Ręce precz od dorożek!

Ada   harder. better. faster. stronger.
26 lipca 2009 10:39
Tak właśnie się kończy TA samowolka -->
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6859714,Morskie_Oko__Kon_wiozacy_turystow_padl_z_przemeczenia.html

Jak dla mnie dorożek i bryczek w celach turystycznych wogóle nie powinno być.
Na ślub, pogrzeb, etc. jasne ale po to żeby wozić cieżkie dupy turystów NIE !
Moon   #kulistyzajebisty
26 lipca 2009 10:53
Jak dla mnie dorożek i bryczek w celach turystycznych wogóle nie powinno być.
Na ślub, pogrzeb, etc. jasne ale po to żeby wozić cieżkie dupy turystów NIE !

Tak czytam ten wątek, wiadomości oglądam i też dochodzę do podobnego wniosku.
Tradycja tradycją, praca pracą, ale jakieś normy w XXI WIEKU być muszą. No i oczywiście Polak mądry po szkodzie... szkoda słów i jak zwykle tylko koni żal.

Zawsze strasznie żal mi było zwierząt, które muszą 'wydurniać' się dla uciechy i zabawy człowieka...
a dla mnie powinny byc bryczki, dorozki, kuligi. ale wszystko z glowa i umiarem.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
26 lipca 2009 11:49
Zen, problem w tym, że osób, które mają umiar i rozsądek jaest bardzo mało. Czemu tak oczywiste sprawy jak dobro zwierzęcia w bryczce jest postrzegane jak jakiś wymysł przez wiele osób parających się tym zawodem? Pytanie retoryczne, wiem. Nigdy nie uzyskam sensownej odpowiedzi.
Każdemu wolno za własne pieniądze robić, co mu się żywnie podoba


Nieprawda, nie wolno. Właśnie po to jest prawo, które nakazuje i zakazuje, żeby niektórym tak się nie wydawało.

Przemocy należy używać rozważnie, bo bardzo często zdarza się tak, że przynosi skutki odwrotne do zamierzonych. "Regulowanie" godzin pracy koni zaprzęgowych jest moim zdaniem nieuzasadnionym użyciem przemocy - i niczym więcej.


A moim zdaniem nieuzasadnionym użyciem przemocy jest zmuszanie koni dorożkarskich / zaprzęgowych do stania przez wiele godzin w upale, bez dostępu do wody, w pełnej uprzęży uniemożliwiającej zmianę wymuszonej pozycji na jakąkolwiek inną. Koń przeciw tej przemocy raczej nie zaprotestuje, ale jej skutki bywają dramatyczne.
[quote="jkobus"]"Regulowanie" godzin pracy koni zaprzęgowych jest moim zdaniem nieuzasadnionym użyciem przemocy - i niczym więcej.[/quote]
Aha, czyli wg tej wypowiedzi koń zaprzęgowy może pracować od powiedzmy 7 rano do 22 wieczorem bez ani jednej przerwy? Co z tego, że prędzej niż później padnie ze zmęczenia - wymieni się na nowego, tak?

Niech sobie będą bryczki, dorożki, nawet eskapady nad Morskie Oko, ale do cholery, niech to będzie jakoś bardziej humanitarne. Niech zwierzęta pracują, kiedyś przecież ciężko pracowały, ale niech mają i przerwy w pracy i określone godziny pracy. To człowiek ma prawo do tylu i tylu godzin, a koń nie? W zasadzie.... też jakoś stwierdzam pomału, żę mógłby być zakaz dorożek w miastach.... Podejrzewam, że nawet jeśli na dorożki narzuciłoby się godziny pracy, to i tak większości dorożkarzom udałoby się to jakoś "ominąć" i byłoby to samo.
Co do OC, to dla mnie zrozumiałe. Ale jeśli chodzi o regulowanie pracy dorożek - czy raczej nie powinno być tak, żeby dookreślić, co oznaczają zapisy z ustawy o ochronie zwierząt? Co to znaczy "nie przeciążać" zwierzęcia, co to w przypadku koni dorożkarskich znaczy "wypoczynek dla regeneracji sił, właściwy dla danego gatunku"? Czy nie powinno się dążyć do tego, żeby istniejące prawo działało, a nie tworzyć coś od nowa, coś, co może tak samo będzie martwe? Może to odpowiednie służby trzeba by przeszkolić, żeby umiały rozpoznać, czy zwierzę pracuje w normie, czy ponad miarę, czy jest zdrowe, czy sprzęt jest ok?
Jak dla mnie dorożek i bryczek w celach turystycznych wogóle nie powinno być.
Na ślub, pogrzeb, etc. jasne ale po to żeby wozić cieżkie dupy turystów NIE !


Tak w ogóle to zmuszanie tych pięknych, biednych zwierząt do jakiejkolwiek pracy jest oczywiście nie do przyjęcia! Jestem przekonany, że gdybym zarządził w stajni głosowanie w tej sprawie, to wszystkie 24 kopyta jednomyślnie podniosłyby się za całkowitym zakazem jakiegokolwiek wykorzystywania koni do czegokolwiek, poza patrzeniem, jak wiatr rozwiewa im grzywy gdy (ewentualnie) pogalopują sobie z własnej woli na rozległym, zielonym pastwisku...

Żeby było jasne. OC uważam za absurdalny wymysł którego jedynym celem jest wyciąganie ludziom kasy z kieszeni. Przez tysiące lat ludzie podróżowali, głównie konno i żadne OC nigdy im do niczego nie było potrzebne. Co takiego się stało jakieś 70 lat temu, że nagle takie ubezpieczenie okazało się potrzebne? Moim zdaniem jest to fakt czysto medialno - polityczny i z żadnym realnym problemem nie ma nic wspólnego. Jest to oczywiste dla każdego, kto umie myśleć: przecież, żeby ten system działał, to suma składek MUSI być wyższa od sumy wypłaconych odszkodowań! Zarobić mogą na tym jedynie naciągacze i firmy ubezpieczeniowe (oraz politycy, których te firmy opłacają...). Tak samo zresztą jest z emeryturami czy tzw. "ubezpieczeniem zdrowotnym"...

Co do regulacji czasu pracy, to uważam, że i ludzie powinni pracować tyle, co się sami zgodzą i żaden kodeks pracy, ani ustawa o bhp nie jest do niczego potrzebna - i realnie, przynosi jedynie szkody. Co do koni, to każdy przypadek ewidentnego znęcania się można skutecznie wyeliminować wykorzystując już istniejące przepisy ustawy o ochronie zwierząt (fakt, koń sam umowy o pracę nie podpisuje i z tego punktu widzenia być może należy mu się WIĘKSZA ochrona niż - teoretycznie - zdolnemu do rozumowania człowiekowi). Jakiekolwiek bardziej szczegółowe regulacje wcześniej czy później na pewno obrócą się w swoje przeciwieństwo. Jestem o tym przekonany. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Wiara, że przepis narzucony przemocą może cokolwiek poprawić w ludzkim myśleniu to głupszy przesąd niż magia...

Tak w ogóle to ostateczną konsekwencją takiego sposobu myślenia jakie większość młodych dziewcząt wypowiadających się w tym wątku prezentuje, jest całkowity zakaz hodowli zwierząt jakichkolwiek - wszak każda hodowla jest ograniczeniem wolności... A że jedynym skutkiem byłoby to samo, co się zdarzyło w sowieckiej Rosji w 1928 roku? Kiedy Stalin upaństwowił całe pogłowie zwierząt hodowlanych populacja koni spadła w kilka miesięcy o 40%: większość ludzi wolała je pozabijać i zjeść niż oddać państwu, a te siłą zabrane i tak zmarniały z braku należytej opieki...
jkobus, zamieszkaj w Nibylandii, będziesz w swoim świecie. Really  😁
Ależ Ty masz ubogą wyobraźnię, o braku argumentów nie wspominając...
Ty mi mówisz o braku argumentów ? Litości!  🙇
Proszę wybaczyć niewybredną formę, ale nie jestem w stanie inaczej zareagować na taki zacietrzewiony, pseudoanarchistyczny bełkot. Z czym mam dyskutować skoro nie podajesz żednych sensownych kontrargumentów? Dla mnie koniec dyskusji w tym wątku, z Twoich kolejnych postów będę się conajwyżej śmiać 😉

P.S. A na wyobraźnie nie narzekam, czasem mam aż nazbyt wybujałą  😁
Za to Ty świetnie się zaprezentowałeś, oceniając moją fantazję po... aż 3 postach 😉
W głowie mi sie nie mieści jak w XXI wieku można zajeździć konia - gdyby to było 200 lat temu - to mogłabym jeszcze zrozumieć - wszystko opierało sie głównie na koniu transport, rolnictwo, poczta konna chyba też jeszcze działała, wojsko.
Ale teraz? Jakim trzeba być ślepym i mam tu głównie na myśli turystów, zeby nie widzieć , że koń juz nie ma siły- bo dorożkarze, wozacy co niektórzy chyba nie chca tego zauważać.

jkobus właściwie nie odpowiedziałeś na pytanie zadane tu kilkakrotnie - ile według Ciebie te konie maja pracować w ciągu dnia?
Wozakowi to wisi czy mu jest gorąco czy nie - ja też daje rade rwać maliny 10 godzin w ponad 40 stopniach - tylko , że ja stoje i to na chłodnej ziemi ocienionej przez zarosla, koń stoi i biega po betonie nagrzanym do tylu stopni , że boso nie da sie stanąć.
Gdyby wozak sobie z boku konia pobiegał te 8- 10 km pare razy to by mu nie było tak przyjemnie, ale siedzieć na koźle i machać sobie nózkami pukając kostka o kostke to każdy głupi potrafi i wytrzyma w upale godzin kilkanaście.

Dobra ja sie zgadzam - niech konie pracują na tym rynku cały dzień, ale powożący niech stoi obok nich na tym samym rozgrzanym betonie i niech biega razem z końmi w tym samym tempie  w czasie przewozu turystów. Jak wytrzyma to przyznam Ci racje.

Jak usłyszałam w tv , że skoro ludzie wytrzymują to konie też powinny dać rade to zachciało mi sie zwrócić posiłek - tylko co to za porównanie - człowiek jak nie ma siły to usiądzie , nie biega i nie ciagnie ciężaru i ma w ręku cały czas butelke wody, moze schłodzic twarz a nawet większosć ciała , moze schronic sie w cieniu - ogólnie sie nie przemęcza i przeważnie zaopatrzony jest w okrycie głowy. Koń - wiadomo. Nie ma żadnych mozliwości i w najgorszy żar jest zmuszony do kłusa.

Jeśli są skorzy do porównań to niech będzie to na równych zasadach.

I nie jestem małą dziewczynką, które chce wszystkie koniki wysłać na pastwisko, mam i miałam konie, które pracowały na roli, czasem bardzo ciezko, ale nigdy w godzinach szczytu upałów i nigdy w życiu nie pracowały cały dzień bez odpoczynku w stajni bądź cieniu. Nawet w żniwa przy zwozeniu płodów rolnych - konie musiały obiad dostac regularnie w południe o odpowiedniej porze.
jkobus widzisz, ja jestem zdecyydowana przeciwniczka braku pracy konia (uscislijmy- zdrowego, niestarego, w pelni zdolnego do pracy). pomimo to, uwazam, ze praca ma byc dawkowana rozsadnie. kon uzytkowany swiadomie i z glowa, moze naprawde ciezko pracowac bez uszczerbku na zdrowiu. jesli kon nie choruje, nie ponosimy kosztow leczenia i mozey uzytkowac go dluzej. tym samym, na dluzsza mete, to sie oplaca....
slojma   I was born with a silver spoon!
26 lipca 2009 18:20
Na Polsacie była przed chwilą informacja o tym koniu co padł ciągnąc ludzi na  Morkie Oko. Jestem w szoku jak zobaczyłam zachowanie woźnicy. Coś okropnego.  😤
jkobus widzisz, ja jestem zdecyydowana przeciwniczka braku pracy konia (uscislijmy- zdrowego, niestarego, w pelni zdolnego do pracy). pomimo to, uwazam, ze praca ma byc dawkowana rozsadnie. kon uzytkowany swiadomie i z glowa, moze naprawde ciezko pracowac bez uszczerbku na zdrowiu. jesli kon nie choruje, nie ponosimy kosztow leczenia i mozey uzytkowac go dluzej. tym samym, na dluzsza mete, to sie oplaca....


O to właśnie chodzi! Racjonalne wykorzystanie zwierząt, uwzględniające ich realne możliwości, jest bardziej opłacalne niż ślepa eksploatacja ponad siły. To po co tu jeszcze jakieś dodatkowe ograniczenia prawne? Ci, którzy nie zachowają się racjonalnie, i tak wcześniej czy później zbankrutują... A jeśli ich nieracjonalne zachowanie będzie równoznaczne z okrutnym traktowaniem, można ich wsadzić na podstawie przepisów już istniejących. Po co jakieś nowe???

Bo co, bo ludzie są głupi i nie wiedzą, jak postępować racjonalnie? Wydanie jakichś przepisów ich nie zmieni. Będą dalej zachowywali się głupio - choć być może konkretny przejaw tej głupoty będzie nieco inny - najczęściej zresztą, o wiele tragiczniejszy w skutkach...

Nie jestem przeciwnikiem istnienia państwa i prawa w ogóle (jestem zwolennikiem monarchii absolutnej, to jedyny racjonalny ustrój w historii świata). Uważam jednak, że prawo nie naprawia ludzi. Naprawianie ludzi jest niemożliwe. Albo sami się do czegoś przekonają, albo każdy, nawet najbardziej idealistyczny przepis, doprowadzi tylko do zwiększenia sumy nieszczęść. Stąd też, najlepszą metodą "naprawiania" świata jest niedziałanie ("wuwei" - Chińczycy znają tę zasadę od 2500 lat... Od tylu samo lat mają biurokrację podobną do naszej dzisiejszej - i doskonale zdają sobie sprawę z jej absolutnej niesprawności...).

Jeśli naprawdę chcecie pomóc dorożkarskim koniom idźcie na postoje dorożek i rozmawiajcie z dorożkarzami i z ich klientami. Jeśli im wytłumaczycie, że postępują głupio (i spłoszycie kilku klientów tym, których głupota będzie ewidentna), poprawa będzie trwała i autentyczna. Żaden przepis nie zdoła takiej "ewangelizacji" zastąpić.

Nie wiem, ile godzin pracy konia jest racjonalne. To zależy, jaki to koń i w jakich warunkach jaką pracę wykonuję. Ten sam znajomy, który teraz ma dwie dorożki na Starówce, wcześniej prowadził warszawski tramwaj konny. Miał do tego, oprócz różnych "zimniaków" też swoje dwie szlachetne kobyły - używał różnych par zamiennie tak, żeby żadna nie pracowała więcej niż jeden dzień (ok. 10 - 12 godzin) pod rząd. Konie szlachetne na koniec pracy wyglądały o wiele lepiej od zimnokrwistych, a po nocnym odpoczynku były w pełni zregenerowane, "zimniaki" wymagały o wiele dłuższej przerwy w pracy. Różnica w przemianie materii...

Człowiek współczesny, gdy chce zbudować port używa ogromnych ilości zbrojonego betonu i stali. Człowiek mądry najpierw przez kilka lat obserwuje morskie prądy, a potem wrzuca do wody, w ściśle określonym miejscu, jeden kamień - i za dwa lata mierzeja osłaniająca basen portowy przed falami i prądami jest gotowa sama z siebie, bez żadnego wysiłku...

Nie ma nic gorszego niż chcieć, żeby było lepiej. Jeśli kogokolwiek dopadnie taka chętka, powinien natychmiast usiąść i poczekać, aż przejdzie. Jak nie pomaga - walić głową w ścianę, aż do krwi! Nic nie spowodowało tak wielkiej ilości krwawych ofiar, jak dobre chęci...
jkobus,
Twoje uwagi są po części słuszne...
ale...
OC -wiadomo, że to "zdzierstwo" i że większość z nas nigdy nie bedzie miała wypadku... ale OC jest pewnego rodzaju gwarancją, że POSZKODOWANY otrzyma odszkodowanie... że jak wjedziesz w kogoś - to nie bedziesz płacił z własnej kasy ale z OC...
Dorożka jak każdy uczestnik ruchu - powinna mieć OC.

Po wtóre, oczywiście po co prawo ograniczające prace koni czy ludzi... niech każdy pracuje ile chce i z rosądkiem...
ale właśnie ludzi ROZSĄDNYCH i myślących jest niewiele... prawo ogranicza więc nadużycia, czy dobre czy złe, ale w pewnym stopniu ma chronić...
zmuszać do wypoczynku... do przerwania pracy jeśli ktoś chce "robić" 24h na dobę

To co opisujesz to przykład UTOPIJNEGO państwa... - akurat robiłam z tego magisterkę - polecam Campanelle, Beacona, czy Morusa...
Państwa MĄDRYCH ludzi, w których każdy wie co robić... więc prawo jest niepotrzebne...

co do pracy dorożek - jeszcze - myślę, ze ograniczenie ich pracy NIE ma na celu ochrony "bidnych" koników, ani "utrucia" dorożkarzy...
ale w tych godzinach na Rynku jest masa turystów, ktory mogą ulec wypadkowi z taką dorożką...

Stał sie wypadek, raz czy drugi... i nagle PRAWO czy PANSTWO "musi" zareagować... bo media, bo nagonka, bo insza inszość...
Tak, zgadzam się z Dodofon, to wcale nie ma na celu ochrony bidnych koników. Tu chodzi o bezpieczeństwo turystów.
Tak, zgadzam się z Dodofon, to wcale nie ma na celu ochrony bidnych koników. Tu chodzi o bezpieczeństwo turystów.


wiadomo, że o polityke chodzi... bo przecież kiedyś będą wybory na prezydenta Krakowa...
i ktoś by to wywlókł... że na Rynku niebezpiecznie i nkit nie zareagował...
[quote author=rtk link=topic=7910.msg304583#msg304583 date=1248546210]
[quote author=sorajka link=topic=7910.msg302813#msg302813 date=1248339046]
We Wrocłwiu po rynku jeździ dorozką taki zawsze bardzo elegancko ubrany Pan frak i melonik to podstawa 🙂😉, dorozkę ciągnie biały malutki konik, asolutnie nie nadający sie do ciągnięcia ciężaru, ale... Pan o tym wie, konik jest z tego co się orientuję uratowany przed smiercią (Pan chciał kupić ślązaka, zlitował sie nad małą białą chudziną). Pracowałam w Rynku i z przyjemnością oglądałam ową parę. Konik o określonej godzinie dostawał obiad, wodę miał podawaną regularnie, w porze obiadowej nie było mowy o wożeniu kogolwiek, koń ma przerwę i już. Kiedy tylko było można konik miał wyciągane z pyska wędzidło do domu w derce, kopytka zrobione. Oby więcej takich ludzi z takim podejściem do zwierząt.

Ten Pan trzyma konia na Partynicach. Jest niesamowitym człowiekiem, a z koniem łączy go cudowna więź. Są nierozłączni, spędzają ze sobą wiele godzin dziennie, a to na trawie, a to na czyszczeniu. Koń jest rozpieszczany i zadbany do granic możliwości 🙂
Choc ani razu nie udało mi się go spotkać na rynku 😉 zawsze go widuję w stajni
[/quote]

Czyli Zaczarowany Dorożkarz? Fajnie,że jest taki.
[/quote]
taak dokladnie. Niesamowity człowiek.
Dodofon z całym szacunkiem, ale moim zdaniem nie wniknęłaś w temat swojej pracy magisterskiej. Utopia polega właśnie na tym, że się zakłada możliwość zmiany ludzkiej natury - czy to poprzez odpowiednie wychowanie, czy to poprzez ustrój, który jakoś zbawiennie będzie na ludzkie zachowanie oddziaływał. Utopia to przeciwieństwo "tego co jest" - ponieważ świat rzeczywisty, zastany, jest zdaniem utopisty nie do przyjęcia...

Ja świata naprawiać nie chcę! Doskonale wiem, że zawsze będą wypadki i będą poszkodowani w wypadkach. Zawsze będą zboczeńcy, mordercy, złodzieje i ci, którzy dręczą zwierzęta. Zawsze. Niezależnie od tego, jakie prawa się wprowadzi. Prawo nie wychowuje. Nie zmienia. Nie poprawia. Prawo może jedynie karać. Jeśli jednak skutkiem istnienia karzącego prawa jest większa suma nieszczęść niż ta, która istniała nim zostało wprowadzone (to taki ukłon w stronę utylitaryzmu akurat) - to po co komu takie prawo?

Ludzie obecnie pracują na ogół krócej niż 100 czy 200 lat temu nie dlatego, że wiele państw świata wprowadziło ograniczenia czasu pracy. Jest równie wiele państw, w których żadnych kodeksów pracy nie ma, a w każdym razie na pewno nie ma siły zdolnej egzekwować ich przepisy - a jednak i tam, ludzie pracują krócej i w o wiele lepszych warunkach niż kiedyś. Dzieje się tak dlatego, że obecnie praca ludzka jest (na ogół) o wiele bardziej wydajna. A kodeks pracy, jak potrzeba, zawsze można obejść - tyle, że obie strony muszą z tego tytułu ponosić jakieś (całkowicie niepotrzebne) koszty. Dlatego uważam, że sytuacja zarówno pracowników, jak i pracodawców mogłaby się jedynie poprawić, gdyby ta zbędna ustawa trafiła do kosza. Wcale nie dlatego, że wszyscy ci ludzie nagle staliby się rozumni i racjonalni. Nie! Dalej byliby dokładnie tacy, jacy są. Tylko nie musieliby wykonywać całej masy pozornych ruchów i tracić czasu na nikomu niepotrzebną biurokrację...

Jestem przeciwny "regulacji" czasu pracy koni zaprzęgowych ponieważ uważam, że żadna taka "regulacja" nie jest w stanie w jakikolwiek sposób poprawić ich losu. Może trudno to Wam zrozumieć. 93% ludzi wierzy, że jak się zadekretuje, że ma być dobrze, to dobrze będzie. A to zwykła naiwność jest...

Postulowana "regulacja" może przybrać różne formy. Może być tak, że rząd (kierując się - moim zdaniem totalnie skompromitowaną - ideą oświeconego "Państwa Rozumu"😉 po przeprowadzeniu kompleksowych badań orzeknie, iż w ciągu h godzin pracy koń powinien otrzymywać n gram wody na każdy kilogram masy ciała i t czasu odpoczynku na każdy ukończony rok życia. Wzór określający wzajemne zależności tych funkcji będzie tak skomplikowany, że nie pozostanie nic innego, jak zamontować tachografy w dorożkach (przy okazji dodając im także kasy fiskalne). Dorożkarze zastrajkują i zorganizują "czarną procesj" przed siedzibą premiera, poprze ich prezydent, zrobi się awantura, premier przemoże i kasy fiskalne zostaną zamontowane. Cena usług dorożkarskich wzrośnie o co najmniej 22%, ilość dorożkarzy i koni dorożkarskich spadnie o 1/4. Dorożki znikną z ulic mniejszych miast i nie będzie już możliwości doraźnego świadczenia usług przewozu konnego (np. na weselach czy innych imprezach), co robią przecież liczne stajnie...

Może być też tak, że rząd orzeknie, iż dorożkom nie wolno wyjeżdżać przy temperaturze powietrza przekraczającej x stopni, ewentualnie że organ samorządu terytorialnego może zakazać poruszania się dorożkom w określonych miejscach i czasie... W efekcie dorożkami będą jeździć wyłącznie krewni i znajomi radnych miejskich i pracowników magistratu.

Może być jeszcze i 100 innych sposobów "regulacji". Każdy, który przychodzi mi do głowy, ma skutki uboczne całkowicie niszczące jakiekolwiek dobroczynne skutki tej regulacji... To po co o tym w ogóle dyskutować?
właśnie wróciłam z Krakowa i tak przyglądając się osobiście pobieżnie i dykretnie dorożkom i koniom doszłam do różnych wniosków.
Ogólnie poczułam zniesmaczenie, super atrakcja, ale trochę przesadzona z piórami i innymi ozdobnikami, chociaz idealnie wpisuje się w krajobraz barwnego rynku pełnego ludzi.
Nie zachwyciły mnie te róże i biele, pióra i ozdobniki.
Inna sprawa jest stan koni, część zadbana i owszem, ochraniacze na nogach, grubaski, wyczyszczone, sprzęt błyszczący. Nic do zarzucenia.

Ale część miała dziwnie zdeformowane kopyta od tych "specjalnych" butków, dziwnie ukształtowane zazwyczaj do wewnątrz,  dużo miało rany od wewnętrznej strony nóg, widziałam, że niektórzy coś tam probują dodatkowo robić, ale ochraniacze np założone tyły na przody, łyżkami do zewnątrz.
Jeden z koni ktory rzucił mi się w oczy był bez jednej tylnej podkowy a drugi tył był dziwnie uformowany.  (w załączeniu dyskretnie robione foto)
no i jak szliśmy spacerkiem w pewnym momencie usłyszałam trzask bata, odwróciłam się żeby zobaczyć za co....świetnie, koń machnął głową do góry, a miał ząłozoną torbę z paszą....i dostał z bata, z trzaskiem, po zadzie drugi raz.

Ogólnie jedna moge stwierdzić że nie można uogólniać całego tematu, tylko zajmować się jednostkami psującymi całokształt. Gratuluję tym ludziom którzy potrafią i chcą robić dobrze
Ja jestem prawie codziennie w Rynku, Ci ktorzy tu nie mieszkaja nawet nie wiedza, co sie dzieje w lecie na plycie Rynku... trzeba sie przepychac. LOKCIAMI. Serio.
Rowerem nie przejedziesz. W tym roku i tak bylo luzniej, bo kryzys i turystow odczuwalnie mniej, ale w "godzinach szczytu" to jest dramat. I stoi sobie jakies 20 do 40 dorozek w roznych miejscach. I jada sobie miedzy tymi ludzmi. Ty na rowerze a za Toba dwa konie w podkowach. I to jakich!  O wypadek naprawde nietrudno. Ja tak tylko czekalam, az konie sie splosza, stratuja kogos, nie daj Boze zabija...
Na drodze na alejach 29 listopada gdzie dorozkazy mozna spotkac, szczegolnie kiedy jest korek ma sie ochote dorozkaza zamordowac.

O kopytach i roznych ich ksztaltach nie wspominam, bo jak je widze, to mi sie cos w srodku przewraca. To zdjecie post wyzej to naprawde male piwo.

BARDZO DOBRZE ze ktos sie w koncu zajal sprawa dorozek, powozonych glownie przez totalnych burakow z polotem artystycznym rodem z wiejskich festiwali.

OC koniecznie, kontrola koniecznie, wprowadzenie czasu pracy- zbawienne i dla turystow i dla koni.

A jkobus Ty chyba zartujesz, ze to nie jest dochodowy interes  😂
Wiesz ile kosztuje rundka wokol Rynku??? 200 zl.
Napisałem już chyba wszystko co możliwe w tym temacie i nie chce mi się do tego wracać.

Ogólnie, moim zdaniem zajmowanie się końmi to w świecie współczesnym jeden z rodzajów eskapizmu - ucieczki przed rzeczywistością. W każdym razie: przed rzeczywistością w jej obecnej formie. W końcu samochodem jeździ się szybciej i wygodniej, prawda? Quadem czy motocyklem można wjechać (prawie) wszędzie tam, gdzie wejdzie koń, a zwykły samochód nie wjedzie. Do pracy w polu służy traktor, a nie koń. Więc całe go jeździectwo to taki żywy skansen. Ewentualnie - rozrywka ku uciesze gawiedzi. Co zresztą na jedno wychodzi.

Jedyna jeszcze rzecz w pełni realna, do której konie są potrzebne, to na mięso. I najpewniej na tym się skończy...
Nie rozumiem, skad ten Twoj pesymizm konny?  🤔
Psy i koty tez kiedys spelnialy przerozne funkcje, od zwierzat swietych po strozy stad, za potrawe tez sluzyly. I co, malo ich teraz, a ich glownym zadaniem jest bycie zwierzeciem rzeznym?
W takich Niemczech na przyklad mnostwo ludzi trzyma konie na zasadzie "duzego psa". Jezdziectwo trzyma sie swietnie. Poczekaj pare lat, tak bedzie i u nas. Duzo osob, zwlaszcza mlodych, ktorzy chcieliby jezdzic nie moze, bo nie ma kasy. Dla mnie to byl na przyklad duzy problem. Ale jak tylko zaczelam miec jakies dochody to od razu polecialam do koni  😍
Ja tam jestem spokojna o jezdziectwo, a im wiecej ludzi jezdzi i kocha konie, tym mniej chce je jesc=popyt na konine raczej bedzie spadal niz sie podnosil  🤣
To nie pesymizm, to doświadczenie. I nie mam nic przeciwko jedzeniu koniny. Sam jadłem - jest bardzo smaczna i (podobno) zdrowa! Aż szkoda, że w Polsce tak trudno dostać...
Ja mam sklep z konina niedaleko domu. Mam tam ochote wpasc z jakimis srodkami wybuchowymi  :bum:
a moja mama opieprzyla babe w markecie, ze kupuje kabanosy  😁

kurcze, no jakos nie znam psiarzy, ktorzy jedliby psinę. 
koniarze, którzy jedza koninę tez jakos do mnie nie przemawiaja.  😁

a tak na serio, to zastanawiam się, czy to serio piszesz, czy to prowokacja.
Ech, znowu mam się powtarzać? Nie chce mi się.

Psinę bym jadł, gdybym trafił do koreańskiej restauracji. Tak samo jak jadłbym kocinę w restauracji kantońskiej, gdybym do takiej kiedyś zajrzał. Nie widzę w tym nic złego. Tak samo jak w jedzeniu koniny. Przecież koń, który został zabity, abym mógł zjeść smacznego steka po to się tylko urodził i jego życie nie miało żadnego innego celu niż sprawienie przyjemności mojemu podniebieniu. Gdyby nikt nie jadł koniny, pogłowie koni na świecie spadłoby o 90%...

Uważam, że jedzenie koniny należy promować! W ten sposób oprócz zarobku dla znacznej grupy rolników utrzymuje się także pewną populację, pewną pulę genów - może niekoniecznie najcenniejszych dla gatunku jako całości, ale i tak żal byłoby ją stracić. Co któryś z mięsnych koni może okazać się wart więcej niż inne i w ten sposób zasłużyć na lepsze życie - a gdyby nie hodowano koni na mięso, nie miałby takiej szansy, bo by się w ogóle nie urodził.

Oczywiście, konie hodowane na mięso powinny swoje krótkie życie spędzać szczęśliwie - wtedy, zresztą, ich mięso będzie smaczniejsze! Powinny także umierać możliwie szybko, bezboleśnie i bez strachu - co będzie miało taki sam, pozytywny i dla konia i dla konsumenta skutek (stres powoduje odkładanie w mięśniach kwasu mlekowego, pogarszającego jego jakość).

Tak samo, wracając do tematu wątku, należy promować i ułatwiać wykorzystanie koni w zaprzęgach, ku uciesze gawiedzi, a nie mnożyć sztuczne i z definicji nieskuteczne przeszkody. Nawet jeśli pół promila dzieci, które raz przejechały się dorożką, będzie potem chciało wsiąść na konia, to zysk z tej operacji dla gatunku który kocham będzie o wiele większy niż strata jednego czy dwóch koni, którym serce stanęło z powodu upału (kardiologia w opiece nad koniem ma jeszcze wiele do nadrobienia...).

Ja od moich koni wiejskie dzieci raczej pędzę niż zachęcam - bo nie mam w tej chwili takiego, na którym mógłbym dziecko posadzić bezpiecznie, a wolę, żeby samopas po padoku nie chodziły. Jednak w kilka tygodni po przeprowadzce widziałem, jak jakaś babina obwoziła dzieci wozem zaprzęgniętym w konia - ku wielkiej ich uciesze! Za kilka lat może się dochowam spośród tych dzieci luzaka?

Freddie, wierzę, że chcesz dobrze. Jednak od Twojej dobrej chęci NIC się na lepsze nie zmieni. Świat tak nie działa. Przekonasz się sama za parę lat...
No wiec... mamy inne zdanie.

To moze lepiej by Ci bylo w Azji pod wzgledem kulturowym?
In.   tęczowy kucyk <3
29 września 2009 12:35
Freddie, jesteś weganką? Jeżeli nie, to nie rozumiem Twojego oburzenia. Mięso to mięso. Nie jadłam koniny *jeszcze*, bo nie miałam okazji. Będę miała okazję - z chęcią spróbuję.

edit: działam w Vivie, ale nie walczę o wycofanie koniny, a o zmianę warunków transportu z takiego jak jest teraz, do humanitarnych warunków!
Dokładnie - nie rozumiem tego oburzenia na jedzenie koniny. A czym to zwierzę różni się od krowy, świni itp? Przecie nie zjadam swojego konia, którego zamiast trzymać na emeryturze to zjadam bo bardziej ekonomicznie, tylko konie wyhodowane tak jak konie , świnie, kury, gęsi - na mięso.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się