Odświeżam i bardzo proszę o pomoc :kwiatek:
Ponieważ kilka dni temu pewna życzliwa osoba, która nie miała odwagi przyznać się kim jest, zarzuciła mi że roluję konia chciałabym zasięgnąć Waszej opinii i wyciągnąć jakieś wnioski.
Z Kaprikornem współpracujemy lekko ponad
3ms, od niedawna korzystamy z pomocy trenerki.
Kapri ma
6lat.
Pierwsze jazdy odbywały się na wypinaczach, potem po ich kradzieży woziliśmy się bezsensownie aż doszłam do wniosku, że czas na wyjęcie zakurzonych trójkątów. Po tygodniowej sesji lonżowania na tym wypięciu koń chodził całkiem inaczej. Przede wszystkim zaczął robić żucie z ręki, co wcześniej było niemożliwe. Pierwszy raz z naszą trenerką jeździliśmy 13grudnia. Zna ona Kaprikorna już od lat, jednak mi trening prowadziła po raz pierwszy.
Po rozprężeniu zaczęliśmy nabierać wodzy i nabierać i nabierać... 😲 😁 Byłam w szoku, że mam jeździć na takim krótkim koniu. Pierwszy raz miałam go tak skróconego, jednak ufając mądrzejszej w tej kwestii ode mnie osobie wykonywałam kolejne ćwiczenia. Koń nie wydawał się spięty, zdenerwowany, wręcz przeciwnie, przechodzenie przez wędzidło w stój i stępie (co naprawdę jest nie lada wyczynem w przypadku Kaprikorna) dawało mi konia luźnego, na kontakcie, pewnie kroczącego na przód, jednak jego nos zdecydowanie BYŁ poza pionem. W kłusie robiłam to samo- gdy napierał na wędzidło, przygryzał którąś ze stron, reagowałam mocniejszym zgięciem szyji i niedługo musiałam czekać na reakcję. Koń znów szedł luźny. Zawsze po przejściu przez wędzidło chwalę go, daję zejść niżej i do przodu.
Zacząć historię powinnam od tego, że Kaprikorn ma budowę taką jaką ma i niestety nikt tego nie zmieni.
Koń nie ma szyji, a dokładniej mówiąc,
jego szyja jest mikroskopijna.
Wydaje mi się, że trzeba brać to pod uwagę w ocenianiu zdjęć na których widać jazdę w takim a nie innym ustawieniu/zgięciu/przeganaszowaniu/zrolowaniu (nazywajcie sobie to co widzicie na zdjęciach jak chcecie). Z taką szyją jaką ma Kaprikorn, rolkur nie jest kosmicznym wysiłkiem, a bardzo pomaga w 'dotarciu' do jego końskiego móżdżka.
Na jazdach oczywiście robimy duużoo żuć, rozprężamy się na kontakcie na długich wodzach, nie przyciągam mu nosa do klaty co pół minuty i nie wydaje mi się że dręczę go i katuję. Metody i ćwiczenia jakie pokazała mi trenerka przynoszą efekty. Do ładnego obrazka wciąż nam daleko, ale widzę i czuję poprawę, która przychodzi malutkimi kroczkami.
Specjalnie wybrałam kilka zdjęć na których widać to o czym piszę:
Bardzo proszę o opinię na ten temat, bo chciałabym wiedzieć czy powinnam mieć wyrzuty sumienia i porozmawiać z trenerką na temat zmiany metod podczas naszej pracy.