Kupno konia - dylematy

Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 grudnia 2009 15:28
Wiem, że wątek o kupnie już był, ale ja chciałabym na to spojrzeć z trochę innej strony.

Od jakiegoś czasu coraz intensywniej zastanawiam się nad posiadaniem własnego konia. Obiecałam sobie, że jeśli uda mi się znaleźć pracę, to zrobię wszystko, żeby spełnić swoje marzenie. Mam już pracę, pieniądze na konia czekają, ale boję się podjąć decyzję o zakupie.
Po zakupie konia zostało by mi sporo pieniędzy na nieprzewidziane wydatki, wydaje mi się, że pensja wystarczyłaby na pensjonat, szczepienia, kowala.
Problem polega na tym, że nie wiem jak długo zostanę w obecnej pracy, w razie nagłego braku gotówki niestety nie będę mogła liczyć na pomoc rodziców, ponieważ zwyczajnie ich na to nie stać.
Zastanawiam się czy dała bym radę podołać wszystkim obowiązkom związanym z posiadaniem własnego konia, nie wiem czy mam wystarczająco duże doświadczenie, czy jestem w stanie przewidzieć skalę wydatków jakie czekają przyszłego właściciela (oczywiście nie mówię tu o ewentualnym leczeniu, bo tego przewidzieć się nie da...).

Zastanawiałam się, czy dobrym pomysłem nie byłaby na przykład jakaś dwumiesięczna dzierżawa z możliwością kupna, żeby nie uwiązać się na stałe, tylko sprawdzić najpierw "z czym to się je".

Jestem ciekawa, czy ktoś z Was miał podobne obawy, jak się one mają do doświadczeń szczęśliwych właścicieli?
Najbardziej (chociaż nie wyłącznie 😉 ) zależy mi na opinii i wrażeniach ludzi mniej więcej w moim wieku i w podobnej sytuacji - studentów, którzy pracują dorywczo.
lostak   raagaguję tylko na Domi
13 grudnia 2009 15:53
Pauli, nigdy nie mialam takich dylematow ja ty i nie bylam w takiej sytuacji.  ale wiem dzis kilka rzeczy, ktorych zawsze bede sie trzymac:

1) w zyciu trzeba wierzyc w siebie, w swoje mozliwosci, w to, ze jestesmy dobrzy w tym co robimy, wiec martwienie sie na zapas, ze stracimy prace, ze nam sie nie uda powoduje, ze nic w zyciu nie osiagniemy.  jakby czlowiek wiedzial, ze sie przewroci, to by sie polozyl.  trzeba wierzyc w siebie.
2) z kazdej sytuacji jest wyjscie, nawet jak sie nam wydaje beznadziejna, czesto okazuje sie ze rozwiazania przychodza same, zupelnie inne niz szukalismy.  i czesto okazuje sie ze zmiany sa lepsze.
3) apropos zmian, jedyna rzecza niezmienna w zyciu... jest zmiana.  nalezy to po prostu zaakceptowac, wiec nie ma co zakladac scenariuszy.
4) nic nie wydarzy sie bez ciezkiej pracy, czasem ludzie patrza na to co mamy i mysla ze to takie fajne zycie.  nie maja pojecia ile trzeba na to pracowac.  i jesli komus sie wydaje, ze bedzie sie mogl obijac, ze mu sie nalezy to niewiele osiagnie.  trzeba bardzo ciezko pracowac, przekraczac stawiane przed nami wymagania, byc proaktywnym i uczyc sie. uczyc na wszystkim co nas otacza, co sie nam przydarzy, tzn.  analizowac i starac sie wiecej nie popelniac tych samych bledow.

wiec kobieto, to dobrze, ze podchodzisz rozsadnie, analizujesz swoje finanse, dobrze, ze myslisz o zapasie, marginesie bezpieczenstwa.  ale jak nie uwierzysz ze praca ktora masz da ci sie rozwijac, a jak sie z nia rozstaniesz, to po prostu znajdziesz nowa i bedziesz juz dzis analizowac jak nie realizowac swoich marzen, to nic nie osiagniesz i nie bedziesz miala szansy cieszyc sie w zyciu rzeczami, ktre napedzaja twoja wewnetrzna energie, daja kopa do przodu i motywuja do pracy.  jesli czyms takim sa dla ciebie konie, to sobie w zyciu poradzisz.

determinacja czyni cuda, powodzenia 🙂
Pauli odpowiem Ci jako właściciel konia od 12 lat. Przeszliśmy razem różne czasy.
Liceum: konia utrzymywał tata, ALE tata stracił pracę i żeby nie stracić konia latałam z ulotkami po mieście przez 2 lata.
Studia: studiując pracowałam, mieszkałam z rodzicami więc utrzymanie konia było proste.
Praca: i tu zaczynają się problemy, praca raz jest, raz nie. Człowiek ma coraz więcej wydatków na usamodzielnienie się utrzymać siebie, auto, mieszkanie. Jak coś rypnie to auto schowasz do garażu, albo sprzedasz, z koniem gorzej. Kiedyś zechcesz założyć rodzinę i koń znów jest obowiązkiem.

Prawdziwy miłośnik oczywiście zniesie to wszystko i będzie szczęśliwy, ze swoim "problemem", ale dobrze jest przemyśleć czy stać nas na takie wyrzeczenia.
Averis   Czarny charakter
13 grudnia 2009 16:00
Na konia zbierałam ponad trzy lata-głownie bazując na 'datkach' od rodziny z okazji różnych świąt, dorywczej pracy+ pieniędzyz 18. Karsona kupiłam w drugim semestrze klasy maturalnej. Na utrzymanie na cały rok akademicki zarobiłam w czasie tych długich wakacji przed studiami. Poza tym mam sporą kwotę na nieprzewidziane wydatki. Taki system wybrałam. W ciągu roku akademickiego zarabiam na siebie + pomagają mi rodzice. W wakacje zarabiam na konia. Tyle tylko, że kupowałam półtoraroczniaka, więc sytuacja jest inna niż w wypadku dorosłego konia- inna (mniejsza) kwota 'na start'. W razie ewentualnych chorób też nie mogę liczyć na rodzinę- z tych samych powodów. Mój koń- moje problemy. A pomysł dzierżawy jest jak najbardziej trafiony. Zdążysz poznać zwierzaka i w ciągu dwóch miesięcy raczej nikłe szanse na to, by właściciel czymś go 'podrasował', by ukryć ewentualne niedyspozycje kopytnego. Trzymam kciuki  :kwiatek:
Pauli, ja chyba jestem w twojej w sytuacji - kupiłam konia na 4-tym roku studiów, w zasadzie między 3 a 4 rokiem w wakacje. Nie miałam stałej pracy i do tej pory nie mam (teraz jestem na 5 roku), studiuję na 2 kierunkach,  a więc nawet nie mam szans iść gdzieś na etat - pracuję na umowę zlecenie. Powiem ci, że dopóki się nie ma konia, dopóty się nie wie jak bardzo się można starać i jak dużo nagle kasy zrobić  😀 Bo dopiero własny koń, jak już pojawi, daje ci taką motywację, że możesz góry przenosić. Przynajmniej ze mną tak jest do tej pory. Co z tego, że mam zajęcia od 8:30 do 19:15 z przerwą półgodzinną na dojechanie z jednego wydziału na drugi - przecież można jeszcze zdążyć na 20 do pracy i te półtorej godzinki popracować - przecież te 1,5 h to zarobienie na kowala albo na kantar z uwiązem  😁 Kiedyś nie chciało mi się pracować, a teraz chodzę do roboty z gorączką 38 i nikt mnie o tego nie zmusza.

Muszę jednak sprawiedliwie przyznać, że ja mam duże wsparcie od rodziców. Jak trzeba pożyczą kasę, bo na już potrzebuję coś kupić, albo zasponsorują coś większego - bo wiedzą, że ja bym na to miesiącami zbierała. Nie oznacza to jednak, że bez tej pomocy w ogóle nie dałabym rady - dałabym, ale wolniej i na słabszym poziomie niż teraz.

Tak więc zgadzam się z lostak - nie ma zakładać, że będzie źle. Kiedyś będzie na pewno, sama jestem na to gotowa, że mi zabraknie kasy/czasu/chęci, ale wiem, że sobie poradzę, bo nie będę miała wyboru 🙂 Do boju kobieto!
A juz tak odchodzac od kwesti finansowych, bo to wiadomo kazdy indywidualnie musi przemyslec.
Z wlasnego doswiadczenia moge napisac, ze obiektywnie zweryfikuj swoja wiedze i umiejetnosci. Jesli cos niedomaga to upewnij sie, ze masz zaufanych ludzi, ktorzy Ci pomoga, poprowadza.
Teraz juz wiem, ze to bardzo wazne. Wiele istotnych bledow popelnilam i potem (zreszta do tej pory) za nie "placilam".
Pauli, rozumiem Twoje rozterki. Na razie mojego konia utrzymują rodzice, ale muszę to szybko zmienić. Ciężko jest studiować dziennie, pracować i jeszcze mieć czas dla konia.

Wielu hodowców nie zgadza się na dzierżawę konia przed kupnem, nie dają koni na próbę i już. Byłam w takiej sytuacji już 2 razy, ale na szczęscie wszystko było ok. Weź również to pod uwagę.

W ciężkim okresie życia zawsze można konia wydzierżawić, ewentualnie sprzedać. Jesteś z miasta, w którym napewno jest ruch w kwestii dzierżawy i znalazłabyś kogoś odpowiedzialnego.

Ja mam teraz jeszcze inne rozterki. Mam młodego konia. Za jakiś czas przyjdzie moment na założenie rodziny, co wtedy? Bardzo się boję tego okresu
Też mogę napisać coś od siebie...

Konia kupiłam będąc na studiach dziennych. Kupiłam go za swoje pieniądze, odłożone. Rodzice początkowo byli przeciwni, potem -dość nieoczekiwanie- zmienili front i zaczęli tą decyzje wspierać. Problemem był tata, tak bardzo jak nagle zechciał mi pomóc kupić konia, tak bardzo oponował przed zakupem Czardasza. Ba! Proponował nawet, że dołoży mi drugie tyle ile już mam, abym tylko poszukała czegoś młodego, zdrowego, nie zepsutego...

Piszę o tym, bo u nas w domu panuje oligarchia, i zdecydowanie tata jest głównodowodzącym. Wówczas utrzymywał cały dom, moja i mamy pensja to w zasadzie takie "drobne na waciki". Ja oczywiście od początku studiów pracowałam, dorywczo, ale zarabiałam tyle, aby być w stanie utrzymać konia (małe wymagania miałam wówczas), swój samochód. Mój dzień wyglądał jak dzień Dzionki: dom-uczelnia-praca-koń, dom-koń-praca, praca-uczelnia-koń-dom... Doba zdawała się nie mieć końca 😉

Zresztą, ja w ogóle miałam podobną sytuację do Dzionki, zawsze mogłam liczyć na albo małe wsparcie rodziców, albo na jakiś "szybki kredyt" rozłożony na kilka rat. Choć raczej to drugie, bo tata wciąż szczerze nie przepadał ani za "fanaberią, na którą w zasadzie nas nie stać" (czyli konia) jak i zresztą za samym Czardaszem 😉

W kilka miesięcy po kupnie straciłam pracę, ale nie wpadłam w panikę. Pensjonat był opłacony, na następny miesiąc też miałam, czyli dawało mi to po prostu dwa miesiące na znalezienie pracy 🙂 Praca się znalazła po trzech tygodniach, mimo trwających studiów dziennych 🙂 Potem już na spokojnie zmieniłam pracę na lepszą, gdy trafiło się coś ciekawszego. Już na zimno. W między czasie ojciec stracił pracę (w tym służbowy samochód i inne dodatki, ułatwiające nam życia a odciążające budżet domowy). Świat mi się zatrząsł. Rodzicie zostali niemal na głodowej pensji mamy (służba zdrowia  😁 ), wiedziałam, że właśnie skończyła się pomoc rodziców. Że teraz nie mogę już liczyć na ich "wsparcie" czy kredyty. Jeśli trzeba było się odciąć od cycka, to właśnie teraz.

Dziś znowu wszyscy mamy pracę, ale ja dowiedziałam się, że naprawdę można sobie poradzić. Że wyjść, możliwości jest nieskończenie wiele, tylko trzeba umieć je zauważyć, lub mieć odwagę podejmować trudne decyzje. Dziś znowu mogę liczyć na wsparcie rodziców, więc pieniążki zaoszczędzone w kryzysie (mocno oszczędzałam, aby mieć kilkumiesięczny zapas czasu na szukanie pracy w kryzysie) zakupiliśmy przyczepę w ramach dalszych inwestycji we mnie i konia i "to nasze jeździectwo".

Czasem ktoś z głupia frant pyta się mnie ktoś czy warto: poświęcać ogrom czasu, inwestować masę pieniędzy i uczuć? Zastanawiam się chwilę, po czym - jak dziś - widzę jak mój tata wyprowadza Czardasza z przyczepy, głaszcze go i mówi, że: "może nie jesteś najpiękniejszy, ale jesteś zdecydowanie najmądrzejszym i najmilszym koniem na świecie", że: "Jesteś moim mądralkiem, i ciesze się, że moja córa wybrała właśnie Ciebie. Albo że ty wybrałeś ją... mimo że wiesz, jak jest niedobra..."  😁 i jak gada do niego, to dodaje: "mój chłopaku"  😍 albo: "rude futro niedobre"  😍...

Przepraszam, że się rozpisałam, ale jak myślisz, było warto? 😉
Ja powiem krótko. Ważne są tak naprawdę 2 rzeczy.
Pierwsza- gwarancja pomocy finansowej w razie potrzeby. Czyli pewność, że jeśli nagle stracisz pracę, znajdzie się ktoś kto pomoże ( rodzice), pożyczy ( znajomi) czy pomoże załatwić kolejną pracę. Lub mieć na oku jakiś tanie miejsce do przetrzymania konia, na "w razie czego" ( takie wiesz....np do chłopa za 250-300 zł miesięcznie, czy do stajni z rekreacją by sam na siebie zarabiał. Wiadomo...nie jest to miłe, ale zawsze to jakieś wyjście w sytuacji awaryjnej)

Druga- wstawić konia do pensjonatu, gdzie są zaufani ludzie. Mieć kogoś pomocnego, kto na bieżąco będzie pomagał przy koniu, zanim sama nie zaczniesz ogarniać wszystkiego.
Powodzenia z własnym kopytnym.  😀

( Ja kupując konia wiedziałam, że na nim się jeździ, że się go czyści i że trzeba go jakoś karmić.  😡 Wszystkiego uczyłam się na bieżąco, ale jak mówię- konia mam w pensjonacie w zaufanym miejscu i mogłam sobie pozwolić na taki ruch.)
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
13 grudnia 2009 18:51
Pauli - z kupnem konia to jest trochę tak,jak z decyzją o zajściu w ciążę i posiadaniu dziecka...

bo niby chcesz,niby czujesz,że to już,ale z drugiej strony przecież jeszcze trzeba kupić mieszkanie,zmienić samochód,wyremontować łazienkę,skończyć kolejną podyplomówkę, pojechać na Dominikanę i na nurkowanie do Egiptu, nauczyć się norweskiego i zmienić pracę na jeszcze lepiej płatną,żeby zwiększyć kwotę na lokacie - a potem nagle masz 45 lat,jesteś bardzo ważną panią mecenas/dyrektor/innym VIPem ale masz poczucie,że coś przegapiłaś i jakbyś mogła cofnąć czas,to byłabyś bardziej spontaniczna...

jest zasadniczy plus łatwości decyzji o kupnie konia....w przeciwieństwie do dziecka,konia w przypadku sytuacji beznadziejnej możesz po prostu sprzedać  😉
Ja też "wymyśliłam" sobie plan awaryjny - w razie naprawdę, ale to naprawdę dużego kryzysu zawsze mogę oddać konia w dzierżawę, a jeśli z tym będzie ciężko to nawet za darmo w tzw. "dobre ręce" żeby tylko ktoś się nim zajął (zapewnił jedzonko i boks)- byle by przeżyć ten ciężki okres i wyratować się od sprzedaży.
A po takich "wakacjiach" zabierasz konia do domciu.

Zawsze jest jakieś wyjście, byleby bronić się od sprzedaży bo jak sprzedaż to przepadło... a to było by ciężko przeżyć przynajmniej mnie.

Uwierz w siebie - jak się chce to na prawdę nie ma rzeczy niemożliwych.



My jak narazie dajemy rade, ale jak wiadomo różnie to w życiu bywa.
Sierra normalnie się wzruszyłam jak przeczytałam o ewolucji stosunku twojego taty do Czardasza  🙂 I to jak go nazywa... słodko po prostu  😍 To mi bardzo przypomina zresztą moich rodziców. Na początku była żelazna zasada, że mój koń mój problem i radź sobie skoro chciałaś. Po paru wizytach rodziców w stajni Koń stał się Dzionkiem, potem Dzioneczkiem, a teraz tata wraca z Makro i mimo że go o to nie prosiłam, to mówi mi od progu - "kupiłem marchewkę dla championa"  😂 Mama też ma fajne podejście: "Mamo, dołożycie mi się 1500 zł do siodła? -Nigdy w życiu, oszalałaś? -Ale mamo, moje siodło jest za wąskie i Dzionka bolą plecy od tego siodła, wyobraź sobie, że chodzisz w za małych butach... - A, no to oczywiście, że ci się dołożymy, przecież nie może chodzić w za wąskim siodle!" . Jakoś mnie to wzrusza, bo oni naprawdę go traktują jak członka rodziny i wiem, że nie dadzą mu umrzeć z głodu ani latać pod rekreacją, bo mnie nie będzie stać.

Ktoś zgadzam się w 100%!! Ja naprawdę miałam w życiu lepsze momenty na to, żeby kupić konia, a na pewno przyjdą też lepsze, w kórych mogłambym to zrobić,ale jakoś zrobiłam to akurat w danym momencie. Miałam kiedyś dużo czasu, mogłam więcej pracować... A kupiłam konia chyba w czasie największego zapieprzu na studiach, jak rozkręcił się mój drugi kierunek, zaczęłam 3ci staż i mam do napisania i obronienia w tym roku mgr i licentcjat  😁 Tak na logikę, to gorzej wybrać nie mogłam. A jednak żyjemy oboje i mamy się dobrze.

tunrida w sumie nie wiem czy się z tobą zgadzam... chyba w takich podbramkowych sytuacjach lepiej sprzedać niż zwariować ze stresu, że komornik ściga a dziecko chodzi w dziurawych butach... Ale tak jak mówisz - najlepiej jest mieć miejsce, gdzie można oddać konia na przechowanie. Ja takie mam i ta myśl zawsze mnie uspokaja  🙂
naprawdę niewielu ludzi godzi się na dzierżawę, zwłaszcza dłuższą niż miesiąc - no chyba, że np koń stoi w ich stajni. Sama jako sprzedający przestalam się na nią godzić po tym jak dałam konia na próbę znajomym rodziców dla ich dziecka, a koń wrócił cały poobdzierany, a później dowiedziałam się, że jeździło na nim tyyyylu ludzi i takich ludzi, że niekoniecznie chcialabym dać im wsiąść na swojego konia...

Także też będziesz musiała dobrze poszukać w ogloszeniach, chociaż...

jest to bardzo mądre z Twojej strony, bo ja szukając konia oglądałam kiedyś konia X, na jeździe u właścicieli chodził nieźle, więc chcialam dogadać szczegóły i właściciele od razu się zgodzili (lub nawet sami zaproponowali - nie pamiętam) bym wzięła konia na próbę, a na tej próbie wszylo niesamowicie wiele defektów tej klaczy, włącznie z tym, że zanim kupili ją obecni własciciele to stawala dęba tak, że aż lądowała na ziemi razem z jeźdźcem... wtedy też przestałam na nią siadać...

także kolejna ważna rzecz to WYWIAD!!! znajdź kogoś kto w tej stajni, gdzie stoi Twój potencjalny nowy koń trzyma konia, jeździ, pracuje albo kogoś kto zna wlaściciela lub samego konia z jakiegoś poprzedniego miejsca jego pobytu... to daje dużą oszczędność czasu, pieniędzy i zdrowia...

no i kolejna ważna rzecz! badania kupno sprzedaż są KONIECZNE!!! byś później nie musiała myśleć gdzie znaleźć dobry i tani pensjonat z łąkami dla konia, który ma sieczkę w nogach, a na pierwszy rzut oka przecież nie bylo nic widać, a wlaściciel mówił, że nigdy nie kulał...
Dzionka- dla mnie mój koń jest po prostu członkiem mojej rodziny. I nie wiem co musiałoby się stać, bym zdecydowała się na sprzedaż.  🙂 Na pewno stawałabym na głowie, by koń pozostał moją własnością. Do chłopa, do rekreacji, do dzierżawy. Kombinowałabym jak się da. Wiadomo, że życia przewidzieć się nie da i może być też tak, że doszło by do sprzedaży. Ale byłaby to ostatnia decyzja jaką bym podjęła. Mam nadzieję, że nie będę musiała jej podejmować.  🙂
Averis   Czarny charakter
13 grudnia 2009 19:23
Pauli A tak na marginesie- nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, że nie kupujesz danego konia pod wpływem miłości/przywiązania/jakiegokolwiek silnego uczucia. Człowiek wtedy myśli 100 razy bardziej racjonalnie  😁 Gdybym nie znała mojego konia tyle czasu ile znałam go przed kupnem, to omijałabym go z odległości nie mniejszej niż 4 kilometry.
Ja - znowu  😁 - popieram to co mówi Averis. Jakbym nie znała swojego konia od źrebaka, to w życiu nie kupiłabym takiego za przeproszeniem łacha  😁 i gdybym posłuchała mądrzejszych od siebie (w tym tatusia :kwiatek🙂 to teraz bym miała jakiegoś rosłego (prawdopodobnie) kasztana na długich nogach, młodego, możliwie zdrowego i energicznego... 😍 Na szczęście Czardasz jest koniem mojego życia i nigdy nie żałowałam że kupiłam serduszkiem zamiast główką i że byłam tak stanowcza.  😜

Także wykorzystaj to, że jesteś w stanie decyzje podjąć nie tylko serduszkiem, ale i głową też!

Dzionka, ja dzisiaj też byłam wzruszona. Zwłaszcza, jak wprowadzaliśmy go do przyczepy i dach (tylna klapa, taki prostokąt z plandeki) spadła Czardaszowi na szyję i barki. Koń - jak to on - przyjął to ze stoickim spokojem, stanął grzecznie i poczekał aż ekipa ratownicza wszystko poprawi. Ale zgadnij kto rzucił się pierwszy "ratować biedne rude futro!" i że jak mogłam nie zauważyć, że jeden paseczek był nie dopięty!  🤬

Ach...  😍
Averis   Czarny charakter
13 grudnia 2009 19:45
Sierra Teraz to ja popieram Ciebie i z cała stanowczością mogę rzec, że mojego karego otoczaka nie zamieniłabym na żadnego innego  😁. I pozdrów Tatę- taki ojczulek to skarb  :kwiatek: Chociaż muszę powiedzieć, że moja Mama też mnie zaskoczyła ostatnio. Karuś ma lekki katar. Ja oczywiście cała spanikowana, że JEŚLI COŚ z tego się rozwinie, to jak ja dam radę leczyć konia na odległość z Warszawy, kto wezwie weta i tak dalej. Na to Mama rzekła, że w razie "W" ona pojedzie do weterynarza, wykupi leki, wstąpi do stajni i zajmie się Karusiowym leczeniem (tzn. da leki właścicielce  :hihi🙂. Nawet nie wiecie jak mnie tym ujęła  💘 Oczywiście okazałam się panikarą i mój koń ma się dobrze, ale liczą się chęci  😁
dopisek: Ba, nawet doszło już do tego, że głaszcze Karsona ( a jest raczej z tych rodzaju koniobojnych) i mówi, że jest najładniejszym koniem w stajni  😅
A ja chyba w końcu dziś widziałam konia, o którym mogę powiedzieć: Tak, to ten. Tego właśnie chcę. Niestety, właściciele nie chcą się zgodzić na okres próbny. Ale myślę, myślę i na pewno cos wymyślę.
A decyzja o kupnie konia jest przemyślana. Finanse podliczone (ciężko będzie pewnie czasem, ale dam radę). A w sytuacji awaryjnej zawsze mogę konia przez jakiś czas trzymać u siebie koło domu.  
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 grudnia 2009 19:49
Dodałyście mi odwagi dziewczęta :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
Wiedziałam, że mogę na Was liczyć 😀

Przedyskutuję jeszcze sprawę z rodzicami, bo jednak oni wciąż mnie utrzymują, ale uświadomiłyście mi że całe przedsięwzięcie na pewno nie jest aż tak nierealne, jak mi się do tej pory wydawało 🙂

Sierra
Twoja historia za każdym razem mnie rozczula...

Averis
Z tym brakiem uczuć to nie do końca jest tak, że ich nie ma...
Całe moje szaleństwo i pierwsza myśl o własnym koniu zaczęła się dokładnie rok temu od konia o imieniu Aramis, na którym jeździłam na wf-ie. Pisałam o nim na R-V. Teraz kiedy teoretycznie mnie stać, przypomniałam sobie o nim i zaczęłam się zastanawiać, czy nadal jest na sprzedaż. Słyszałam o nim sporo nieciekawych rzeczy, ale o żadnej z nich nie miałam okazji się osobiście przekonać 🙄
Chętnie pojechałabym do stajni wypytać o niego.
Ale wiem na pewno, że gdyby faktycznie było z nim coś nie tak nie kupiłabym go, aż tak zaślepiona nie jestem 😉
kpik   kpik bo kpi?
13 grudnia 2009 20:02
Studiuję dziennie, pracuję na 3/4 etatu i znajduję czas na swojego konia.
Poza pensją wykorzystuję każdą okazję na zarobienie grosika, starcza na moje życie w wawie, pensjonat konia, wszelkie dodatkowe wydatki z nim związane i jeszcze parę dupereli da się kupić dla siebie. Mam wsparcie mamy, gdyby coś się stało. korzystać jeszcze nie musiałam, ale pewien backup jest.
Zanim kupiłam konia miałam wszystko skalkulowane,- to co się dało przewidzieć oczywiście,
decyzji w żadnym wypadku nie żałuję, wszystko daje się pogodzić, watro mieć wsparcie rodziny, ale nie można snuć samych czarnych scenariuszy.

Skoro tak poważnie do tematu podchodzisz, to nie może wyjść źle 🙂
nawet jeśli czegoś o posiadaniu konia nie wiesz, to na pewno na bieżąco da się uzupełnić wiedzę, bez "strat w ludziach"
Puli kupuj i wstawiaj do kortowa 😀 zawsze Ci pomożemy 😁
A tak na serio to uważam, że nie ma co się martwić na zapas i wymyślac milion czarnych scenariuszy "co będzie gdy..." Wiadomo,ze koń to pochłaniacz czasu, pieniędzy, mnóstwo wyrzeczeń, ale tak jak napisała Sierra warto 😉 pod warunkiem, ze to kochasz oczywiscie;]

Kupując swojego konia cała moja rodzina była nastwiona przeciwko i ciagle słyszałam "po co Ci ten koń", " lepiej pomyśl o nauce", "i jak go teraz utrzymasz" Początki nie były łatwe ale wszystko jakos się rozkręciło i przez wiekszość czasu  mama nie dokładała nawet złotówki do utrzymania mojej chabetki 😉 Ostatnio wspomaga mnie finansowo ale od nowego roku mam nadzieje,ze juz nie bedzie takiej potrzeby😉

A z ta dzierżawą to w Olsztynie ciężko jest z resztą sama pewnie wiesz chyba,ze nie ograniczasz się do Olsztyna i okolic;]
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 grudnia 2009 20:20
silver :kwiatek:
Jeśli by mi się udało, to Kortowo jest jedyną opcją na jaką mogę sobie pozwolić z moim ograniczonym czasem i brakiem auta 😉
Także na pewno zwrócę się do Was o pomoc w razie czego  😀
Na pewno nie będę się ograniczała tylko do Olsztyna, mam jeszcze kilka miejsc na oku.
kujka   new better life mode: on
13 grudnia 2009 20:28
Pauli, wszystko co chcialam Ci napisac, napisali juz inni, wiec poradze tylko: lap byka za rogi dziewczyno, nadchodzi Twoj moment! Bade trzymac kciuki za Ciebie!!
Pauli, lap byka za rogi dziewczyno, nadchodzi Twoj moment!Będe trzymac kciuki za Ciebie!!


Nie wiem co pomoże trzymacie kciuków 😉

Jeśli chcesz kupić konia i  traktować jak przyjaciela przede wszystkim, to warto pamiętać, że koń żyje ponad 20 lat.

A to już bardzo długi okres zobowiązań , wobec siebie, rodziny, konia.
Jasne, że konia  można sprzedać  , tylko czy przyjaciół sprzedaje się ?

To tak do przemyślenia 🙂
[quote author=kujka link=topic=12803.msg403140#msg403140 date=1260736082]
Pauli, lap byka za rogi dziewczyno, nadchodzi Twoj moment!Będe trzymac kciuki za Ciebie!!


Jasne, że konia  można sprzedać   , tylko czy przyjaciół sprzedaje się ?

To tak do przemyślenia 🙂

[/quote]

jakby nie patrzeć przyjaciół się też nie kupuje :P
Pauli - powodzenia.
Każdy miał obawy i student i nie student.
Każdy myślący czlowiek miał.
U osoby starszej -dochodzą przeliczania kto pierwszy pobiegnie na niebieskie pastwisko, 😁
czy zdrowia wystarczy czy w pracy da się pogodzić.
Obawy są normalne. Ale to uczucie: mam konia,jest MÓJ - bezcenne.
Jak spotkasz tego jedynego - wszelkie wątpliwości ulecą - spojrzysz i będziesz wiedzieć.
Jak spotkasz tego jedynego - wszelkie wątpliwości ulecą - spojrzysz i będziesz wiedzieć.



No nie wiem, Taniu. Wczoraj spojrzałam, wiem, a wątliwości i czarne myśli pędzą tabunem przez moją głowę  🙁
[quote author=guli link=topic=12803.msg403512#msg403512 date=1260781116]
[quote author=kujka link=topic=12803.msg403140#msg403140 date=1260736082]
Pauli, lap byka za rogi dziewczyno, nadchodzi Twoj moment!Będe trzymac kciuki za Ciebie!!


Jasne, że konia  można sprzedać   , tylko czy przyjaciół sprzedaje się ?

To tak do przemyślenia 🙂

[/quote]

jakby nie patrzeć przyjaciół się też nie kupuje :P
[/quote]


Kupuje, kupuje . 😉
Choć nie zawsze za pomocą pieniędzy 😀
[quote author=Tania link=topic=12803.msg403524#msg403524 date=1260782070]
Jak spotkasz tego jedynego - wszelkie wątpliwości ulecą - spojrzysz i będziesz wiedzieć.



No nie wiem, Taniu. Wczoraj spojrzałam, wiem, a wątliwości i czarne myśli pędzą tabunem przez moją głowę  🙁
[/quote]
Jeśli WIESZ -to tylko wyobraź sobie,że nagle ktoś przychodzi i Ci podkupuje spod ręki tego jedynego ....
Czarne myśli zaraz patataj .... 🏇

No to mam właśnie niezłego hubertusa w głowie 🤣 Pędzą w różnych kierunkach
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się