no i co z tego, ze w reakcji na to co zrobił złe? To sprawia, ze Twoj krzyk jest przyjemny?
Ale krzyk nie ma być przyjemny, krzyk ma pouczać. Myślę, że awanturnikiem nie jestem, raczej osobą dość wymagającą. Ja rozumiem że komus może to nie pasować. Ale skoro on sie boi mi powiedziec, to dlaczego ze mną był? Wiadomo niektórzy sobie z tym poradzą inni nie. Mi kazał mówić o wszystkim, zero tajemnic. A sam kłamła mi w zywe oczy.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 kwietnia 2016 18:09
aronka, krzyk ma pouczać?! Wtf?!
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
12 kwietnia 2016 18:09
Ja nie mam slow.
Oddalam temat.
Dziewczyny wy nigdy nie krzyczycie, na prawde?  🤔
Chyba powinnam iść się leczyć w takim razie.
Graba.   je ne sais pas
12 kwietnia 2016 18:17
nie rozumiem jak dwójka partnerów może na siebie krzyczeć. nie masz wrażenia, że go tym poniżałaś? Sama jestem wybuchowa, ale nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, to Ty powinnaś popracować nad sobą i panowaniem nad własnymi emocjami.

aronka, przez ostatnie 7 lat mojego związku nawet nie podniosłam głosu*, nie mówiąc nawet o krzyku.
Nie wiem co mogłoby mnie doprowadzić do sytuacji, w której chciałabym/zostałabym sprowokowana do podniesienia głosu.
Jeśli to na mnie by krzyczano to....no wymiksowałabym się szybko z takiej relacji.


*powinno być raczejnie podnieśliśmy 😉


edit. a jestem okropną choleryczką i bardzo łatwo się "zapalam"  😁
Dziewczyny wy nigdy nie krzyczycie, na prawde?  🤔
Chyba powinnam iść się leczyć w takim razie.


Nigdy. Na nikogo. W żadnej sytuacji. Po co?
Aronka zdarza mi się pokłócić z mężem. Zdarza się nam czasem nawrzeszczeć na siebie, takie mamy charaktery. Ale krzyk nie poucza, jak to napisałaś. I krzykiem nie załatwisz niczego. Rozmową, spokojną i merytoryczną, owszem. Krzykiem nie, bo krzyk to atak.
I nie dziw się, że chłopak mógł Cię okłamać. Może czuł się wcześniej atakowany i uznał, że lepiej skłamać niż przyjąć kolejny atak? Być może to reakcja obronna. Są tacy, którzy krzykiem odpowiedzą na krzyk, a są tacy, którzy dla świętego spokoju przemilczą, a następnym razem zrobią wszytko by ataku uniknąć, na przykład skłamią bądź ukryją prawdę.
Mi też czasami zdarza się krzyknąć, podnieść głos i ja też uważam, że to się powinno leczyć. Tzn. ja się powinnam leczyć ciut na nerwy 😉 Uważam tak jak pamirowa.
Ja nie krzyczę i nie pozwoliłabym też aby mój mąż krzyczał na mnie. Jeśli sytuacja jest trudna, a nerwy sięgają zenitu to biorę wdech, liczę do dziesięciu, wychodzę nawet,mówiąc że porozmawiamy jak trochę ochłonę, właśnie po to żeby nie krzyczeć.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się