Starość - walka z problemami, czy szczęśliwe lata? Jakie macie doświadczenia?

Kajula, Moja babcia zmarła na Alzheimera jakieś 15 lat temu. Między moim 15-20 rokiem życia mieszkaliśmy w domu bez klamek, bez luster, bez kwiatów doniczkowych...
Konsekwencje tego są takie, że w moim najtrudniejszym okresie dojrzewania mojej matki dla mnie nie było, bo była zbyt przybita i zajęta własną matką. Rozumiem i nie mam pretensji, ale jak teraz na to patrzę, to wiem że właśnie dlatego jest między nami taka przepaść.
Mam znajomego, jest lekarzem - pracuje w szpitalu.
Opowiada mi o tym, że przed świętami, przed feriami szpitale zapełniają się starszymi ludźmi.
I zostają w tych szpitalach dłużej niż to potrzebne, bo nie ma ich kto odebrać.

Kajula, Moja babcia zmarła na Alzheimera jakieś 15 lat temu.
Z tego co wiem to na Alzheimera się nie umiera. Owszem, straszna choroba, ale śmierci jako takiej nie sprowadza.
BASZNIA   mleczna i deserowa
22 marca 2013 15:33
pewnie Julie chodzilo o to, ze babcia zmarla na starosc, poprzedzona latami tej choroby, tak to rozumiem. Babcia w rodzinie zmarla na starosc poprzedzona wylewem i wegetacja 5 lat, pogorszajaca sie stopniowo. Horror. Opiekujaca sie nia osoba dzielnie to zniosla, ale widzialam opetanie w jej oczach, szal, nienawisc, wolala do Boga o ratunek i pytala Go, za co.., chociaz dzien za dniem dawala rade i dala do samego konca. Jesli tylko bede mogla, nie bede samolubem i nie zatruje bliskim zycia.
na izbie przyjęć, jak czekałam na przyjęcie, przywieziono staruszkę. taką ciut jakby nie do konca swiadomą sytuacji.

marudzili i szydzili z niej, że z powodu złego samopoczucia dzwoni na pogotowie i ją drugi raz w tym tygodniu przywożą. przykra sprawa, bo traktowali ją jak balast, zdołowało mnie to bardzo, że dzieci zamiast się zająć albo opiekę społeczną nająć babcię na pogotowie wysyłają. rozumiem po części służbę zdrowia, bo babcia przywieziona karetką bez przyczyny zajmowała miejsce ludziom naprawdę potrzebującym (tego dnia był wysyp złamań na ostrym dyżurze, mnie przywiezli po godzinie oczekiwania o 11 rano, a operowano dopiero o 23, bo taki natłok ludzia był, a byłam pierwsza w "kolejce" złamań zamkniętych), ale i tak okropnie przykre, bo mówienie  przy niej takich rzeczy bylo okrutne. pózniej był kłopot, bo babcię zbadali i powinni odesłać, ale dzieci stwierdziły, że nie mają czasu  i albo babcia poczeka do wieczora na izbie, albo pogotowie ją odwiezie i się sama sobą zajmie...

na sali leżała ze mną staruszka z wstawioną endoprotezą kolana. nie chciala wychodzic ze szpitala, bo nie ma kto jej pomóc, i nie ma szans, żeby w piątej dobie po operacji zeszła/weszła na 4 piętro, czy zrobiła zakupy. popłakała się, gdy ją odwozili do domu, a wypisywali jak najszybciej się dało, bo ludzie czekali na innych oddziałach na łóżka na ortopedii, taki nawał połamańców.

samotna starość jest straszna.
Isabelle, to straszne, że ludzie potrafią własną rodzinę tak potraktować...

Ja doszłam do sedna problemu w mojej sytuacji. Ostatnio jestem tam prawie codziennie... To babcia tak wykańcza dziadka, stąd alkohol, kłamstwa, chęć ucieczki do "młodości" dziadka... Problem większy niż bym pomyślała 🙁 Babcia wiecznie na niego krzyczy, na wszystko narzeka, wszystko ją boli i wszyscy wokół są najgorsi...
Bo sobie nie radzi z dziadka chorobą.
Nie obwiniaj babci - ona nie wie jak odnaleźć się w tym wszystkim.
Bo to ona jest w tym wszystkim nabiedniejsza. Ma dziadka na głowie od rana do nocy.
Często pewnie źle się czuje a musi mieć siły za dwoje.
Potrzebna jej uwaga i troska, żeby wiedziała, ze nie zostanie z tym wszystkim sama.

Kajula - życzę Ci wiele sił.
Pisałam wcześniej. Ta choroba niszczy nie tylko chorego ale wszystkich wokoło.
Doradzam wizyte u mądrego lekarza.
Niech ustawi leki, niech wyciszy agresję dziadka.
I pomóżcie babci się z tym uporać
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
26 marca 2013 19:16
Mój dziadek kilka dni temu wyszedł ze szpitala i ponoć bardzo osłabiony jest, słabo chodzi i niezbyt kontaktuje  😕
Naderwał sobie cewnik, doszło do stanu zapalnego i już niby było lepiej, ale jednak nie... Ciocia wzięła go do domu i się nim opiekuje. Martwię się, że to może już będą ostatnie święta dziadka  😕
[quote author=Julie link=topic=90941.msg1723718#msg1723718 date=1363942971]Kajula, Moja babcia zmarła na Alzheimera jakieś 15 lat temu.
Z tego co wiem to na Alzheimera się nie umiera. Owszem, straszna choroba, ale śmierci jako takiej nie sprowadza.
[/quote]
Skrót myślowy, ale to chyba oczywiste...
Umiera się od tego, że najpierw się zapomina jak się wszystko w koło nazywa, potem zapomina się trawić i oddychać.
Skrót myślowy, ale to chyba oczywiste...
Umiera się od tego, że najpierw się zapomina jak się wszystko w koło nazywa, potem zapomina się trawić i oddychać.

Tego się nie zapomina, bo to odruchy bezwarunkowe...
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
26 marca 2013 20:02
Przeklejam wlasny post z watku wkurzeniowego, bo bardzo na temat:

Ja nie mam nic do sluzby zdrowia jako takiej, mimo wielu wlasnych mocno fakapowych przezyc. Ale ja to ja, jedna blizna wiecej nie robi mi roznicy, potrafie powalczyc i nie zgine. Ale ostatnio wku....wia, bo juz nie wkurza nawet, podejscie do starszych ludzi. W piatek mialam przeboje z babcia, zapisala sie do lekarza, x razy sie upewniala co do dnia i godziny, leki sie pokonczyly, ide z nia (bo sama juz nie chodzi), a tam... ale pani nie jest zapisana, lekarki nie ma, co ja pani poradze ze pani byla absolutnie pewna. Babcia pokazuje karteczke na ktorej pisala w trakcie rozmowy z rejestracja- piatek 14 tam napisano. Nie, pani byla w czwartek na 17 zapisana. Mnie juz nosi.
Wpadlam do innego lekarza, naswietlam sprawe, a on ze no way, nie przyjmie, bo bacia na korytarzu nie schodzi, tylko nie ma lekow. Po kilku minutach wymian uprzejmosci chyba sie zorientowal, ze ja i moj wielki brzuch nie wyjdziemy, jesli babcia nie zostanie przyjeta, wiec rzucil 'no dobra, pani jest w ciazy, babcia, karta i jedziem'. Babcia z wizyty i lekarza bardzo zadowolona, przepisala sie do niego na stale...

Teraz ta jazda z dziadkiem, ktorego traktuja jak bezwolne dziecko, mimo, ze umysl ma 100% sprawny. Lekarka mojego dziadka mnie wkurzyla. Lezy dziadek od piatku w szpitalu-  starszy czlowiek, z bardzo zaawansowana astma, dopadla go infekcja i niestety skonczylo sie hospitalizacja. Niedziela-poniedzialek byla duza poprawa, dzis nagle dramat, bardzo niska saturacja, sinica... Co sie okazalo, nie zakladal maski tlenowej, lekarka tonem focha mamie powiedziala, ze on nie chce maski zakladac.
A on nie wiedzial, ze musi, ze spada mu ta saturacja, ze sinica sie pojawila i ze sie udusi. Nie wiedzial, bo mu nikt nie powiedzial, nie poswiecil 2 minut i nie wytlumaczyl. Mowi 'robia ze mna co chca i ja nawet nie wiem co, po co, dlaczego- nikt mi nic nie mowi, o nic nie pyta'. Mama mu wytlumaczyla, przestraszyl sie, obiecal maske nosic. A mi cisnienie konkret skoczylo... 

A ja nie moge zdzierzyc, ze tam jest oddzial zakazny i ja nie moge tam wparowac i pogadac z kim trzeba. I ze nawet dziadka zobaczyc nie moge. O, to tez mnie wkurza!
Rozumiem Cię doskonale.
Przyklad ?
Moja mama po operacji została już przeniesiona na salę ogólną. Była już wtedy dobrze po 80-ce
Leżała i się bała, bo działo się z nią cos dziwnego.
Płakała i mówiła, że dziwnie sie czuje. Nie, nic ją nie boli ale to chyba koniec.
Dostałam dyspozycje, kazała wyjąć kasę z baku i przelać na moje konto.
Która sukienka, jakie buty.
Blada, biedna, zapłakana co chwilę odpływa.
Poleciałam do pielęgniarek i pytam co się dzieje.
Pielęgniarka  mówi - no nic dziwnego dostaje silne leki przeciwbólowe i może się czuć oszołomiona, mieć jakieś zwidy.
Nie dowierzałam i poleciałam do lekarza a On na to, że wszystko jest ok tylko leki tak działają.
Wróciłam do mamy i tłumaczę jej co i jak. Patrzy na mnie z niedowierzaniem i zwyczajnie myśli, że ją tylko pocieszam.
Wróciłam do pielęgniarki i poprosiłam żeby porozmawiała z mamą. Wytłumaczyła jej co to za lek i jak działa.
Wyobraźcie sobie, że poszła. Rozmawiała z mamą przez kilka dobrych minut i uspokoiła ją naprawdę skutecznie.

Nie można od razu ???
Skąd stary człowiek ma wiedzieć, że to nie śmierć nadchodzi.
Chwila rozmowy, informacja a przez to okazany szacunek dla ludzkich uczuc i emocji. Za dużo żądam ???
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
26 marca 2013 21:11
szemrana- Twoja Mama chociaż kojarzyła i zrozumiała. A mojemu dziadkowi nie można wytłumaczyć, że ta rurka od cewnika jest potrzebna, że nie musi iść sikać, żeby nie ciskał tego worka... Bo on myśli, że jest młodym człowiekiem i nie wie, po co ta rurka, a jak się powie, to i tak zaraz nie wie...
Gillian   four letter word
26 marca 2013 21:15
Dementek, bardziej chodzi o to, że balonik w cewniku uciska a pęcherz się broni przed ciałem obcym co powoduje odczucie parcia na mocz.
Gillian - to stąd ta potrzeba pozbycia się cewnika ?
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
26 marca 2013 21:49
Gillian- Ja się na tym nie znam, ale wiem, ile trzeba mówić, że nie musi sikać, żeby rurek nie wyciągał. A on chce nóż, żeby to odciąć ,,bo mu to niepotrzebne". No i na chwilę się dziadka z oka spuściło i naderwał rurkę. A teraz nie wiadomo, czy wyleczy się z tego stanu zapalnego... Jak na razie zamiast lepiej, jest gorzej... Lekarz do niego przyjeżdżał ponoć dzisiaj i pielęgniarka. Z tego, co mi mama mówiła przez telefon, jest nie za ciekawie.
Najchętniej bym uciekła z zajęć i pojechała do dziadka... A najprędzej w piątek będę mogła go odwiedzić  😕
Gillian   four letter word
26 marca 2013 22:02
szemrana, tak. Cewnik to dość paskudne odczucie. I o ile człowiek zdrowy a zmuszony sobie wytłumaczy, tak chory/po lekach/pijany niestety w odruchu wyciąga. A wyciągnięcie cewnika z pełnym balonikiem jest dość przykre w skutkach, można uszkodzić cewkę.
Jest na to sposób ? Leki, ogłupiacze ?
Bo (kurczę pieczone) tak łatwo sobie wytłumaczyć takie zachowania złośliwością starego człowieka
Gillian   four letter word
26 marca 2013 22:14
nie ma sposobu chyba, pozostaje pilnować. Można spacyfikować lekami. Nie wiem jak to jest rozwiązane na oddziałach, my wiążemy od kiedy gość wyrwał sobie cewnik, zabryzgał krwią całą salę-wytrzeźwiałkę po czym podał szpital do sądu o uszkodzenie ciała 🙂
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
26 marca 2013 22:30
Gillian, tzn u mezczyzn tak jest z cewnikiem? Bo jako kobieta nie mialam zadnego problemu psycho/fizycznego z zacewnikowaniem i pamietam to jako dwa tygodnie be uczucia parcia na pecherz/potrzeby sikania.
Gillian   four letter word
26 marca 2013 22:34
szafirowa, z tego co obserwuję to jest trochę tak, że każdy odczuwa inaczej. Na początku jednak ludzie mocno marudzą. Ja też marudziłam, miałam wrażenie, że zaraz rozwali mi pęcherz i zasikam cały świat 🙂 Im bardziej świadomy człowiek tym lepiej znosi.
Ale ja mam dużo starszych pacjentów, którzy wprost proszą o założenie cewnika. Mówią, że to dla nich znaczne ułatwienie i że chcą. Także chyba nie wszyscy źle znoszą.
No i może im dłużej cewnik założony, tym bardziej się człowiek przyzwyczaja?
ja miałam cewnik założony przez 3 dni. Pierwszy dzień po operacji nie bolałao , ba nie czułam go ale...3-ci dzień to masakra. Błagałam lekarzy aby mi to cholerstwo zdjęli. Mnie napierało, bolało, szcypalo.
Męzczyzni mają węższe drogi moczowe ,mogę wiec sobie wyobrazić jaki to dla nich ból.
Co do ludzi starszych- w szpitalach wszystkich pacjentów traktują jako "zło konieczne", nie znoszę opielęgniarek, na palcach jednej reki mogę policzyć te naprawdę dobre "siostrzyczki" większość to prawdziwe "baby jagi" Mój mąz po wypadku samochodowym "zwiedził " 4 szpitala, najdłużej bo az 3 miesiące był w szpitalu w Siedlacach, 1 miesiąc w szpitalu Brudnowskim, później Szaserów a teraz Otwock. Traktowanie pacjentów - to temat rzeka. Ludzi młodych i w srednim wieku traktuje się zle a ludzi starszych to już masakra. Jeśli nie ma rodziny która zadba, wymusi cos na personelu to już jest istny horror.
to bardziej przykre, ale może pampersy? jak zerwie pampersa to co najwyżej zmoczy łóżko, ale chociaż siebie nie skrzywdzi. a pilnowanie całą dobę, dosłowne patrzenie na ręce jest szalenie trudne, o ile wogóle możliwe, bo wystarczy wyjść do toalety, a już może zostać wyrwany...
Gillian   four letter word
27 marca 2013 07:46
Ale ja mam dużo starszych pacjentów, którzy wprost proszą o założenie cewnika. Mówią, że to dla nich znaczne ułatwienie i że chcą. Także chyba nie wszyscy źle znoszą.

co nie znaczy, że jest im dobrze i wygodnie 🙂 poza tym wiedzą co oznacza brak cewnika - narażenie na zmianę pampersa, leżenie z gołą pupą wycieraną przez kogoś obcego. To już chyba faktycznie lepiej dać raz pogmerać, zacisnąć zęby i tyle.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
27 marca 2013 09:29
to bardziej przykre, ale może pampersy? jak zerwie pampersa to co najwyżej zmoczy łóżko, ale chociaż siebie nie skrzywdzi. a pilnowanie całą dobę, dosłowne patrzenie na ręce jest szalenie trudne, o ile wogóle możliwe, bo wystarczy wyjść do toalety, a już może zostać wyrwany...


Przez jakieś problemy z oddawaniem moczu musiał być zacewnikowany.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
27 marca 2013 09:49
Gillian, to ja chyba mialam szczescie- to juz jakis czas temu bylo, wiec moze nie pamietam jakis malutkich dyskomfortow, bo byly wtedy gorsze, ale na pewno nie mialam checi tego wyrwac ani nic. 2 tygodnie bite bylam zacewnikowana i parcia na pecherz nie mialam w ogole. Moze po prostu nic tam sie nie dzialo/zadna infekcja nie weszla/wyjatkowo dobrze zalozony/ wyjatkowo grzeczny pacjent 😉
Olu , Szafirowa- każdy z nas jest inny. Mnie wystarczyło 3 dni i miałam dośc. I powiem ,że gdyby mi nie wyjęli tego cewnika to zapewne sama bym go wyjęła. Miałam wtedy 41 lat , nie byłam wiec staruszką, potrafiłam "wykrzyczec" swoje racje i koniec. Mieli usunąc i usunełi. Zresztą tego samego dnia "pionizowali" mnie czyli zaczynąłam chodzic , nie było wiec potrzeby trzymania mnie z tymi rurkami.
Kazdy z nas ma inne odczucia i uwierz mi Olu ,że są ludzie których to zwyczajnie boli.
Trochę śmieszne:
- wczoraj, telefon od pani (83 lata) - strasznie zbulwersowana, urażona, obrażona bo sąsiad (60 lat) ją STRASZNIE WYZWAŁ.
Strasznie, obraźliwie i ona nawet mi nie powtórzy jak. Hm... zatrzymam dla siebie, co mi do głowy przyszło.  😉
I dalej: bo to SŁOWO straszliwe, obraźliwe, potworne, ale ona nie znała, opiekunka nie znała, szefowa opiekunek nie znała i nawet pan elektryk co korki naprawiał nie znał. Tu już miałam w głowie pustkę, sąsiad bywa we Francji pomyślałam, że francuskie jakieś. I dalej, że córka pani pielęgniarki odkryła co znaczy przy pomocy internetu bo w encyklopedii (sic!) i słownikach nie było.
Otóż nazwano starszą panią: NIEKUMATA. Czyli - GŁUPIA!!!
Próbowałam tłumaczyć, że i ja "niekumata" w wielu sprawach i często, ale usłyszałam już tylko, że ja zawsze każdego bronię i wściekłe parsknięcie i głuchy telefon.
W sumie się uśmiałam do łez, ale patrzcie jak starsi ludzie mogą nie nadążać za potoczną mową. No.... niekumaci.
Zaczyna się u mnie w rodzinie 'jazda' z babcią. Ma ponad 80 lat, coraz słabiej kontaktuje. Siedziała ze mną, to co chwilę pytała np kiedy przyjechałam. Minuta czasu i już nie pamięta, co kto mówił. Nie chce jeść, bo niegłodna. Mówi, że zjadła, a to nieprawda. Teraz wylądowała w szpitalu. Ja jestem daleko, mama się nią opiekuje. I nie wiem jak o tym rozmawiać. Szczerze to myślę, że najlepiej żeby babcia się i ludzi nie męczyła i odeszła spokojnie. Może i bolesne, dosadne i niezgodne z jakimiś ludzkimi odruchami, ale tak właśnie myślę. Bo co taka starsza osoba ma za życie? Że ją non stop pilnują, krzyczą że nie zjadła, po lekarzach ciągają. A to i siły nie te już. Z drugiej strony mama zapewne by chciała, by jej mama żyła jak najdłużej. Czuję, że nie przyjmuje do wiadomości, że z babcią już lepiej nie będzie. Cholernie ciężki temat. O tym się powinno głośno mówić i dawać jakiekolwiek wskazówki jak sobie radzić. Bo ja np. nie mam pojęcia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się