Koń z "turbodoładowaniem" - jak wyciszyć konia?

Jakis czas temu trafiła mi sie kobyłka po przejsciach. Ponoć po karierze sportowej i poważnym wypadku zdeżenia sie czołowo z 2 koniem podczas jazdy.
Klaczka ma fantastyczny charakter , ale jej problem jest taki że sie boi. W boksie objawia sie to zwykłym staniem w miejscu i prawie nieoddychaniem...stara sie być najgrzeczniejsza na świecie i sama zgaduje co jeździec w danej chwili od niej chce. Pracujemy ze sobą dopieo około 4-5 dni. Gadanie, głaskanie i smakołyki sprawiły ze koń przestał sie pocić podczas siodłania i czasem na mnie patrzy i wącha ( a to na prawde sukces )... .
Sytuacja troche sie zmienia kiedy kobyłka idzie na jazde. Widac jej stres w momencie załozenia ogłowia. Nerwowo rusza dolną wargą w góre i w doł. Napina mieśnie. Nadpobudliwie rusza z miejsca, podkłusowywuje podczas prowadzenia na hale ( staram sie nie ciagnac za wodze kiedy ide obok, nie karcic kiedy czasem mnie wyprzedzi - nie włazi na mnie ,nie pcha, nie ciągnie ) , rozgląda sie nerwowo. Jak idzie 2 koń to pzrestaje oddychać. Ogolnie boi sie koni w każdj wersji. Na hali 2 kon nie moze obok niej jeździc a juz broń boże jechać na przeciwko.
Podczas wsiadania czasem stoi w miejscu a czasem od razu ruszy dzikim kłusem.
Moja jazda na niej w zasadzie polega na wyciszaniu. Narazie staram sie jeździć bez konia 2 na hali.
Pozwalam jej poczatkowo isc na luźnej wodzy stępem w jej rytmie. Nie zwalniam, nie zatrzymuje, nie staram sie jakkolwiek ingerowac nawet w kierunek jazdy. Łydki bierne.
Kolejne sa zatrzymania od dosiadu bez uzycia wodzy ( głownie dlatego ze kon na minimalny naciska wedzidła w pysku zaczyna sie brzydko stresowac, robić żyrafe, i po 5 minutach wyglada jak polany bita śmietaną.

Moja jazda na niej trwa od 20 minut do 40 w tym 90% to zawsze jest step w jej wykonianiu bez mojej ingerencji. Ostatnie dwie jazdy kiedy stopniowo zaczelam nabierać kontaktu, zaowocowały kontrolowanym kłusem. Kłus oczywiscie po ósemkach, woltach z przejsciami do stepa. Z minimalna reakcja łydek na przyspieszanie czy zwalnianie. Kobyłka przy spokojnym kłusie i stabilnym kontakcie sama zaczyna przychodzic do reki, nie robi żyrafy i nawet chce iśc.

Sukcesem jest to ze wczoraj po 40 minutach jazdy ( z kłusem ) koń przyszedł do stajni suchy i niezestresowany.

Po co taki temat?

Chce wiedziec czy macie do czynienia z końmi które ze strachu potrafia pzrejsc od razu w galop i leciec  po namezu 40 kołek az padna ze zmeczenia? ktore sa bardzo pobudliwe i boja sie kontaktu, dotyku łydki czy czegokolwiek podczas jazdy.

Jakie ćwiczenia stosujecie, jak długo pracujecie, czy jest sesns wyciszania czy zostawic konia tak jak jest?

Jestem ciekawa waszych opinii bo z takim delikatnym konikiem spotkałam sie 1 raz w zyciu. Strasznie mnie fascynuje praca z tym koniem i chyba po cichu wierze ze chociaz mnie zaufa... 😉
Czy takie konie  w ogóle ufają?

ups. MOGE PROSIĆ O PRZENIESIENIE DO DZIAŁU KONIE?  nie wiem dlaczego tutaj opublikowałam :/  :kwiatek:

Ufają, ufają, tylko trzeba na zaufanie zapracować. 😉
a próbowałaś może lonżować....? Lekko, spokojnie, jak na razie tylko w celu rozluźnienia, skupienia się na tobie, dużo stępa, krótkie nawroty kłusa i przy tym wszystkim zwracać uwagę tylko na spokojny, równy rytm, uspokajając głosem, chwaląc...
Poza tym, 4-5 dni to niewiele, ale miło, że są jakieś postępy. Ten koń potrzebuje przede wszystkim cierpliwego, konsekwentnego i mega-spokojnego jeźdźca [i przy okazji wygląda na to, że jednego jeźdźca, jednego człowieka], który doda mu pewności siebie.... ale z drugiej strony, moim zdaniem, wcale nie trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem -> tzn, już tłumaczę, żeby mnie nie posądzono o jakieś herezje. 😉 Chodzi mi tutaj o to, żeby nie skradać się przy koniu, nie robić wszystkiego cichutko w obawie, że każdy nawet najmniejszy ruch spowoduje u konia panikę. Owszem, na początku znajomości z takim koniem warto zdobyć się na taką pieczołowitość, ale z czasem zachowywać się po prostu normalnie, to i koń będzie bardziej opanowany, skoro "jego" człowiek się niczego nie boi. 😉 Koń, przy którym człowiek się skrada wcale nie nabywa pewności siebie. Nie mówię tutaj, żeby robić wokół klaczy dużo szumu, tylko by wszystkie czynności robić po prostu normalnie, pewnie, spokojnie, bez przesadnej pieczołowitości i bez przesadnej gwałtowności.
Współczuję koniowi przeżyć 🙁

W boksie objawia sie to zwykłym staniem w miejscu i prawie nieoddychaniem...stara sie być najgrzeczniejsza na świecie i sama zgaduje co jeździec w danej chwili od niej chce. Pracujemy ze sobą dopieo około 4-5 dni. Gadanie, głaskanie i smakołyki sprawiły ze koń przestał sie pocić podczas siodłania i czasem na mnie patrzy i wącha ( a to na prawde sukces )... .
Wierzę, że sukces. I zresztą on się przekłada/będzie przekładał na jazdę.
Bo taki koń, który z lęku zamiera, chowa się w sobie, próbuje nieoddychać i zniknąć, potrzebuje, żeby dawać mu czas. Poczekać, aż wróci na ziemię, bez ponaglania. Jak się konia w takim stanie próbuje ponaglać, "no, już, już, myśl, daj, przesuń się, rusz się!", albo wystawia na zbyt duży stres (cokolwiek nim jest - siodło, szeleszcząca folia, groźny kosz na śmieci), to taki koń może wybuchnąć. "Nagle i niespodziewanie". I mocno. I bezmyślnie (to nie takie wykombinowane rozrabianie).
Dlatego dobrze robisz, jeśli nie pośpieszasz jej. Możesz nawet spróbować dodać jeszcze przed wszystkim kilka minut na prawdziwe nicnierobienie. Nawet bez głaskania, przemawiania. Usiąść sobie koło niej, czy koło otwartego boksu. I sobie być. Nie wyciągać ręki do konia, jeśli sam nie zacznie podchodzić, nosem dotykać. Nie zachęcać. Dać jej zrobić "pierwszy krok". To ma dla nieśmialuchów znaczenie. Nie czują się wrzucone w sytuację. Jeśli same w nią wchodzą, z własnego wyboru, są bardziej pewne siebie (tak pozytywnie) w interakcji.

Sytuacja troche sie zmienia kiedy kobyłka idzie na jazde.
Przyjrzyj się, co poza sprzętem się zmienia. Może przyspieszasz? Może tracisz spokojny rytm? Nie żebyś była przyczyną całego niepokoju, ale po pierwsze nie ma co dokładać jej stresu, a po drugie lepiej dla wszystkich nie dać się wkręcić w niepokoje.

Widac jej stres w momencie załozenia ogłowia. Nerwowo rusza dolną wargą w góre i w doł. Napina mieśnie.
To też takie chowanie stresu. Dzielna jest, że się powstrzymuje 🙂 Może zrobiłabyś jej sesję z zakładaniem ogłowia, jakby go nie znała? Jak młodemu koniowi? Może wyłapiesz, czy jest coś najtrudniejszego dla niej, może odkręcisz jakiś problem. A jak nic takiego wyłapiesz, to trudno. Żadna strata, trochę czasu spędzonego razem, w skupieniu zawsze dobrze robi.

Nadpobudliwie rusza z miejsca, podkłusowywuje podczas prowadzenia na hale ( staram sie nie ciagnac za wodze kiedy ide obok, nie karcic kiedy czasem mnie wyprzedzi - nie włazi na mnie ,nie pcha, nie ciągnie ) , rozgląda sie nerwowo.
Pierwsze, to dawać jej czas również przy wychodzeniu z boksu. Żeby nie było gwałtownego przejścia między spokojem przy czyszczeniu a trybem "idziemy do roboty". Głównie to od Twojego wyczucia zależy. Jeśli poprosisz ją o wyjście, a ona zatrzyma się w napięciu, poczekaj na nią chwilę. Jeśli to lekkie zawahanie, możesz ją pogłaskać. Jeśli mocniejszy strach, pogłaskanie nie wystarczy. Możesz ją wtedy cofnąć o krok, zrobić kółko (przydaje się taka podstawowa komunikacja, nie wiem, co tam teraz macie zrobione). W każdym razie nie popędzaj jej naprzód, lekka sugestia ok, ale nie więcej. To się opłaci. Nawet jeśli najpierw to będzie 30 zatrzymań w drodze stajnia - hala. Opłaci się, bo zmniejszy jej się podejrzliwość, głównie wobec człowieka. A i nagapi się na świat.
Druga sprawa, to dobrze takiego (i każdego zresztą) konia trzymać nie tuż przy pysku. Lepiej dać trochę przestrzeni na obracanie głowy. Jeśli konia coś zaniepokoi, może wtedy lekko głowę obrócić, zobaczyć, że wszystko jest ok. Nie musi się cała obracać (wtedy może się zacząć wpychanie na człowieka, wygibasy - które nie będą z zamierzenia skierowane przeciwko człowiekowi). Przy prowadzeniu na linie/lonży ten luz to byłaby mniej więcej długość Twojego ramienia.

Jeśli już zaczyna śpieszyć i wyprzedzać, zatrzymywanie nie jest dobrym rozwiązaniem. Lepiej zrobić małe kółeczko - żeby szła "donikąd", ale mogła poruszyć nogami, jeśli ma taką potrzebę. Powstrzymywana może się nakręcić jeszcze bardziej. Jeśli wyprzedza, możesz wystrychnąć ją na dudka i zawrócić. Tak, żeby znalazła się za Tobą. I powtarzać to przy każdym wyprzedzaniu. Wtedy nie wchodzisz w wojnę i przepychanki, a i tak na Twoje wychodzi. Koń po jakimś czasie łapie bezsens wyprzedzania. Dobrze myślisz, że karanie i przytrzymywanie to byłaby zła droga.

Jak idzie 2 koń to pzrestaje oddychać.
Oj, współczuję tych lęków... Jak się da, dobrze byłoby wtedy uwagę odwrócić, jakąś pętle zrobić (spokojny ruch). Jeśli się zatyka w ruchu naprzód, może w bok ruszyć, przód przesunąć i tak odblokować. Możesz też spróbować dawać jej smakołyk właśnie wtedy, kiedy inny koń jest obok. Jeśli nie będzie brała smakołyka, kiedy koń będzie zbyt blisko (z powodu zbyt dużego stresu), możesz spróbować dawać tuż wcześniej.

Podczas wsiadania czasem stoi w miejscu a czasem od razu ruszy dzikim kłusem.
No to ja bym przeprowadziła wtórne przyuczanie do wsiadania. Moim zdaniem bardzo ważne - bo jak się jazda od rozemocjonowania i "ucieczki" zaczyna, to trudno wrócić do myślącego spokoju. Lepiej, żeby choć początek był na luzie, potem się zobaczy 😉
Wsiadasz z podwyższenia?
Zacznij od ustawienia sobie gdzieś (wszystko jedno, gdzie Ci wygodnie, na hali, przed stajnią, wherever) schodków/pieńka/krzesła. Daj je koniowi obejrzeć, obwąchać. Pochodźcie obok. Najpierw Ty od strony podwyższenia, potem, jak będzie spokojna, koń bliżej niego. Stopniowo coraz bliżej. Jeśli będzie zachowywała się spokojnie, zacznij ją zatrzymywać na wysokości podwyższenia. Chwilę stać, może głaskać, coś tam mówić.
Kolejnym etapem byłoby oswojenie ją z tym, że wchodzisz na podwyższenie. Wchodzisz, schodzisz, wchodzisz, schodzisz... Potem wchodzisz - i stoisz. I głaszczesz.
Wchodzisz - stoisz - głaszczesz - pochylasz się nad, głaszczesz dalszy bok, przytulasz się.
Kiedy dla konia to będzie tylko taka "zabawa w głaskanie z podwyższenia", nie "straszne wsiadanie na straszną jazdę", możesz na niej usiąść. I zsiąść. I wygłaskać. I dać przemyśleć.
A potem wsiadać - i siedzieć, i głaskać. Najpierw po takim posiedzeniu zsiadać. Potem czasem zsiadać, czasem po chwili ruszać. To jest w ogóle nawyk na zawsze, i dla Ciebie, i dla konia: po wsiadaniu się stoi w miejscu i relaksuje. Nie ma ruszania naprzód. Taka opcja zostaje skreślona raz na zawsze z repertuaru. Konie są zwierzętami nawyków, więc i ona takiego zwyczaju nabierze. Poczekać na sygnał, nie ruszać od razu.
To może trwać, takie przeprogramowywanie. Krócej, dłużej, nie wiadomo. Ale wierzę, że się uda. I opłaci.

Moja jazda na niej w zasadzie polega na wyciszaniu. Narazie staram sie jeździć bez konia 2 na hali.
Pozwalam jej poczatkowo isc na luźnej wodzy stępem w jej rytmie. Nie zwalniam, nie zatrzymuje, nie staram sie jakkolwiek ingerowac nawet w kierunek jazdy. Łydki bierne.

To tak jak w naturalsowskim "pasażerowaniu" :-) Myślę, że b. dobry pomysł na początek jazdy. Też takie poczekanie, aż wróci na ziemię i dopiero wtedy podejmowanie rozmowy. Nie dokładanie jej presji i powodów do nakręcania się.

Moja jazda na niej trwa od 20 minut do 40 w tym 90% to zawsze jest step w jej wykonianiu bez mojej ingerencji. Ostatnie dwie jazdy kiedy stopniowo zaczelam nabierać kontaktu, zaowocowały kontrolowanym kłusem. Kłus oczywiscie po ósemkach, woltach z przejsciami do stepa. Z minimalna reakcja łydek na przyspieszanie czy zwalnianie. Kobyłka przy spokojnym kłusie i stabilnym kontakcie sama zaczyna przychodzic do reki, nie robi żyrafy i nawet chce iśc.
Ja bym nie uciekała od używania łydek normalnie. Żeby nie wpaść w spiralę coraz większego wydelikacania konia. Dobrze by było zrobić rodzaj odczulania na dotyk łydek - zacząć ją nogami głaskać, oswajać z dotykiem na bokach.

Do tego stępa "pasażerskiego" możesz stopniowo wplatać swoje polecenia. Takie "raz ja prowadzę, raz ty" - oczywiście na Twoich warunkach, nie tak, że koń sam zabiera Ci kontrolę - przecież i przy pasażerowaniu człowiek oddaje część kontroli, a nie jest mu ona zabierana. Czyli stęp, jak ona chce - a jak jest wyraźnie spokojna, jakaś prośba, o woltę, zatrzymanie, wygięcie, ... . I powrót do jej stępowania. I szukanie płynności w tym zmienianiu strony prowadzącej w tańcu.

Koła, powtarzalność, schematy, to wszystko na pewno dobrze robi. Tylko jak wpadnie w nastrój-amok ("nie myślę, lecę!"😉, to bym od razu reagowała i przerywała stanowczo a szybko.

Sukcesem jest to ze wczoraj po 40 minutach jazdy ( z kłusem ) koń przyszedł do stajni suchy i niezestresowany.
No jest 🙂 I dobrze widzę waszą przyszłość, bo od dobrego końca zaczynasz, od budowania spokoju i zaufania.
Nie wszyscy cieszą się takimi właśnie ważnymi sprawami.

Uspokojenie, budowanie w koniu zaufania do siebie i człowieka na pewno się opłacą. I wcale nie muszą oznaczać "zmulenia". Sama piszesz o fajnym, luźnym kłusie. To tylko tej negatywnej siły będziesz się pozbywać, emocjonalnego, bezmyślnego nakręcenia.

Czy takie konie  w ogóle ufają?
Ufają. Czasem nawet jakby bardziej, jak już w człowieka uwierzą.

"Niecackanie się" w sensie nieskradania bardzo popieram. I jeszcze przy tym ważny jest rytm. We wszystkim. W chodzeniu przy koniu, w głaskaniu, oddychaniu, szczotkowaniu. Wtedy nie ma zaskoczeń. Nawet, jeśli ruchy są naturalne, a nie na valium. Rytm pomaga się rozluźnić. To dobry nawyk przy takich wrażliwych koniach.


Ale się rozpisałam  😲
fanelia   Never give up
13 maja 2009 13:01
Hej!
Też miałam kiedyś do czynienia z bardzo wrazliwym - powiedziałabym, że nadwrażliwym - koniem. Był kiedyś źle traktowany, dlatego bał się wszystkiego, nerwowo reagował na każdą nowość, a w zasadzie na większość rzeczy, nawet mu znanych. Na jeździe był podobny jak opisujesz, z tym, że reagował na łydki i wodze, ale też pędził bez opamiętania do przodu, był cały mokry od potu po kilku minutach i w ogóle cały w stresie. Pomogło tak jak napisano wyżej - normalne, ale bardzo spokojne zachowanie, wszystko starałam się robić na maksymalnym "leniu" tzn. pokazywać koniowi, że tak naprawdę to mnie nic nie obchodzi, jestem wyluzowana i wszystko robię od niechcenia. Pomogło tez chodzenie z nim w różne miejsca, pokazywanie strasznych rzeczy. Przy czyszczeniu dużo dało wykonywanie ruchów rytmicznie, najlepiej w takt mruczanej melodii 😉 Do tego dużo mówienia - spokojnego, wesołego głosu. Żadnego krzyczenia, podnoszenia głosu, zdradzania nerwowości, czy złości - jeśli koń Cię wkurzy i masz możliwość to zostaw go gdzieś na 5 minut, a Ty idź się uspokoić, a jeśli to podczas jazdy to zatrzymaj i posiedź chwilę nieruchomo, pooddychaj. Na takiego konia chyba najgorzej działa ludzki strach lub złość, dlatego po prostu nie można do niej dopuścić 🙂 Jeśli trzeba konia ukarać za coś, to nie głosem i nie uderzeniem, a np. cofnięciem, przestawieniem przodu lub zadu - trzeba jednak najpierw zorientować się, jaki poziom energiczności tego manewru kon toleruje. W moim przypadku na początku przesadziłam i przestawiłam zwierzaka zbyt gwałtownie tak, że zaczał się mnie bać, kiedy zbliżałam się do zadu, długo mi zajęło naprawienie tego błędu. Docelowo cofalam np o dwa-trzy kroki, nigdy nie więcej, tylko nieco bardziej zdecydowanie i przy bardziej wyprostowanej sylwetce niż w przypadku zwyczajowego zachowania. Co jeszcze... aha, na jeździe dużo jeździliśmy kół, wolt, slalomów - koń aż tak się nie rozpędzi, i jesli wpadał w panikę to zwalnialiśmy i zaczynaliśmy robić bardzo monotonne ćwiczenie albo przechodziliśmy do zatrzymania (jesli dał się w ogóle zatrzymać). Najlepiej działało jeżdżenie po nudnej ósemce - bo na kole potrafił jeszcze pędzić, natomiast ósemka go wyhamowywała i tak długo ją "męczyłam", aż się uspokoił.
Aha co do lonżowania to u nas się nie sprawdziło,bo koń zabijał się prawie o własne nogi na lonży - poganianie go wywierało na nim zbyt dużą presję, może mu się z czymś niemiłym z przeszłości kojarzyło.

Generalnie myślę, że jesteś na bardzo dobrej drodze 🙂 Tylko faktycznie nie ma co obchodzić się jak z jajkiem, wystarczy dużo spokoju, powolne ruchy i niski poziom energii jak to mówią naturalsi 😉 i oczywiście mnóstwo cierpliwości 🙂
http://www.re-volta.pl/forum/index.php/topic,1623.0.html
Tu już trochę było podobnej dyskusji.
Może coś znajdziesz pomocnego?
wtrace sie troche nie na temat, ale Teo - uwielbiam czytac Twoje posty :kwiatek:
i juz uciekam, przepraszam 😡
 
Klaczka ma fantastyczny charakter , ale jej problem jest taki że sie boi. W boksie objawia sie to zwykłym staniem w miejscu i prawie nieoddychaniem...stara sie być najgrzeczniejsza na świecie i sama zgaduje co jeździec w danej chwili od niej chce.... .
Sytuacja troche sie zmienia kiedy kobyłka idzie na jazde. Widac jej stres w momencie załozenia ogłowia. Nerwowo rusza dolną wargą w góre i w doł. Napina mieśnie. Nadpobudliwie rusza z miejsca, podkłusowywuje podczas prowadzenia na hale ( staram sie nie ciagnac za wodze kiedy ide obok, nie karcic kiedy czasem mnie wyprzedzi - nie włazi na mnie ,nie pcha, nie ciągnie ) , rozgląda sie nerwowo. Jak idzie 2 koń to pzrestaje oddychać. Ogolnie boi sie koni w każdj wersji.




Ja mam wrażenie, że to dwie sprawy-urazy.
To , że boi się konia, to pewnie skutek zderzenia z końmi.

A to zachowanie w boksie i pod jeźdźcem..

Mam wrażenie, że musiała być karana - za opieszałość w reagowaniu, za poruszanie się po boksie.

Dlatego teraz stara się nie zasłużyć na karę i jest nagorliwa- wszystko robi szybko i nerwowo.

Rzeczywiście trudno zdobyć zaufanie takiego konia , wyciszyć go.

Zaufanie do jazd, bo może pamięta, że to jazda z jeźdźcem była skutkiem  bólu ( zderzenia).

Sporo czasu.

Ja poświęciłabym takiemu koniowi więcej czasu - ale nie jazdy, tylko samo obcowanie , krótkie spacery w ręku.  
Heroina za to bardzo negatywnie reaguje na jakiekolwiek oddanie bacikiem. Jeżdżę  z batem ujeżdżeniowym i oczywiście nie karcę jej ale używam w ramach dodatkowej pomocy. Niestety ona tak tego nie traktuje. Po jednym dotknięciu za łydką na jeździe zaczyna się bardzo denerwować podkłusowywać, kręcić piruety, czasami mam problem z zatrzymaniem jej do stój po czymś takim.
Pomyślałam, że odczulenie może w czymś pomóc. Odczulałam z ziemii i nic, pod siodłem mogę dotknąć jej wszędzie ale nie w tamtym miejscu. Myślę, że to jakieś negatywne wspomnienia z pracy z kimś innym kto być może używał bata zbyt mocno.
Na razie zaprzestałam używania go na jeździe ... .
Ja w ogóle przestałabym z nim jeździć.
Przyjdzie czas, gdy bez problemów do niego wrócisz.
Tylko, że na jeździe mogę go mieć. Mogę ją dotknąć nim wszędzie i z siodła i z ziemi (oprócz tego miejsca rzecz jasna). Nie kręci się nerwowo kiedy go widzi, nie wpływa on negatywnie na naszą jazdę. Kłopot zaczyna się dopiero po użyciu. Może faktycznie powinnam ale nie widziałam nigdy takiej potrzeby .... .
Lotnaa   I'm lovin it! :)
13 maja 2009 16:11
Hypnotize, a czy wiesz może, jakich obrażeń koń doznał w tym wypadku? Może oprócz urazu psychicznego wciąż odczuwa jakiś fizyczny dyskomfort?
Moja kobyła - dokładnie rok mija od tego wydarzenia - była napierdzielana batem ile wlezie na jeździe za wszystko.
I owszem mogłam z batem jeździć, ale użycie kończyło się tak samo. Po co wozić, skoro się nie używa?
Minął rok, od paru miesięcy nowy trener. Na ostatnich jazdach dostaję bata do ręki i - o dziwo - nie dość, że kobyła na niego nie reaguje histerią, to na moje używanie reaguje jak należy, bez jakiegokolwiek problemu.
Wieczorem z chwilą czasu odpisze na wszystko co napisałyście. Musze pare Waszych stwierdzeń i porad pzremysleć i powiem co sądze... napisze tez wiecej o koniu 🙂 Narazie sredecznie dziekuje 🙂  :kwiatek:
Mojego Gluta kupiłam prosto z treningu wyścigowego. Strach przed końmi z przeciwka trwał u niego jakieś 2 lata. Do tego paradoksalnie wcale nie czuł się komfortowo, kiedy zostawał bez koni. Przez długi czas starałam się go jakoś oswoić z towarzystwem innych futrzaków. Wybierałam spokojne, przyjazne egzemplarze i jeździliśmy razem na stępa po jeździe lub przed. Powoli, stopniowo folblut się wyciszał. Szczególnie zaprzyjaźnił się z jedną starszą klaczą, przypadkiem też folblutką. Po kilkunastu wspólnych spacerach zdecydowałyśmy się na próbę wspólnego wypuszczenia na padok, która zakończyła się sukcesem. Dzięki tej kobyłce folblut przekonał się do kilku miejsc, które wcześniej go przerażały i zyskał towarzyszkę do padokowych zabaw. Uważam, że to mi pomogło w wyciszaniu go i powolnym przekonywaniu, że drugi koń to niekoniecznie jest śmiertelne zagrożenie.

Inny koń, którym się zajmowałam, klacz, miała lęki w boskie i ogólnie w obsłudze, a na jeździe uciekała spod człowieka gdzie pieprz rośnie. Efekt bezsensownego obchodzenia się z nią przez grupkę młodych dziewczynek. W ciągu kilku miesięcy postępy były bardzo duże dzięki spokojowi, delikatności i temu, że wokół konia nagle przestało się kręcić na raz po 20 osób. Byłam przeszczęśliwa, że mimo słabych umiejętności jeździeckich kobyłka się uspokoiła, zaufała i nawet chyba polubiła czyszczenie, mizianie, kąpiele itp. Na pewno Tobie też się uda.

Jedno co chciałam zaznaczyć - w 'moim' przypadku okazało się, że cała nasza 'przyjaźń' z kobyłką miała niestety krótkie nogi. Dopóki zajmowałam się nią i jeździłam głównie ja, było super. Chyba się czuła w jakiś sposób bezpieczna, znała mnie, wiedziała, czego może się po mnie spodziewać. W momencie, kiedy została włączona do zajęć w kameralnej szkółce, po kilku tygodniach była katastrofa. Wróciły lęki, ucieczki, wszystko to, czego chciałyśmy się pozbyć. Klacz została wymieniona do hodowli za innego konia ( Bogu dzięki miała niezły papier ) po tym, jak rzuciła się z jeźdźcem na ziemię... Koń po przejściach może zaufać człowiekowi, ale może nie wrócić do 'stanu sprzed' całkowicie, tylko pozostać koniem specjalnej troski. Pracę z tą kobyłką wspominam z wielkim sentymentem, nie żałuję ani jednej wspólnej minuty, bo uczucie, kiedy taki koń zaczyna ufać człowiekowi jest bezcenne.

Życzę dużo cierpliwości i owocnej pracy  :kwiatek:
tez zyczę cierpliwosci
ja jak kupiłam konia zeby jezdzic stępem musiałam miec odstawione łydki bo kazde ich przyłozenie to było zapieprzanie
z batem tez się normalnie nie dało jezdzic bo kon się elektryczny natychmiast jeszcze bardziej robił

kupiłam jako 4 latkę, byłam 5 włascicielką, za sobą miała szkółkę, pelhamy i czarną, zaprzeganie i roztrzaskanie fury

do tego mozna dodac trudny charakter i brak hamulca

po 3 latach poszłam po rozum do głowy bo ilez mozna się z koniem szarpać i dzis myslę ze jest to całkiem miły obrazek

generalnie polecam miec wizję, cierpliwosc i koncepcję co byśmy chcieli od konia
plus duzo czasu i cierpliwej pracy

generalnie w naszym przypadku lonzowanie namiętne pogłębiło problem ale to akurat moje doswiadczenie
kon od 2 lat nie widział lonzy i żyje
Jak to mówią "każdemu wg potrzeb". Jednemu lonżowanie pomoże, drugiemu nie. Mnie i Pallasowi raczej pomogło. Uspokoiło, pogłębiło w jakiejś części zaufanie pomiędzy mną i nim no i powoli przekształca się w pracę z ziemi, bo na samym początku tego żadną pracą nie można było nazwać. 😉

Sankarita

Nie sądze by w przypadku tego konia lonżowanie było dobrym pomysłem. Nie wyobrażam sobie wyciszać tak na parwde starego konia na lonzy. Na tyle na ile potrafiłam sobie w głowie stworzyć jej portret psychologiczny, to wiem że przyniosłoby to odwrotny skutek. Lonża byłaby tylko napieraniem, wywieraniem presji i nacisku niepotrzebnego. Końmusiałby byc lonżowany na ogłowiu co przejawiałoby sie walką z wędzidłem które bądź co badź stresowało by ją i nakręcało do ucieczki. Pisałam zreszta że boi sie kontaktu.

Poza tym, 4-5 dni to niewiele, ale miło, że są jakieś postępy. Ten koń potrzebuje przede wszystkim cierpliwego, konsekwentnego i mega-spokojnego jeźdźca [i przy okazji wygląda na to, że jednego jeźdźca, jednego człowieka], który doda mu pewności siebie.... ale z drugiej strony, moim zdaniem, wcale nie trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem -> tzn, już tłumaczę, żeby mnie nie posądzono o jakieś herezje.  Chodzi mi tutaj o to, żeby nie skradać się przy koniu, nie robić wszystkiego cichutko w obawie, że każdy nawet najmniejszy ruch spowoduje u konia panikę.

Zachowuje się przy niej normalnie. Ona nie panikuje i nie płoszy sie przy każdym ruchu człowieka. Bywa ze nawet głowe do mnie wystawi jeśli ide przez stajnie. To samo przy czyszczeniu. NIe jest typem konia który przy gwałtownym ruchu skacze na ściane ze strachu... Ona po prostu wygląda na taką od której kiedyś wiele wymagano i często karcono za nieodpowiednie dla kogos zachowanie, w związku z tym potrafi podawać mi kolejną noge do czyszczenia zanim skończe czyscic pierwsza, stoi jak słup przy zakładaniu ogłowia , co gorsze boi sie ale sama otwiera pysk... napina sie przy siodłaniu ale nawet nie drgnie.
Jedyna rzeczą jaką ją wyróżniam w obsłudze jest to że przesadnie dużo do niej mówie, za wszystko chwale i bardzo dużo głaskam( ale tylko po łopatkach żeby nie naruszac stref których jeszcze nie pozwoliła mi dotknąć ).

Teodora
Możesz nawet spróbować dodać jeszcze przed wszystkim kilka minut na prawdziwe nicnierobienie. Nawet bez głaskania, przemawiania. Usiąść sobie koło niej, czy koło otwartego boksu. I sobie być. Nie wyciągać ręki do konia, jeśli sam nie zacznie podchodzić, nosem dotykać. Nie zachęcać. Dać jej zrobić "pierwszy krok". To ma dla nieśmialuchów znaczenie. Nie czują się wrzucone w sytuację. Jeśli same w nią wchodzą, z własnego wyboru, są bardziej pewne siebie (tak pozytywnie) w interakcji.

Zazwyczaj bywa tak że przed wejściem do niej, otwieram drzwi boksu i np, czyszcze sobie szczotką ochraniacze, sprzatam w skrzynce... a potem sobie staje w drzwiach i czekam aż sama zechce przyjść. Nigdy pod presją, nigdy szybko , nigdy na siłe. Przed czyszczeniem ZAWSZE daje jej obwąchać szczotki... to samo tyczy sie siodła, popręgu, ogłowia. Widze że to u niej powoduje jakieś pzreświadczenie że nie bedzie ta jazda niczym przyjemnym , ale przynajmniej wie ze to co ma na sobie jej nie zje... i na pewno nie jest koniem... 😉

Przyjrzyj się, co poza sprzętem się zmienia. Może przyspieszasz? Może tracisz spokojny rytm? Nie żebyś była przyczyną całego niepokoju, ale po pierwsze nie ma co dokładać jej stresu, a po drugie lepiej dla wszystkich nie dać się wkręcić w niepokoje.

Zmiani sie to ze ona mieszka w ostatnim boksie, konie jej nie szanują, a że wszystkie maja głowy wystawione na stajnie, to kobyłce zazwyczaj trafia sie jakies obwąchanie, czasem chęć ugryzienia jej. Zaczyna sie nakrecać tym że musi przejsc obok koni. Aczkolwiek samo wyjscie z boksu nie sprawia jej trudnosci... podaża za mną.
I mimo strachu przed konmi, gdybym sie zatrzymała na środku stajni, staneła by obok... .

Może zrobiłabyś jej sesję z zakładaniem ogłowia, jakby go nie znała?

Muszę o tym pomyśleć. Zobaczyc jak bedzie na to reagowała. Zastanawiam sie tez nad ogłowiem o wiele za dużym, żeby wkładanie go przez uszy nie powodowało niepotrzebnego nacisku na głowe i szczękę...

Pierwsze, to dawać jej czas również przy wychodzeniu z boksu. Żeby nie było gwałtownego przejścia między spokojem przy czyszczeniu a trybem "idziemy do roboty".

Wychodzenie z boksu i podażanie na jazde zawsze odbywa sie na wodzy ściagnietej z szyi i złapanej za koniec. Juz na samym poczatku zauwazyłam ze im wiecej luzu i swobody tym kobyła spokojniejsza. Ona raczej ma w zwyczaju zawsze isc za człowiekiem. Nigdy sie nie zatrzymuje. Za to ciagle sie oglada za siebie... ale pozwalam, nie przytrzymuje, nie popedzam... licze ze kiedys takie zachowanie minie.

W ptrzypadku wyprzedzania stosujemy kołeczko. Dziewczyna sie rozglada wtedy do okoła i jets spokój, juz bez wiekszych stresów.

Możesz też spróbować dawać jej smakołyk właśnie wtedy, kiedy inny koń jest obok.

Fajny pomysł... wykorzystam na pewno 🙂 Powiem czy skutkuje 🙂

Wsiadasz z podwyższenia?

Tak. Zawsze. I nad samym staniem podczas wsiadania pracuje strasznie... bo po 1 nakreca to konia, po 2 nie czuje sie wtedy bezpiecznie... a po 3 to ruszanie podczas wsiadania jest dla mnie u konia zachowaniem bardzo niepożadąnym... 🙂
Problem w tym ze niestety musze sie liczyć z tym ze nie tylko ja bede do końca jej życia wsiadać... bo to nie mój koń. I jesli tzreba dać ja komuś innemu to nie mam nic do gadania. Moge tylko we własnym zakresie i dla samej siebie tak pracować... 🙁

To tak jak w naturalsowskim "pasażerowaniu"
Dokładnie tak... bo ja całe życie naturalna byłam, jestem i będę... tyle ze los chciał co bym do stajni sportowej trafiła, w zwiazku z tym moje sznurki, carroty i "dziwne pomysły na prace z koniem" nie sa zbyt mile widziane. Mam jeździć konie klasycznie. Jesli dostane do łapy czarna wodze mam na niej jeździć... nie mam głosu.

Ja bym nie uciekała od używania łydek normalnie.

Powiem Ci tak. Jeździłam na niej pierwszy raz w zyciu jakies 2 miesiace temu. Kobyła była nadpobudliwa i bardzo bardzo do przodu ale nie uciekała od łydki az tak jak teraz.
Podobno jakis czas temu siadł na nia czałkiem poczatkujacy koleś, który dosc powaznie zaszarpał ja na pysku i uzywał łydki nie do końca zgodnie z jej przeznaczeniem.... jazda skonczyła sie po wieluuu kołach galopu i zatrzymaniu konia pzrez osobe tzrecia, która skorzystała z jej strachu pzred czymkolwiek na przeciwko i po prostu staneła jej na drodze....
Efekt jest taki ze ani łydka ani kontakt nie moga byc narazie zbyt powazne.
Kontaktu powoli nabieramy, ale sama łydka ogranicza mi sie do napiecia moich mięśni, gdybym ja dotknał nieco w brzuch na pewno i ja i moje siodło zostalibysmy z tyłu... Ale staram sie łydke miec przyłozona do konia, nie odstawiona, tak zeby kon wiedział ze ja tam jednak jestem... .

fenelia
Do tego dużo mówienia - spokojnego, wesołego głosu. Żadnego krzyczenia, podnoszenia głosu, zdradzania nerwowości, czy złości - jeśli koń Cię wkurzy i masz możliwość to zostaw go gdzieś na 5 minut, a Ty idź się uspokoić, a jeśli to podczas jazdy to zatrzymaj i posiedź chwilę nieruchomo, pooddychaj.

Nie krzycze, nie wkurzam sie i nie bije... mam ogromna cieroliwośc do tego typu koni i chyba praca z takim jak ten sprawia mi ogromna frajde.

guli
to jest kon po klasie C w skokach... na pewno nie był traktowany jak konik do kochania.

Ja poświęciłabym takiemu koniowi więcej czasu - ale nie jazdy, tylko samo obcowanie , krótkie spacery w ręku.  
Zawsze po jeździe ściagam siodło i idziemy w nagrode na trawe. 1 dnia była bardzo zaskoczona, nawet nie do konca chciała jeśc. Patrzyła na mnie tak jakby mnie zapytac chciała czy na pewno może sie schylic i poskubać...
To było smutne... :/

Lotnaa
Ponoc uraz był tylko psychiczny, a fizycznie poza stłuczeniem na niczym sie nie skonczyło poważnym.
Ale nie moge być tego pewna.




Ogolnie to dziekuje Wam za miłe słowa. I za danie mi wiekszej wiary w to co mam zamiar robić...
Ciesze sie ze na starcie nie okazało sie ze idę złą drogą.
Mam nadzieje ze ten kon w swoim zyciu chociaz pzrez chwile bedzie czuł ze człowiek nie jest taki straszny, a jazda moze nie odbywac sie pod wpływem stresu i strachu...🙂

:kwiatek: :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
Hypnotize, jest lonżowanie i lonżowanie. Swojemu wsadziłam do pyska wędzidło i przypięłam doń lonżę dopiero jak przechodził do stępa i kłusa na głos, chodził równym rytmem, odpuścił, rozluźnił się i nie leciał jak opętany. Mnie nie chodziło mi o założenie ogłowia, przypięcie lonży, pogonienie batem i zaciąganie ręcznego od dłoni do butów, by kobył się przypadkiem nie wyrwał. Lonżowanie nie będące faktyczną pracą, a raczej kontrolowaniem ruchu konia tak jak to robi wyżej postawiony w hierarchii, inny koń, członek stada, w celu poprawienia relacji koń - człowiek i w celu uzyskania rozluźnienia może być przeprowadzone z powodzeniem na kantarze. Na lonży też można zmieniać tempo, robić dużo przejść, "odrabiać" różnie złe nawyki, uczyć konia akceptacji wędzidła, i w końcu podstawiania zadu, a wszystko to można później przenieść na pracę "z góry".  Ja tam przynajmniej wychodzę z założenia, że najpierw mi musi wszystko "grać" na ziemi, a dopiero później nad ziemią. No, ale... nie powiedziałaś od początku zasadniczej rzeczy: ile koń ma lat? Słowa "ponoć po sporcie" mogły wiele oznaczać.
Dopiero po Twoim ostatnim poście można się domyśleć, że nie jest koniem w sile wieku, koniem "wydolnym". I tu faktycznie, długie lonżowanie może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Idąc dalej.... odnośnie kontaktu. Skoro skakała C to musi być ujeżdżona przynajmniej w stopniu w miarę przyzwoitym. Przy takich wysokościach koń musi być przynajmniej zwrotny i "kontrolowany", a najlepiej jakby był dobrze ujeżdżony, zwrotny, przepuszczalny i jeszcze miał jeźdźca, zgranego z sobą, bo to już nie są wysokości, że tak powiem "bezpieczne", tu moim zdaniem nie ma, że "to nie pasuje, to nie pasuje, tu zakręt nie ten, najazd nie ten, cośtam nie ten, ale machnę ręką, puszczę konia w nadświetlną i postaram się nie spaść" , chyba, że to było takie C pt "za stodołą, ile koń wyskoczy" [nie ubliżając w żaden sposób ani tobie, ani koniowi :kwiatek: ] Chociaż, z drugiej strony różnie to to ten sport wygląda.
Warto by jeździć na niej po prostu na miękkim i delikatnym kontakcie, porobić dużo żucia z ręki [bo skoro koń po sporcie, to sądzę, że takie rzeczy hmm, umie]. No i przy okazji.... takie banalne i oczywiste - sprawdzić zęby. 😉
Jeszcze jedna rzecz.... czy ten koń jest Twój na wyłączność? czy też pracuje w szkółce?

W ogóle to mi bardzo przypomina przypadek pewnej klaczy, na którą miałam okazję raz wsiąść. Koń po sporcie, po skokach, skakać potrafiła, no, ale kariera się skończyła, trafiła do rekreacji, gdzie....zyskała miano strasznego konia-pędziwiatra, ponieważ nieźle dodawała gazu w odpowiedzi na zbyt mocną łydkę i zbyt mocną rękę. To też nie było tak, że uciekała od tego kontaktu jak oparzona- po prostu gdy poczuła "za dużo kilo" w rękach jeźdźca ruszała z kopyta, ale kiedy jeździec oddawał wodze, uspokajał siebie i rękę, klacz również się uspokajała, zwalniała i dało się jeździć. Na zbyt mocną łydkę zachowywała się dokładnie tak samo. Oprócz tego strasznie denerwowała ją obecność większej ilości koni. Ogółem, koń przyjemny i dobry nauczyciel.

Ja tam przynajmniej wychodzę z założenia, że najpierw mi musi wszystko "grać" na ziemi, a dopiero później nad ziemią.

lonzowanie tez sprawia ze kon przestaje myślec, nie będę tu ciągnąc dalej tego wątku bo wiadomo ze to jest sprawa bardzo dyskusyjna i zaraz zaczną się dysputy ze nie ze zalezy jakie lonzowanie, ze to że sio
a grac na ziemi musi wszystko najpierw oczywiscie, z tym się zgadzam ale uwazam ze lonzowanie nie jest jedyną słuszna drogą

... Ona po prostu wygląda na taką od której kiedyś wiele wymagano i często karcono za nieodpowiednie dla kogos zachowanie,



Ano właśnie .
Dla wrażliwego osobnika presja i ciągłe wymagania są większą karą niż bicie.

Zresztą człowiek potrafi wymyślać przeróżne rzeczy dla "umilenia" koniowi życia .

Niedawno w Niemczech odbył się proces "trenera" , który lonżował konia na takim wypięciu, że koń zszedł.
Może i dobrze, bo wyobrażam sobie, co ten koń musiał czuć idąc do "pracy" .
Zresztą konia bardzo łatwo zniechęcić do współpracy, zrobić z niego nerwusa , a w końcu ogłupić.

Ale jak  czytam,  większość wypowiadających się w tym wątku miała do czynienia z takimi końmi.

Ciągle mu staje przed oczami obraz klaczy , chodzącej w sporcie, znerwicowanej niesamowicie.

Pozostawiona na wybiegu po zajęciach, kłusowała nerwowo na drżących nogach.

Ale obejrzałam sobie trening i przestałam się dziwić. 🤔



Ponoc uraz był tylko psychiczny, a fizycznie poza stłuczeniem na niczym sie nie skonczyło poważnym.


..

Mam nadzieje ze ten kon w swoim zyciu chociaz pzrez chwile bedzie czuł ze człowiek nie jest taki straszny, a jazda moze nie odbywac sie pod wpływem stresu i strachu...🙂




Fizyczny uraz można wyleczyć bez śladu- z psychicznym już dużo trudniej.

Dobrze byłoby , żeby dobre wrażenia z obcowania z człowiekiem pozostały jej na dłużej  🙂

Życzę jej  mądrych opiekunów i jeźdźców- szkoda tylko, że nie jest Twoim koniem. 🙂
inna sytuacja
wpierdielicho przy koniowiązie ->odsadzenie się->połamanie koniowiązu i prawdopodobnie uderzenie nim gdzieś po boku konia =  pół roku walki o wyplenienie wspomnień(czy też nadpisanie ich pozytywnymi doświadczeniami) i cackania się z koniem by nie bał się być ponownie przywiązywany i by wogóle podchodził i stał przy tymże koniowiązie

a co dopiero w sytacji kiedy koń ma serwowane atrakcje różnego kalibru na każdej jeździe czy też każdego dnia..

spokój, opanowanie i czas, czas i jeszcze raz czas.. też bym odłożyła całkiem bata skoro i tak się go nie używa, jeśli chcesz mieć coś do wspomagania się to prędzej załóż ostrogę i zobacz jak zareaguje - podejrzewam że całkowicie inaczej..
może nawet daj na początek trochę jej odpocząć? bardzo ograniczyć wymagania albo nawet totalnie odetchnąć od pracy jakiejkolwiek i chodzenia pod siodłem, a potem zacząć znów, od poczatku, bez bata
sznurka, o lonżowaniu to już była dyskusja z tego co pamiętam i owszem, też się z Tobą zgadzam, że lonżowanie może konia "wyłączyć" i koń sobie będzie leciał, leeeciał... i leeeciał, kontaktu psychicznego z człowiekiem zero. Przeciwnikiem lonżowania nie jestem, należę raczej do zwolenników, ale jak juz powiedziałam "każdemu wg potrzeb". konkretnie koniowi wg potrzeb🙂

Jeszcze tak odnośnie koni, sportów, dziwnych jazd itd... Są konie mniej lub bardziej wrażliwe, jedne się po prostu "wyłączą" na brutalnego jeźdźca-sadystę i odmówią ruchu naprzód, inne zareagują tym co znają od zarania dziejów - ucieczką. I będą sobie tak uciekać,uciekać....i uciekać.... Odnośnie klaczy, na której jeździ Hypnotize- warto byłoby wiedzieć jak koń był zajeżdżony i jeżdżony na samym początku, bo odzyskiwanie zaufania i nabranie konia na lekki kontakt będzie łatwiejsze, gdy koń już kiedyś to robił. Konie przecież nie zapominają. Czas, czas, czas, święta cierpliwość i spokój. 🙂
Jeśli koń ma uraz psychiczny na skutek obcowania z człowiekiem , to należałoby leczyć psychikę, a nie fundować mu ćwiczenia fizyczne , np lonżę.
Swoją drogą, to chyba tylko na skutek bliskich spotkań z człowiekiem, a nie np z innym  koniem 🤔

I wszystkie urazy powstają w głowie , a nie w mięśniach.

To z  głowy idzie  sygnał do mięśni:" jest ok , rozluźniam się " , albo" straszne, będzie bolało- uciekam".
I na ten sygnał odpowiadają mięśnie - rozluźnieniem lub usztywnieniem.

SANKARITA:
Nie chce i nie moge za bardzo wypowiadac sie o przeszlosci tego konia, skad byl, kto go jezdzil, jak jest teraz. Siedze w prywatnej stajni , gdzie konie chodza skoki, albo maja dobry papier, dobra sportowa przeszlosc i rodza zrebaki. Ta moja kobylka wlasnie jest na zrebaki. Jezdze na niej bo trzeba ja ruszac, jak nie ja wsiadzie ktokolwiek inny.
Nie mam mozliwosci przesiadywania z kobyla w boksie, wyprowadzania jej na spacery, czy nawet lonzowania... .
Mam wsiasc, ruszyc konia i koniec. Uslyszalam tylko ze spokojnie,powoli i mam na siebie uwazac bo kon dawno nie jezdzony.
Klacz nie jest w szkolce, byc moze kiedys byla aczkolwiek jej zachowanie pod siodlem wskazuje na to ze jednak nie za bardzo dali by sobie z nia rade ludzie w rekreacji. To zdecydowanie nie jest kon na niedzielne spacerki po lesie.

guli:
mysle ze chocbym na glowie stanela to i tak nie dam rady nic zrobic z tym koniem, poza tym ze moze nam si calkiem fajnie wspolpracowac na jazdach.
Swoja droga nie myslalam ze tak bardzo emocjonalnie podejde do tej kobylki.
A co gorsza to jest dla mnie taki kon, ze pewnie gdybym zastanawiala sie teraz nad kupnem zwierza, to mialaby bardzo duze szanse... ale niestety.


Swoja droga odbiegajac od tematu Jej psychiki, przeszlosci itp.


Przyjmijmy ze jezdze teraz regularnie,  codziennie, powoli juz nabralismy kontaktu, ja zaczynam dodawac do jazd lydki.
Jakie cwiczenia proponujecie?  OCZYWISCIE  pomijamy cwiczenia trudniejsze poki co, narazie same proscizny dla mnie i dla konia.
Jakie tempo, co, jak ile czego? Na co zwracac uwage?  jak konia chwalic? o karceniu raczej nie ma mowy bo ona nie robi negatywnych rzeczy raczej, nie bryka, nie zlosci sie, nie unika polecen. Raczej jest przesadnie ambitna i chcialaby zrobic wszystko szybciej niz ja sama pomysle...

Od razu mowie, jezdze bez bata, ostrog, moge nawet rok jezdzic tylko stepem i tez bedziemnie taka praca z nia cieszyla.Kon robi lopatki, zady, lotne, ciagi... itp.

Czekam na pomysly 🙂
A masz możliwość wyjazdu w teren?

To naprawdę dużo daje koniowi, bo nie ma wymagań , na luźnej wodzy może rozglądać się .

I frajda dla człowieka przecież też 😀



EDIT


Czy sport  wyklucza "kochanie" konia?

Przynajmniej szacunek należy się
Mam mozliwosc, aczkolwiek po drodze czeka mnie najpoierw przejazd przez podwojne tory kolejowe, a potem przez ruchliwa droge. Narazie tluczemy sie po hali. Jeszcze pare jazd i wyjdziemy na lake. Nie chce zeby nasza wspolpraca skonczyla sie na niekontrolowanym galopie, zaszarpaniu tego konia pzreze mnie i moim strachu...

CHYBA jeszcze nie mam na yle odwagi zeby na lace zaczac jezdzic, a o teranie nie wspomne, ale mysle ze przyjdzie czas ze damy rade 🙂
lonzowanie tez sprawia ze kon przestaje myślec,...

bzdura 😎

a co do konia z wątku. Najlepsze wyjście to puszczenie na pastwiska ze stadem na pół roku, rok, a potem praca od podstaw.
Wiem natomiast, że takiego wyjścia nie masz i z tego powodu współczuje. Życzę wytrwałości, spokoju i konsekwentnego działania. Powodzenia
Hypnotize, mam wrażenie że Ty też się jej obawiasz swoją drogą i się zwyczajnie usztywniasz co dodatkowo potęguje zachowanie konia..

darowałabym jej jakiekolwiek jazdy, piszesz że nie możesz - nie da się przetłumaczyć?może pogadaj jeszcze raz?  
guli, moment, chwila..... kto powiedział, że ta lonża ma być tylko ćwiczeniem fizycznym? Czy tylko ja mam jakieś durnowate rozgraniczenie, które najwidoczniej w ogóle nie funkcjonuje? Z resztą, czy jazda na takim koniu nie jest fundowaniem mu ćwiczeń fizycznych przy okazji? Gdyby rozumować w ten sposób, Hypnotize, oprócz spokojnego "obejścia" przy klaczy, powinna zacząć z koniem np. 7 gier albo coś w ten deseń i na konia nie wsiadać, a przecież widać na załączonym obrazku, że oboje robią postępy, klacz nie jest nie do opanowania, wycisza się....

Prosząc konia o ruch na lonży nie robimy nic innego, jak panujemy nad jego aparatem ruchu, tak jak robi to wyżej postawiony w hierarchii członek stada czy koń-przewodnik, któremu ten koń niżej jest podporządkowany i godzi się na to przywództwo, ponieważ jest to dla niego zagwarantowaniem bezpieczeństwa. O ruch do przodu, o zmianę tempa, o przejście z chodu niższego do wyższego nie prosimy przecież końskich mięśni tylko samego konia czyli nic innego jak, koński umysł. Nie chodzi mi tutaj o popędzanie konia batem wraz z bierną postawą ciała, a koń ma biegać w kółko, chodzi mi o reakcję na głos człowieka oraz na mowę ciała - zwłaszcza na mowę ciała. Raz taki obrazek widziałam: koń lonżowany odpowiadał na uniesienie bądź opuszczenie ramion lonżującego, na krok w stronę jego głowy, zadu i nie wyglądał na konia znudzonego. Koń, o ile zacznie nas słuchać, na lonży będzie tak samo skupiony jak na jeździe, będzie tak samo "słuchał" lonżującego, jakby ten lonżujący siedział na nim. No i oczywiście o ile ta lonża nie będzie trwała nie wiadomo jak długo, bo faktycznie, koń na lonży szybko zaczyna się nudzić.


To wyżej napisałam nie widząc kolejnych postów, dopisuję:
HYPNOTIZE, no! To wiemy na czym się stoi...  W pierwszym poście nie napisałaś sytuacji w której wychodzi na to, że klacz masz ruszać, to zmienia postać rzeczy. Nie musiałaś na mnie wyjeżdżać. I nie musisz przecież odpowiadać KTO konkretnie konia jeździł.
Skoro nie masz możliwości żadnych innych ćwiczeń przeprowadzić z klaczą z ziemi czy nawet w terenie [chociaż w obecnej chwili ja bym na takiej klaczy w teren nie pojechała, tym bardziej sama, w obawie, że może to zniweczyć całą moją dotychczasową pracę], to po prostu dbaj o ten kontakt psychiczny z koniem z siodła. Z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś na dobrej drodze by się z tą klaczą porozumieć, koń nie walczy, nie stawia się, nie jest złośliwy, nie potrzebuje jakichś "specjalnych specjałów" tylko Twojego spokoju i cierpliwości.
Skoro pisze, że "Kon robi lopatki, zady, lotne, ciagi... itp." to znaczy, że jest dobrze ujeżdżony, nie popełniono braków w jej szkoleniu początkowym, tylko później ją zaczęto traktować jak "maszynę" i masz, że tak powiem, ułatwione zadanie.... i przy okazji "wypróbowałaś konia" trochę bardziej, niż by się zdawało. Ja bym w tej chwili żadnych cudów nie robiła.
k_cian tutaj dobrze kombinuje, może Ty gdzieś w środku masz "zakodowane", że koń jest taki a taki, nieruszany, może zrobić to i to i nawet nieświadomie przekazujesz jej jakąś część lęku. Mówisz, że klacz trzeba ruszać - lepiej jeśli zrobisz to Ty i jazda z ręką na sercu nie będzie trwała długo i nie będzie uciążliwa, niż jakiś inny człowiek, który nie podejdzie tego konia ze spokojem i jeszcze pogłębi końskie lęki.
  Jak chwalić? Ja bym pogłaskała, dała koniowi chwilę odpoczynku... Po regularnych i spokojnych jazdach, gdzie nikt jej nie kopie, nie bije i nie wymaga wiele, koń sam Ci zaufa tak, że będziesz mogła spokojnie wyjechać na nim na łąkę. Na tereny jeszcze przyjdzie czas.
Sankarita, tak jak piszesz, to działa na zasadzie spodziewania się że będzie COŚ

-bo koń niewychodzony
-bo koń po przejściach
-bo ...

a Hypnotize, jako jeździec i człowiek mający świadomość tego wszystkiego jest w ciągłej gotowości na reakcję BO... i tutaj wracamy do całej listy zachowań konia i opinii o nim

a koń to czuje, czuje brak rozluźnienia i gotowość do działania, że zaraz coś się stanie, że trzeba będzie uciekać, bronić się, cokolwiek innego, czuje też niepewność - a wszystko to jest na 99,9% moim zdaniem, samo to jak pisze o ew. wyjeździe na łąkę już o tym świadczy - obawia się tego

najlepszą nagrodą dla konia jest chwila odpoczynku, czuły głos z przejechaniem ręką po szyi czy na koniec jazdy poluzowanie popręgu i stępowanie w ręku, z rozpiętym nachrapnikim np

Hypnotize, a dlaczego nie zaczniesz wychodzić z koniem w ręku najpierw na tą łąkę? swoją drogą myślę że więcej dla psychiki konia byś zrobiła wychodząc na aktywny marsz na kantarze po okolicy niż nawet jadąc na stępa w siodle, a aktywny raźny marsz bardzo ładnie buduje i trzyma tonus mięśni, przy okazji koń wypocznie psychicznie

co do roznoszenia zaś - dietę też warto by było dostosować
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się