Przedszkolaki i uczniaki - czyli voltowe dzieci też nam rosną

tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
25 listopada 2014 14:13
Dodofon nie sugeuje, ze trzeba dzieciaka nieustannie gnebic prawdami o zyciu. Raczej, ze wystarczy nie oszukiwac. Jak piesek zdechl to zdechl, a nie pojechal do babci na wies. Cos w tym stylu. I samemu tez sie nie oszukiwac. Jak mamy srednio zdolne dziecko to pchanie go na sile na profesora prawa go nie uszczesliwi. Moze po prostu cieszyl by sie jakby zostal stolarzem? Ciekawa jestem czy ja wytrzymam i dam dziecku spokoj i prawo do wyboru drogi zyciowej.
Ja miałam szybką szkołę nauki o zdychaniu psa, jak mi owczarek niemiecki przeleciał przez maskę trzepnięty przez drugie auto.
Oczywiście zatrzymałam się i moje dziecię otrzymało ostrą lekcję, jak się zdycha we wstrząsie.
I uważam, że dobrze się stało.
Potem bawiła się w zdychającego owczarka niemieckiego.
Myślę, że takim dzieciom, przed którymi nie ukrywa się rzeczywistości jest łatwiej mimo wszystko.
WSZYSTKO jest za coś
pracujesz - dostajesz kasę (albo nie  :wysmiewa🙂, możesz coś sobie kupić,
coś zrobisz - coś z tego wynika
zrobię coś dobrze - mam jakiś wynik - cel osiągnięty

&
dla mnie jest prosta zasada - odrobisz lekcje - możesz i się bujać na lampie
ale dlaczego mam "za nic" pozwalać bujać się na lampie?
jak mam zmotywować do robienia zadań?
jak z klucz na wszystko będę pozwalać - motywacji nie będzie, bo nie będzie zasad

&
uważasz - że tak się wychowuje dziecko niespecjalnie myślące? - ja uważam odwrotnie - raczej - coś zrobię - czeka mnie nagroda - więc mam motywację żeby to zrobić
kombinuję więc na wszelakie sposoby by to zrobić

Mialam podobne podejscie zanim urodzilam syna. Po tym wydarzeniu zaczelam sie interesowac roznymi aspektami wychowania i natrafilam na Wychowanie bez nagrod i kar, ktore wywarlo na mnie ogromne wrazenie ale do dnia dzisiejszego nie potrafie sie umiejscowic w tym, co przeczytalam- tak gleboko zakorzenione sa we mnie "wzorce", przyzwyczajenia z domu 🤔
Anyway, Dodofon, naukowcy zaprzeczaja, ze wszystko jest za cos. Milosc rodzicielska jest i powinna byc bezwarunkowa. Inne podejscie do dziecka moze spowodowac odwrotna od zamierzonej reakcje. A najbardziej przemawia do mnie to, ze warunkowa akceptacja dzieci pcha je w "ramiona" innych (grup spolecznych np.), od ktorych (o ironio), rodzice chca dzieci ustrzec.
Jak napisalam wyzej, nadal nie wiem czy koncepcja opisana przez Kohna jest w 100% do zaakceptowania ale musze przyznac, ze taki oto fragment brzmi bardzo logicznie:
I kara, i odmowa miłości komunikują dzieciom, że jeśli robią coś, co się nam nie podoba, to my, aby wymusić na nich zmianę zachowania, zadamy im cierpienie. Pozostaje tylko kwestia sposobu zadawania cierpienia: biciem, czyli bólem fizycznym, czy odosobnieniem, czyli bólem psychicznym. W ten sposób dzieci wyrastają w przekonaniu, że to one ponoszą konsekwencje własnego zachowania, co oczywiście bardzo się różni od wychowywania dziecka tak, aby zastanawiało się, czy to, co robi, dotyka innych ludzi i jak bardzo.
tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
25 listopada 2014 14:51
Jacy naukowcy? Bo raczej swiat nauki dopatruje sie mechanizmu egoizmu we wszystkim, co napedza zywe istoty. Wszystko robimy dla siebie. Nawet pomagamy innym dla siebie. Bo z tej pomocy cos dla nas dobrego wynika. Chocby dobre samopoczucie, ze jestesmy " tacy dobrzy" .

Kochamy nasze dzieci, a one nas. Co wcale nie jest jednoznaczne z wlasciwa opieka nad nimi, czy wlasciwym zachowaniem w stosunku do rodzicow. Dzieci nie pojda do szkoly kierowane wylacznie niczym nieskazona miloscia do rodzicow. A jezeli takie sa to sa zaburzone. Bo to co robimy, mamy robic dla siebie. Przy czym funkcjonujemy w spoleczenstwie, wiec znamy granice naszej wolnosci, znamy zasady spoleczne i ich przestrzegamy ( jezeli nie chcemy klopotow).
Milosc moze byc sobie bezwarunkowa, ale nie milosc do rodzicow napedza dziecko. Chyba, ze chcemy wychowac czlowieka gleboko zaburzonego, ktory w zyciu robi wszystko tylko po to, zeby zadowolic mamusie. Tacy tez sa.

Sprobowalam czytac zalinkowany fragment, ale przepraszam, dla mnie to belkot. Jezeli zostawiam syna samego Kiedy usiluje mnie kopnac bo odmowilam mu czekolady, to wcale nie odmawiam mu milosci. Odmawiam mu wylacznie mojej uwagi, bo to zachowanie nie jest akceptowalne.
oceniam zachowanie, odnosze sie do zachowania a nie do osoby. Spokojnie moge powiedziec:  to co robisz jest glupie. Bo to sie znacznie rozni od powiedzenia: jestes glupi.
Rozumiem, ze ten pan ksiazki rozdaje za darmo, bo inaczej mozna by mu zarzucic, ze zgadza sie na przyjmowanie wzmocnienia pozytywnego w postaci przelewow na konto?


Tet, naukowcy wymienieni sa tam (w tekscie) z nazwiska.
Ja wiem, ze to odsylanie do linkow a dzis prawie nikt nie ma czasu na doczytywanie na innych stronach ale moze jak bedziesz miala chwile, to zerknij co jest napisane w streszczeniu tej ksiazki (albo jesli bardziej Cie zainteresuje, to  napisz mi PW- moge Ci pozyczyc kopie 😉)
Tu nie chodzi o niczym nieskazona milosc rodzicielska. Tu chodzi o kwestionowanie kar i nagrod.
Dodofon pisala o nagrodzie jako motywatorze a to sie tez odnosi do kar. Ten sam mechanizm.
Mysle, ze Teodora troche napomknela o tym niniejszym stwierdzeniem:
To nie jest takie proste. Jednym ze sposobów, żeby obniżyć człowiekowi zapał do robienia czegoś, co jest dla niego nagrodą samo w sobie, jest zacząć go za to nagradzać 😉
Dla mnie temat frapujacy- z checia przeczytam Wasze refleksje, jesli komus sie zechce odniesc do linku i tego, co tam napisano.
tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
25 listopada 2014 15:15
Odpisze ci pozniej, teraz nie mam czasu sie skupic 🙂
Myślę, że gdyby wszystko, co jest dobre dla grupy i jednostki, trzeba było "wytresować" (kary, nagrody), to nie bylibyśmy tak skuteczni jako gatunek.

Dzieci są ciekawskie - nie trzeba ich tego uczyć, "dlaczego?", "czemu?", "co to?" itd. dostaje się w pakiecie. W dużej dawce. Zresztą wiecie lepiej ode mnie. Oczywiście nie cała szkoła polega na rozwijaniu różnych "co/dlaczego/...", ale oby jak najwięcej z nich przetrwało 😉 Wtedy to, co wymaga wysiłku (ćwiczenie pamięci, systematyczności itd.), powinno być bardziej strawne.
Generalnie żyjemy w jakiejś kulturze. W jakimś świecie. Świecie zasad. Takich a nie innych. Możemy je negować, łamać, omijać. Kazdy kształtuje dziecko wg swoich zasad. Przynajmniej sie stara.
Dla każdego z nas te zasady są inne. W jednym domu zasada jest nie jedżenie mięsa, w innym mięso jest codziennie.
W jednym domu skakanie po kanapie dziecka jest ok, w innym jest nieakceptowalne.

Nie wyobrażam sobie jednak wychowania bez "kar i nagród"
Jak bowiem postąpić gdy dziecko np. kopie kota?
Tłumaczysz. Nic. Kolejny raz kopie. Tłumaczysz setny raz i ono nadal kopie tego kota.
Nie karać?? Usunąć kota? Bo nie daj Boże dziecko sie spoci?

Poza tym mozna założyć dziecku klosz... I nagle idzie do ludzi - szkola, przedszkole, i jest dżungla...
Bo kazdy ma inne zasady. Pochodzi z innego domu. I jest brutalna rzeczywistość.
Nie będę dziecka oszukiwać ze wszystko zawsze jest super. Nie będę oszukiwać ze wszystko mu sie należy za free.
Nie będę oszukiwać, ze wszyscy są dobrzy, rzygają tęczą i ze zawsze osiągnie to co chce.
Ale moge mu pokazać różnorodność, i to, ze wytrwałość, konsekwencja, jest nagradzana i jest szansa na osiągniecie celu.
Moge mu tez pokazać, ze nie zawsze bedzie miło i ze bedzie robił to co chce.
Bo zycie - zarówno dziecka jak i dorosłego oprócz rzygania tęcza składa sie z codzienności - smutków i radości, z rzeczy które robiimy z pasja i z rzeczy których nie cierpimy robic.
tak mnie w temacie waszych przemyślen na wpis naszło
http://www.folkmyself.pl/camera-obscura/pokolenie-genialnych/
ja uważam odwrotnie - raczej - coś zrobię - czeka mnie nagroda - więc mam motywację żeby to zrobićTo nie jest takie proste. Jednym ze sposobów, żeby obniżyć człowiekowi zapał do robienia czegoś, co jest dla niego nagrodą samo w sobie, jest zacząć go za to nagradzać 😉


Dokładnie. 😀

Nie mogę w tej chwili znaleźć, żeby zacytować, więc powiem własnymi słowami:
Zrobiono eksperyment na przedszkolakach, lubiących rysować/malować, mających talent do rysowania...
Przez kilka dni nagradzano je za to, że coś narysowały.
Następnie zaproponowano im rysowanie bez nagrody.
Już nie chciały rysować.
Robić czegoś, co wcześniej było nagrodą i radością samą w sobie.

Wyczytane gdzieś na stronie "Dzikie dzieci", którą z całego serca polecam.
http://dzikiedzieci.pl/index.php?strona=131
(Dużo krytyki "Super Niani" i jej metod 😁 )


Mialam podobne podejscie zanim urodzilam syna. Po tym wydarzeniu zaczelam sie interesowac roznymi aspektami wychowania i natrafilam na Wychowanie bez nagrod i kar, ktore wywarlo na mnie ogromne wrazenie ale do dnia dzisiejszego nie potrafie sie umiejscowic w tym, co przeczytalam [...]

O właśnie. Tylko rzuciłam okiem i od razu dodałam do ulubionych, przeczytam w wolnej chwili.


Zanim zlinczujecie Dodofon, to po prostu wypośrodkujcie.
Tyle.

Dlatego napisałam tylko: OSTROŻNIE z takimi prawdami życiowymi, jak "życie jest w większości nudne", albo tak jak moja matka mi mówiła "życie nie składa się z przyjemności, tylko z obowiązków".  😁
Ostrożnie, czyli nie chodzi o to, żeby tego nie mówić. Mówić! Bo taka jest prawda, życie jest jak papier toaletowy.  😁
Moja matka mówiła mi tylko, ze śmiertelną powagą "Życie nie składa się z przyjemności, tylko z obowiązków!!!"
Mając przy tym bardzo stanowczą i nieszczęśliwą minę.
Patrząc na to z perspektywy czasu, wiem, że gdyby był w tych słowach inny ładunek emocjonalny i gdyby dodała do tego "Ja też nie lubiłam szkoły/też nie lubiłam matematyki. Przykro mi kochana córeczko, że musisz teraz zrobić coś, czego nie lubisz. Life is brutal, weź się za to jak najszybciej, trzeba odbębnić, pomogę ci, a potem się pobawimy"... to było by inaczej.


Bo zycie - zarówno dziecka jak i dorosłego oprócz rzygania tęcza składa sie z codzienności - smutków i radości, z rzeczy które robiimy z pasja i z rzeczy których nie cierpimy robic.
A to już brzmi inaczej i z tym się w pełni zgadzam.  :kwiatek:
martik, zauważ, że żeby darzyć bezwarunkową miłością - ta miłość musi BYĆ. Bezwarunkowa. Nie wystarczy CHCIEĆ darzyć bezwarunkową miłością. I to jest "tricky" - bo jeśli JEST (miłość bezwarunkowa) - to nie ma problemu, nie ma opcji, żeby dziecko tego nie zauważyło. A jeśli jednak NIE MA - to żadne unikanie nagród i kar nie pomoże 🙁.
halo, Ja mam często problem ze zrozumieniem Ciebie. :/
To jest rada? Czy stwierdzenie?
Są ludzie którzy kochają swoje dzieci bezwarunkowo i są tacy którzy nie kochają bezwarunkowo, ale chcieliby...? I wtedy co mają zrobić? Zacząć kochać? Czy zacząć unikać kar i nagród? Czy i tak im nic nie pomoże, bo nie kochają bezwarunkwo?
Nie wystarczy chcieć [...]. A co wystarczy? Albo co należy? 🙂
Julie, trzeba nauczyć dziecko, że jest cenne, pełne wartości, niezależnie od klęsk i sukcesów, talentów i słabości, oczekiwań i "resentymentów" mamusi i tatusia. Jako osoba. I że ma mądrze dbać o tę niepowtarzalną osobę, bo nikt nie zrobi tego tak dobrze, jak ono samo. Aprobata i dezaprobata (zachowania) mają wystarczającą siłę. Resztę młody człowiek przetestuje na własnej skórze.

"Chcieć kochać". Dobre. Albo się kocha albo nie. Gdy się nie kocha, albo nie tak, jakby się chciało, to wystarczająco trudne jest być fair.
Ogólnie w wychowaniu najważniejsze jest... nie zaszkodzić za bardzo rozwojowi dziecka 🙂
Julie - tylko mi chodzi o nagradzanie czegoś co jest "nielubiane" = nie widzę powodu aby nagradzać dziecko za to, że robi mega konstrukcje z lego.
Skoro garnie się do tego sam, sam zamyka w pokoju i buduje, buduje, buduje…

Z drugiej strony piszesz o swojej "fatalistycznej" mamie. Oczywiście masz rację - ale Ty jako córka.
Inny np. ma matkę mega tęczową - rzygaczkę i mógłby powiedzieć: całe dzieciństwo świergotała jakie to życie zajebiste, cudowne, że wszystko się udaje, że życie to jedna wielka zabawa = a to syf, obowiązek i dno = oszukała mnie swoją "wesołkowatością".

Dyskusja wyszła od tego czy program jest przeładowany, o zadaniach domowych, zwalnianiu z nich i "ochronie dziecka" przed "głupim programem".
I nadal stoję na stanowisku, że szkoła jest OBOWIĄZKIEM - przynajmniej w naszej kulturze i kraju.
MA się wybór - albo szkoła normalna, albo uczenie w domu czy jeszcze inne wynalazki.
Troche sie podziele fajnymimaterialami, niestety tylko po angielsku. Wnioski sa niestety przerazajace..

www.currentconcerns.ch/index.php?id=2095

http://www.dw.de/talking-germany-manfred-spitzer-neuroscientist/av-17420648
zen, a jakieś dowody? Co do realnej szkodliwości mediów a nie jedynie przypuszczeń/zatrważania? Odróżniając wpływ KORZYSTANIA z medium od UZALEŻNIENIA? I porównując stymulację typu net, TV od BRAKU stymulacji w ogóle?
Bo wiesz, w swoim czasie niemal słowo w słowo słyszałam takie teksty odnośnie... słuchania muzyki 🙂
Na litość, to nie net odpowiada za otyłość! Tylko brak ruchu, zła dieta i... brak umiaru.
zen, a jakieś dowody? Co do realnej szkodliwości mediów a nie jedynie przypuszczeń/zatrważania? Odróżniając wpływ KORZYSTANIA z medium od UZALEŻNIENIA? I porównując stymulację typu net, TV od BRAKU stymulacji w ogóle?
Bo wiesz, w swoim czasie niemal słowo w słowo słyszałam takie teksty odnośnie... słuchania muzyki 🙂
Na litość, to nie net odpowiada za otyłość! Tylko brak ruchu, zła dieta i... brak umiaru.


net nie odpowiada za otyłość - ale jest pośrednio odpowiedzialny = siedzisz w necie 10h dziennie = czyli się nie ruszasz…
jeżeli siedzisz 10h dziennie jako informatyk, ale potem 3x w tygodniu lecisz na basen czy biegasz po 10h, jesz regularnie i w miarę zdrowo to raczej "nie net" odpowiada za grubość
ciekawy artykul apropos nagradzania i chwalenia dzieci: http://www.brainpickings.org/index.php/2013/05/23/stephen-grosz-examined-life/
halo, za brak ruchu odpowiada osoba, ktora sie nie rusza. Za zauwazalny spadek interakcji miedzyludzkich czesciowo odpowiada internet. Rozmowy przenosimy do sieci, do smsow, mlodziez glownie wgapiona w ekran smartfona, zyjaca niemal wylacznie tym, co na fb. Zamiast pojsc z kims pogadac, lapiesz go na skypie, na czacie, nawet, jesli mieszkasz w bloku obok. Drzwi obok.

Zaczynamy inaczej programowac nasz mozg, spowalniamy go, dajac mu zle wytyczne do dzialania, sami sobie go splycamy. A wlasnie, chyba nawet taka ksiazka byla! Plytki umysl, czy jakos tak, z przekory nie uzyje wyszukiwarki, zeby wlasnie pobudzic polkule do dzialania, ale cos mi nie idzie. Tytul na pewno sie zgadza, Plytki umysl.

Nie bardzo mam jak sie dluzej rozpisac, ale tutaj jest wiecej:

http://wyborcza.pl/1,76842,8034362,Co_internet_robi_nam_z_mozgiem.html
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 listopada 2014 22:07
Nie zauwazacie lekkiej ironii w narzekaniu na internet i uzywaniu jako argumentu... odnosnikiw do artykulow umieszczonych w internecie? 😉

A tak serio zgadzam sie z tym, ze internet zaczyna rzadzic mlodzieza. Ale niestety- technika idzie do przodu, elektroniki w zyciu coraz wiecej... i to raczej nie zmaleje.
zen, a to nie jest tak, że dzięki netowi i telefonom - w ogóle kontakt JEST? Bo inaczej nie byłoby go w ogóle??? Doświadczyłam znaczącego spadku jakości kontaktów na długo przedtem, zanim na dobre ruszył net i SMS-y. Tak gdzieś z upadkiem komuny i wygodnej pracy do 15 🙂 Teraz przynajmniej wiem po łebkach, co słychać u znajomych. Przecież pojechać się z nimi zobaczyć i tak bym nie pojechała 🙁
To nie net jest źródłem problemów. To jest odpowiedź na nasze problemy = potrzeby, ogólnie związane ze współczesnym stylem życia.
Czyli - jeśli ktoś zaprzestał sięgania do słownika to w znaczącej większości dlatego, że i tak by nie zajrzał. Nie zajrzałby ANI do książki ANI do wiki/tłumacza google.
Cała reszta zachowuje się jak zawsze się ludzie zachowywali - i co tworzyło cywilizacje. Próbuje ułatwiać sobie życie.

Coś pisałam o "zagrożeniach słuchania muzyki"? Lajtowo. O ile pamiętam, identycznie było gdy pojawiły się maszyny parowe. Ba! Pług a nie socha. Wszystkie zdobycze cywilizacji niszczą stan zastany.
U nas jest lepiej ze szkołą. Coraz lepiej idzie mojemu dziecku skarżenie, przepychanie, rycie się i ponowne skarżenie jak trzeba 😀 Z pisaniem literek też się jakoś pogodził i nawet mu to idzie. Tak jak gdzieś wcześniej napisałam wyrabianie podwójnych standardów - tego że w szkole trzeba tak i tak, choćby to było bez sensu, natomiast w domu możemy o tym pogadać - idzie nam dobrze  😀iabeł:
Kazik widzę dostał etykietkę dziecka "wybitnego ale trudnego" (nie moje słowa, żeby nie było) i takiemu rzeczywiście nie jest łatwo - za dużo widzi, za dużo myśli. Ale myślę że wdroży się..
Tylko właśnie na ostatnim zebraniu w przedszkolu dostałam wiadomość że już na 100% nasze dyrektorki otwierają szkołę Montessori, już szkolą kadrę. I Kazik mógłby iść bo będzie 1 i 2 klasa.. Wątpię czy po roku będzie jakikolwiek sens żeby tam szedł, z drugiej strony to bardzo kusi tyloma zaletami (też organizacyjnymi)  🙄

A jeszcze jedną sprawę mam - klasowego łobuza i jego bandy. Macie takich gagatków w klasach waszych dzieci? Kazik ma takiego terrorystę co to ma bandę swoich wasali, a całą resztę tępią. Mówił mi że ten chłopiec naprawdę mocno bije na przerwach - pięściami wali i kopie z całej siły. Pani niby wie ale na przerwach jej nie ma jakby co  🙄 W sumie nie wiem co mam młodemu poradzić na takiego fizola  😤

Nie ma monitoringu na korytarzu?
gwash omijać szerokim łukiem.

Teodora ma niezwykły dar ujmowania tylu ważnych kwestii w jednym zdaniu.


uważasz - że tak się wychowuje dziecko niespecjalnie myślące? - ja uważam odwrotnie - raczej - coś zrobię - czeka mnie nagroda - więc mam motywację żeby to zrobić



Dodofon ja przede wszystkim uważam, że oceniamy postępowanie czyjejś osoby w realu na podstawie często jednego, nabazgranego  przez nią zdania. Czasami to za mało niestety  😉.  I nasza ocena może byc błędna. Niemniej napisałaś :


Zadania jak są - jest to OBOWIĄZEK - ma uczyć, że wiele rzeczy robimy - chociaż tego nie lubimy, mamy w nosie i są nudne.



Dla mnie takie podejście jest bezmyślne i bezmyślnego wypełniania poleceń uczy. Polecenia wypełnia sie w wojsku, w szkole powinno sie uczyć myśleć.


Jestem przeciwna zarówno kreacji "geniusza wielofunkcyjnego", jak i rozjeżdżaniu czołgiem indywidualnych preferencji bo "jak to tak". Ale minimum hartu w tym, za czym się nie przepada bardzo się przydaje. A układ priorytetów taki, żeby najwięcej energii szło na to, co się uwielbia i w czym można być naprawdę dobrym.


Problem u nas jest taki ( ilość  zadawanych lekcji), że niestety nie ma już energii i czasu na realizowanie się  w tym co się uwielbia  i  w czym można być naprawdę dobrym. I nie chodzi tu o siedzenie przed kompem i granie w grę. Są takie soboty, niedziele, że nie ma czasu wyjść na spacer, na rower do pobliskiego lasu  🤔wirek:.  Bo Pani od matematyki zadała 5 stron ćwiczeń prawie takich samych, a Pan od polskiego 5 stron z gramatyki, a Pani od ……. Przy czym ja  nic sensownego nie widzę, oprócz upierdliwego powtarzania, które nic twórczego nie wnosi, w tych nudnych jak flaki z olejem pracach domowych.

Aktualnie bardzo poważnie zastanawiam się nad szkołą demokratyczną. Przez ostatnie kilka dni w pracy rozmawiałam z rodzicami, którzy mają dziecko w takiej szkole, a właściwie ją współtworzą. No i cóż mogę rzec, brzmi fantastycznie. Ogromnym minusem dla nas jest odległość jaką musielibyśmy odbyć codziennie. Pokonanie całej Warszawy  w godzinach szczytu ?  🤔

W tradycyjnej szkole tacy nauczyciele mi się marzą, myślący.
cyt.:
[i][i]Jako nauczyciel też nie lubię prac domowych, bo potem muszę je sprawdzać ze świadomością, że 75% (wersja optymistyczna) jest spisywana na kolanie, ściągana z internetu lub kombinowana, nie ma nic wspólnego z twórczą pracą własną. Dlatego wolę projekty, które dzieciaki robią sami lub z kolegami, sami wymyślają jak coś zrobią, jaką formę to przyjmie i sięgają po środki, które lubią. Czasem trzeba jednak usiąść na pupie i się pouczyć. Jednak PD w formie tradycyjnej wcale tego nie gwarantuje.[/i][/i]
demon, dlatego wychodzę z założenia, że NIC się nie stanie, gdy dziecko nie odrobi dokładnie wszystkiego. Przynajmniej co jakiś czas. Naprawdę nie musi mieć samych 6. Ważne jest różnicowanie: maks energii w to, co frapuje, "zaliczenie" wymaganej reszty.
Gdzieś w tle kryje się nasza(!) potrzeba robienia na 100% tego, co polecone/podjęte. Coś a la "albo wszystko albo nic". A życie nie wymaga aż takiej postawy.
Mnie to zajęło całe lata. Żeby zauważyć, do jakiego stopnia przejmuję się drobiazgami. Których nikt oprócz mnie nawet nie zauważy. No bo jak to? Jak się podjęłam, to musi być 100% MOJEJ satysfakcji, nie? A jak może być ta satysfakcja, gdy WIEM, że coś mogłoby być lepsze? Nie musi. Ma być optymalnie, nie idealnie. Najpierw myślałam, że gdy odpuszczę, to życie straci na jakości. Nie straciło. Dużo zyskało.
Trzeba umieć odpuszczać. Sobie samej, mężowi, ludziom wokoło. Dzieciom też. Nauczycielom - też 🙂
halo, ależ ja to wiem i to nie od dziś 😉


[quote author=halo link=topic=11424.msg1302725#msg1302725 date=1329218798]
Żeby nie przepaść z kretesem, coraz bardziej, trzeba w wielu dziedzinach iść na całość i walczyć na 100%.

Jeszcze jest tak, że do jeździectwa ciągnie ludzi, którzy lubią wszystko robić na 100%, "iść na całość".



Żeby nie przepaść z kretesem, a co więcej odnieść sukces trzeba potrafić czasami odpuścić.

Ktoś kto chce robić wszystko na 100% musi wybrać drogę egoistycznego, idącego po trupach singla. I na pewno wyląduje na kozetce, obciąży karmę niemiłosiernie, albo dla praktykujących inaczej - spali sie w piekle  😀iabeł:
[/quote]
demon, chyba nieporozumienie. Chyba obie mylimy u siebie obserwacje z poglądami.
Odniosłam się do postu, w którym napisałaś "nie ma czasu na nic" w związku z "ilością lekcji".
Obstawiam, że nie jest tak ani u ciebie, ani u mnie. Ale często to widuję.
Jest ogromna presja na to "daj z siebie wszystko", "z dziecka wyciśnij wszystko". I nie jest też tak, że wszędzie i we wszystkim można odpuścić.
Uważam za szalenie ważną naukę oceniania i wyborów: gdzie cisnąć, gdzie nie.
A ja chciałam spytać co Wasze 4 latki robią/robiły w przedszkolu? W sensie takim czy już rysowali szlaczki, pisali literki itd.?
Pytam bo byłam w sumie nastawiona ze zostawię Filipa w zerówce przedszkolnej, bo przyznaje ze boję się zmianowości u nas w szkole. Bo jest, pisałam o tym już. Chciałam jeszcze aby trochę się w przedszkolu "pobawił". Ale moja szwagierka nauczycielka, uważa ze szkolna zerówka przygotuje go lepiej do pierwszej klasy. Szczególnie ze u nas w przedszkolu nie ma jeszcze takiego typowego "uczenia się". Mają jakieś książeczki, coś tam rysują itd. Ale nie uczą się jeszcze literek, cyferek itd. A podobno w grupie 4 latków już powinni.
Jak to jest? Bo już nie wiem co robić. Bo pewnie w marcu powinnam go w razie co do szkolnej zerówki zapisać.
Muffinka, wg nowej podstawy programowej, w zerówce nie uczy się pisać ani czytać. Szlaczki owszem, liczenie ustne też, ale żadnego pisania liter czy cyferek. Milena była w zerówce przedszkolnej, teraz jest w szkolnej. Różnice? W szkolnej mniej się bawią, bardzo rzadko wychodzą na dwór, większy nacisk jest na dyscyplinę i siedzenie grzeczne w ławce. Siostrze, której syn ma 4 lata, poradziłam jednak zostawić go w przedszkolnej zerówce, bo naprawdę dzieci będą miały jeszcze wiele lat na nauczenie się dyscypliny i siedzenie w szkolnej ławce. A jeśli za szybko dziecko zacznie się pacyfikować (szczególnie emocjonalnie nie gotowe na siedzenie w ławkach 😉), jest duża szansa, że zniechęci się do szkoły, co jednak będzie miało negatywny wpływ na edukację. 
No właśnie tez tego się obawiam. Chciałam aby Filip jak najdłużej był "dzieckiem"  😉 Przyznaje ze szkoła byłaby lepsza bo blisko i za darmo, a w przedszkolu jest prywatnym i jeszcze musimy jechać autem bo daleko (znaczy około 7 km więc na piechotę nie pójdziemy). Sama już nie wiem.
Ja obawiam się ze przyszła szkoła Filipa to będzie bardziej mój problem niż jego. Ja tak strasznie nie chciałam aby trafił do szkoły ze zmianowością. Budowali nową szkołę, obiecywali ze będzie jedna zmiana wiec kupiliśmy zaraz obok mieszkanie 😎 A teraz okazuje się ze zmianowość jest. Na razie do 4 klasy. Ale zerówka ma 3 razy w tyg na 13.30 🙁 Do 17! I tego przezyć nie mogę 😵
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się