społeczna nieświadomośc

ja "podbijam" moje pytanie

i mam przy okazji jeszcze dwa - czy jeśli takowy pies wpakuje się na padok i koń go "uszkodzi"  to też nie ponosze za to odpowiedzialności?

a co z dziećmi które podchodzą karmić koniki i któreś zostanie ugryzione?
( mieliście już nalot rodziców, że niebezpieczne konie zrobiły krzywdę ich dziecku itp. ?)
my_karen   Connemara SeaHorse
13 marca 2009 14:20
Kiedyś jedna pani w bereciku poczęstowała mnie podobnym komentarzem, jak wjeżdżałam na plażę zimą. Jak ją mijałam, zamachnęła się w kierunku zadu mojego ówczesnego Bardzo Złego Ogra i chciała go uderzyć parasolką. Spytałam tylko, czy spieszy jej się do Świętego Piotra. Porażająca głupota, a mówią, że to młodzież jest be  🙄

Przypomniałas mi, ze kilka(nascie) lat temu mialam podobna sytuacje... 😵 zeby pojechac w teren musielismy przejechac osiedlem jakies 100m. Jednego razu jakas wyszczekana babcia idaca chodnikiem z wymizianym pieskiem poczestowala nas chamskim komentarzem, bo niby jej pieska straszymy, i co my tu w ogole robimy... (z tego co pamietem piesek mial nas kompletnie gdzies). Zamachnela sie parasolka i ja tylko zobaczyla jak kobyla kladzie uszy po sobie i cala sie jezy. Zaskoczona niewiele myślac wypalilam: "co pani robi, kopa chce pani dostac?!". Babci kopara opadla, a ja mialam pozniej troche nieprzyjemnosci z tego powodu 😵 coz, trzeba bylo wytlumaczyc, ze kopa nie ode mnie, a od "wścieklego konia atakujacego jej pieska". Dobrze, ze kolezanka bedaca wtedy ze mna zaswiadczyla jak bylo, to wlasciciel stajni szybko babcie wyprosil ze stajni.

Quebon nie wiem jak to jest naprawde z ta odpowiedzialnoscia, ale u nas w stajni jest zawsze tabliczka, np. ze pies musi przebywac na smyczy i ze jest tam na odpowiedzialnosc wlasciciela. To samo jesli chodzi o dokarmianie koni, wchodzenie do stajni. To jednak bardzo pomoga.
Ale zaznaczam, ze nigdy nie mialam zadnej powazniejszej afery i nie wiem jak to wychodzi w praniu.
Młoda   Kochać to nie znaczy, zawsze to samo.
13 marca 2009 14:26
czy jeśli takowy pies wpakuje się na padok i koń go "uszkodzi"  to też nie ponoszę za to odpowiedzialności?


Wydaje mi sie że nie. Pies powinien być na smyczy- to obowiązek właściciela. Będąc na terenie stajni należy dowiedzieć sie czy pies może biegać. U nas jest w regulaminie stajni ze psy maja być na smyczy. A właściciel konia nie może go przecież zamknąć w boksie 'bo przyszli ludzie, puścili pieska i jeszcze konik pieska kopnie'.
Nie masz wpływu na to jak koń sie zachowa za to właściciel psa powinien go trzymac przy sobie..


a co z dziećmi które podchodzą karmić koniki i któreś zostanie ugryzione?
( mieliście już nalot rodziców, że niebezpieczne konie zrobiły krzywdę ich dziecku itp. ?)


Tu także wydaje mi sie ze właścicielom koni nic do tego. Dzieci powinny być pod opieką rodziców bądź instruktora. Koń to zwierze a nie zabawka, trzeba sie z tym liczyć, a dzieci nie mogą ot tak sobie chodzić i koni karmić chociażby właśnie dlatego ze cos może sie stać.. Dziecko to dziecko ale rodzic powinien przewidzieć ze nie zawsze konie są bezpieczne i przychodzenie na skargę byłoby śmieszne bo to tak jakby skarżyli sie na samych siebie bo dziecka nie dopilnowali..

Przynajmniej mi sie tak wydaje, ale możliwe ze jestem w błędzie..
majek   zwykle sobie żartuję
13 marca 2009 14:48
o rety ciężki temat.

Ja kiedyś zostałam poszczuta amstaffem...
I popłakałam się na koniu z bezsilności...
Koleś, który go na mnie napuścił najpierw potem go zaczął wołać, więc krzyczę do niego w galopie, że do niego podjadę i niech go złapie, tyle, że jak do niego podjeżdżałam, to ten ruszał na mnie machając rękami i płoszył mi konia.  I tak spierniczałam przed tym psem robiąc kółka na łące, bo nie chciałam uciekać do stajni galopem, przez dwie drogi asfaltowe.
Amstaff dostał ze 3 razy od podkutego na tyły Fiśka... I nic mu się nie stało. To tylko go nakręcało, żeby go bardziej gonić..
Mówię, wam. Katastrofa.

W końcu i koń i pies byli tak zmęczeni, że przestali się gonić, ja zeszłam z konia i na odległość bata starałam się utrzymać psa - to było strasznie głupie, bo już myślałam, że ten piesek na mnie się rzuci z zębami, ale jakoś nie widziałam innego wyjścia. 

Kiedy właściciel dopadł psa, świadkowie tego wydarzenia go prawie pobili. Bo to było na takiej łące co i my przejeżdżaliśmy często i ludzie z psami wychodzili na niedzielne spacerki. Ale nigdy nie było problemów. Zawsze wszyscy ładnie psy zapinali na smycz i generalnie nikt nikomu nie wchodził w drogę.

Co do matek z dziećmi...
Standardowy ich numer na pokazach, na które jeździłam (np. Grunwald) to pchanie się przed idącego konia celem zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia...  Skrajny debilizm.. Nie dość, że tysiące ludzi w koło i konie mają dosyć i my mamy dosyć, to jeszcze te pozbawione rozumu debilki/debile wchodzące pod kopyta.

A tak w ogóle to jeżdżąc po mojej mieścinie.... (niestety muszę czasem przejechać przez miasteczko, żeby dojechać nad Wisłę) - to standardem jest grupa idąca za koniem i jeden odważny, który nagle podbiega i łapie konia za ogon...
Pocieszam się, że jak koń komuś przywali, to `najważniejszy policjant w mieście` jest moim znajomym, zresztą uczę go jeździć konno, więc... Prawo stoi po mojej stronie....  😀

A nasze końskie kupy też już były zgłaszane policji...  😵




My często jeździmy po mieście  czy o na jakieś imprezy czy tez po to zeby sie przedostać na drugą strone  gdzie jest rzeka.

Bardzo czesto przytrafiają nam sie dziwne sytuacje na szczęście  częściej śmieszne niż przykre.
Policji jeździ sporo , mijają nas  i jeszcze nikt sie nie zatrzymał.
Gorzej z ludźmi na wsi , są strasznie nie mili  mimo ze w niczym im nie przeszkadzamy bo poruszamy sie "bezkolizyjnie"

W dawnej stajni ( to samo miasto ale jego druga strona)  było ciężko  ponieważ  była tam grupa takich sporych chłopaków co ciągle przy sklepie siedzieli a droga przy nim  właśnie była jedyna  zeby  przedostać sie do łąk , lasu i rzeki.
Wiec zazwyczaj to głupie teksty  ale raz jeden klepnął w tyłek mojego ogiera  no który z racji swojego charakteru bez zastanowienia wywalił z tylnich nóg no i juz nie było tak przyjemnie 🤔

Raz jak z koleżanka wiozłyśmy konia ze szczecina do warszawy  czyli spory kawałek drogi to gdzieś w połowie stanęłyśmy na stacji  zeby odpocząć i zatankować . Właśnie tam  policjanci kazali nam wypakować konia z przyczepy zeby sprawdzić zgodność z paszportem.
Ja to prawie tam zemdlałam bo jechałyśmy juz strasznie długo , konia przed tym pakowałyśmy tez nie chwilkę i to w dodatku go nie znałyśmy bo był nowym nabytkiem. zgroza
Ale miałyśmy tyle szczęścia ze koń był  tak zmęczony ze  po wypakowaniu i przeglądzie  normalnie wlazł do przyczepy , jak do boksu.


edit:  aha  dzieci ze wsi  rzucajace w konie dziwnymi rzeczami , trąbiące samochody , ludzie próbujacy spłoszyc konie  itp  to norma
W mojej wiejskiej 😁 okolicy wszyscy się znają i nie boję się pojechać w teren, wiem, że ludzie nie wyrządzą mi i koniom krzywdy.
Z quadami na szczęście nie miałam przykrych przygód, mijano mnie powoli i ostrożnie, bądź czekano z wyłączonym silnikiem aż przejadę.

Do tej pory miałam tylko dwie przykre przygody w terenie.
Raz jechałam na dość spokojnej klaczy leniwym stępem, na luźnej wodzy, całkowity luz i relax. Oddalając się od stajni spotkałam jakieś bachory, które wymyśliły sobie genialną zabawę: rzucane petard pod końskie nogi.
Na szczęście zauważyłam, co te chłystki miały w rękach i podpalały, zdążyłam uciec. Nie oberwałyśmy żadną z rzucanych petard, ale mało brakowało. Huk był niesamowity.
Koń się nieźle wystraszył, mi odechciało się terenu i wróciłam do stajni.

Pytałam potem ludzi, kto to mógł być, ale nikt nie znał tych dzieciaków z nazwiska. Nie były z okolicy.


Drugim razem przejeżdżając koło wiejskiego sklepu otrzymałam od jakiegoś pijaczyny propozycję w stylu "A może na moim koniu się przejedziesz, mała??"
Oczywiście odpowiedziałam, że na kucykach nie jeżdżę  😎 Ale pijaczek nie znał się na żartach.  Rzucił w konia butelką i na swoje nieszczęście trafił. Skończyło się na policyjnej interwencji.
.
Tomek_J taki miały:  🚫 czy to nasza piękna Pogoria na zdjęciach?

Co do psów, dla mnie zawsze wydawało się oczywiste, że odpowiedzialność spoczywa na właścicielu psa. Tzn. leży to raczej w jego interesie: w starciu koń-pies, raczej ma mniejsze szanse. Poza tym łatwiej zapiąć psa na smycz, niż powstrzymać konia przed kopnięciem (no bo jak?:P). Nawet kiedyś, kiedy mieszkałam jeszcze na zadupiu  😁, kiedy koło mojego domu przejeżdżały konie oczywiste było dla mnie, że przytrzymuje zwierzaka, żeby nie podbiegł pod konie- nawet jeśli teoretycznie miał prawo bronić swojego terytorium. Ale np. teraz mi się nasuwa taka wątpliwość- jeśli gdzieś w terenie, na ulicy, w mieście puszczony ze smyczy pies podbiegnie pod konia i stanie się krzywda to wina (prawna) leży po czyjej stronie? No teren przecież ogólnodostępny, dla wszystkich... No bo wiadomo, że w przypadku wypadku np. na wybiegu sprawa wydaje mi się jasna.

Kiedy jeszcze jeździłam w tereny (kiedy to było :icon_rolleyes🙂, zawsze spotykałam się z pozytywnymi reakcjami, często nawet entuzjastycznymi mimo, że mieścina mała i ogólnie wiadomo, że ludzie różni są... Ale jak wiadomo, że nigdy nie jest idealnie i zawsze znajdzie się jakiś wrzód na tyłku, największy problem był z sąsiadką z ulicy (abstrahując od zdarzeń terenowych, a nawiązując ogólnie do społecznej nieświadomości vel. upierdliwości), której przeszkadzało dosłownie wszystko w koniach, a najbardziej to, że coś wymknęło jej się spod kontroli w sąsiedztwie... Mimo, że mieszkała od stajni w takiej odległości, że jeśli nie miała wyraźnego życzenia to nie musiała na te konie patrzeć, wąchać ich, ani przebywać w ich towarzystwie...
Po naszej stajni czasami kręci się czasem taka kobitka (chyba lekko szajbnięta) z jakimś dzieciakiem
I jak dziecko wsadza obie łapy do boksu konia (akurat ten boks ma wąskie kraty) to matka nic nie robi :/
Jakby koń złapał zębami czy uderzył to było by po rączkach
Na zwrócenie uwagi byłą reakcja w stylu - Ja wiem jak mam o moje dziecko zadbać
Dodam że akurat ten końjest dość młody i wybitnie nie ma zaufania do ludzi (prawdopodobnie był bity  :icon_rolleyes🙂
hehe kiedyś babcia moherowa nawrzeszczała na nas na jeździe na łące, że zniszczyliśmy siedlisko synogarlic tym kurzem, smrodem i zamętem jaki robimy.
.
Często jeżdżę po mieście i jak dotąd:
-ludzie sami łapią psy na smycz, kiedy widzą, że koń idzie
-nigdy nikt nie podlazł mi pod kopyta, nie klepnął konia, nie trąbił samochodem, nie straszył
-na końską kupę nikt jak na razie nie zwrócił mi uwagi (fakt, że jeśli kupa trafi na chodnik  😡 , to schodzę i nogą skopuję ją na pobocze)
- Jeśli już ktoś się czepia, to najczęściej różnego rodzaju robotnicy, którzy wołają " A co tak wolno?"- nawet jeśli galopem pędzę.  😉
- A jeśli trochę pogoni nas pies, to jest to pies bezpański.

Jak na razie jest super. Oby tak dalej. Aczkolwiek kasę na ewentualny mandat mam zawsze przy sobie.  😉
Taak tekst "a co tak wolno" jest niezmiernie popularny wśród "ciekawych" panów 😉
Co do dzieciaków, to ja mam raczej doświadczenie, że te ze wsi są grzeczne i uprzejme, mówią dzień dobry i jadąc na motorach lub quadach zjeżdżają na bok i wyłączają silniki.
Gorzej z dzieciakami (i dorosłymi zresztą też) z podwarszawskich pseudomiasteczek :/
Jeżdżąc w podwarszawskich lasach miałam różnego rodzaju przygody typu slalom na motorach między końmi, szczucie psami ras agresywnych, rowerzyści wjeżdżający prosto pod konie.
Teraz jeżdżę trochę dalej od Warszawy i takie akcje się nie zdarzają - ludzie mili, sympatyczni, odpowiadają na dzień dobry, a rowerzyści nie czepiają się, że jeździ się "ich prywatną" koleiną na drodze.
W ogóle mam wrażenie, że im dalej od dużych miast, tym ludzie bardziej zrównoważeni psychicznie...
Gosiaopti- moje obserwacje są podobne.
-Podczas przejazdu przez wieś, zwykle nie ma problemu ( ludzie sami trzymają zwierzaki i rozumieją, że to płochliwe stworzenia).
-Podczas jazdy przez duże miasto, ludzie albo udają, że nie widzą, albo pozdrawiają, machają, uśmiechają się, zagadują.
-Najgorzej jest w małych, ni to miasteczkach, ni to wioskach. Na tyle duże miasteczko, że sami nie trzymają zwierząt i się nie znają, zaś na tyle małe, że kultury tam nie uświadczysz.
Nie lubię tych maluśkich miejscowości.  🤔
Gosiaopti- moje obserwacje są podobne.
Nie lubię tych maluśkich miejscowości.  🤔


Ja też nie - szczególnie tych z hektarami zabudowanymi  włościami uciekinierów z blokowisk, którzy uważają, że im wszystko wolno bo to "nie miasto" - psy latające luzem, ujeżdżanie na quadach, strzelanie z wiatrówek itp.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
10 kwietnia 2009 15:38
ja "podbijam" moje pytanie

i mam przy okazji jeszcze dwa - czy jeśli takowy pies wpakuje się na padok i koń go "uszkodzi"  to też nie ponosze za to odpowiedzialności?

a co z dziećmi które podchodzą karmić koniki i któreś zostanie ugryzione?
( mieliście już nalot rodziców, że niebezpieczne konie zrobiły krzywdę ich dziecku itp. ?)



Tak czytam sobie z ciekawością i zainteresowaniem ten wątek. Skojarzyłam to z ostatnia aferą jaka wybuchła w Rudzie Śląskiej- A propos nieświadomości społecznej-> http://www.efakt.pl/artykuly/artykul.asp?Artykul=42644    co wy na to?
Bo ja na miejscu MAtki:  🤬
darolga   L'amore è cieco
10 kwietnia 2009 15:56
Komentarze też niezłe...
Robią z dziecka ofiarę, a gdzie przepraszam bardzo byli rodzice? Dziewczyna sama się o to prosiła. Współczuć nie będę. 
Btw, skoro poszła po lonżę, to dobrze rozumiem, że osoba jeżdżąca?
[quote author=Quebon link=topic=3873.msg200598#msg200598 date=1236948760]
ja "podbijam" moje pytanie

i mam przy okazji jeszcze dwa - czy jeśli takowy pies wpakuje się na padok i koń go "uszkodzi"  to też nie ponosze za to odpowiedzialności?

a co z dziećmi które podchodzą karmić koniki i któreś zostanie ugryzione?
( mieliście już nalot rodziców, że niebezpieczne konie zrobiły krzywdę ich dziecku itp. ?)



Tak czytam sobie z ciekawością i zainteresowaniem ten wątek. Skojarzyłam to z ostatnia aferą jaka wybuchła w Rudzie Śląskiej- A propos nieświadomości społecznej-> http://www.efakt.pl/artykuly/artykul.asp?Artykul=42644    co wy na to?
Bo ja na miejscu MAtki:  🤬
[/quote]

napisalam komentarz  😎


Branka, kiedyś w terenie doczepiło się do nas psisko, nie jakiś mały dupelek, tylko taki... no, powiedzmy wiejski owczarek niemiecki, jakieś skundlone, wychudzone, ale jednak bydlę.
szczekał, doskakiwał, mój koń mimo uodpornienia na psy był już zirytowany. mimo to udało mi się jakoś skłonic go do ruszenia naprzód, starając się psa uminąc. kiedy byliśmy na jego wysokości, jakieś 7-8m może od niego, pies rzuciła się na zad Wichra. koń w momencie się odwrócił i wywalił tyłem, a ja miałam okazję pocwiczyc lot ślizgowo-koszący. pies dostał w łeb podkutym kopytem i w jego temacie byłoby na tyle. całe szczęście, bo nie waidomo, czy z braku konia nie zaatakowałby mnie...?  konia znalazłam 500m dalej, wciągającego trawkę jak gdyby nigdy nic. nie ma urazu do psów.
potem szef oświecił mnie, że to był ostatni niedobitek ze zdziczałej sfory, którą jakiś czas przedtem z innymi myśliwymi "wyeliminowali".
No, ja się boję bezpańskich psów, ale też nie mam zamiaru unikac terenów. Mój koń daje sie ciągnac mojemu psu za ogon i idzie tyłem sobie wtedy 😀 Kiedys to nagram i wyślę gdzieś 😀
Ja jestem przciwna odstrzałowi, bo co jak normalemu człowiekowi pies ucieknie? Psy powinny być łapane, sprawdzane czy mają czip, powinno być dane jakies ogłoszenie o znalezieniu psa... Wiem, ze w naszym kraju to nie łatwe, ale nie moze byc tak ze jak komuś ucieknie pies(a kazdemu moze sie to zdarzyć!), to można go od razu uśpić...
Branka, ja bylam przeciwna do czasu
optyka sie zmienia jak zastajesz pogryzionego konia , słuzby odpowiedzialne się wypinają a ty interwencyjnie musisz szczepić konie na wsciekliznę i zastanawiasz się czy wrócą czy nie,bo tak naprawdę jestes bezradny
idealistą mozna być ale trzeba znać realia przepełnionych schronisk z parwo i nosówką, władz mówiących czy nie masz znajomego mysliwego i słuchania ze owszem przyjmują zgłoszenie ale nie mogą nic zrobić
CeraŁ   dużo dużo zmian..
10 kwietnia 2009 19:31
Ja mam konie na 'wiejskiej częsci dużego miasta' 😉 jakkolwiek to brzmi :P. Jak to na takich zazwyczaj okolicach buduje się super ekstra nowe wypaśne domy, jeździ dużo robotnikw i ciężarówek. I często jak jadę z koleżanką w teren w większe lasy /musze przejśc ok 15 min spokojną asfaltową drogą/ to czasem zdarzają się takie matoły że nagle z takiego 'transportera' w którym siedzi z 5 robotników wszyscy wychylają glowy za szybe, gwiżdżą, klaszczą i czasem BiiiiPają ;/.  Oczywiście teksty typu 'daj się karnąć','ale laska' norma. ;/.
Jeśli chodzi o ludzi z psami to najczęściej zapinają je na smycz na nasz widok. My wtedy się zatrzymujemy, zwalniamy żeby psy im się nie zerwały. Ale jak już się zerwią to zazwyczaj właściciele psów, że tak powiem 'palą jana', odwracają się i idą w drugą stronę. ;/.

Niektórzy kierowcy są mili. Jedni to potrafią przez dłuższy okres czasu albo na bardziej ruchliwej drodze jechac cay czas za nami tworząc duzy sznureczek dopóki nie zjedziemy z drogi. Jeżeli ktoś jedzie za szybko zazwyczaj macham ręką lub po prostu pokazuje ręką sygnal zatrzymania się 😀 tyle jeśli chodzi o Katowice 😉

raz tylko miałam sytuacje gdzie mijaliśmy dziadka a ten potem dośc mocno klepnął jednego z koni w zad. ;O. na szczęście nic się nie stało ;P


a tak z innej beczki  😁 ostatnio jadąc przez małe osiedle na ogródek mojego znajomego mała grupka staruszków zaczęła krzyczeć :
'Ułany Polskie przyjechoły! Witojcie! Ułany Polskie! Ułany!'  🏇   😁

brakowało mi tylko ' wojna sie skończyła!!' xd.
Braka jak jesteś tak za wolnością psa to zawsze możesz wyprowadzać na lonży czy nawet dłuższym sznurku (w zoologicznym do nabycia nawet i 20 metrowy).

Asia ale z za zakrętu wyjść może nie tylko koń, ale i inny pies. Ilekroć jestem u ojca i biorę Bruno na spacer (owczarek niemiecki) to zawsze któryś mały kundel do nas podleci, z japą i mimo, ze Bruno jest wyszkolony to wiem, że kiedyś straci cierpliwość, a ja nie mam szans go utrzymać, ale dziwić mu się nie będę , skoro kundel podlatuje mu do nóg tylnych i go gryzie  🤔wirek: Dlatego przestałam zakładać kaganiec Bruno, skoro ma nas zaatakować inny pies to przynajmniej niech Bruno ma możliwość się bronić, a mieliśmy już sytuację kiedy babka otworzyła bramę na oścież bo samochodem wyjeżdżała mimo, ze jej pies chciał wyskoczyć przez ogrodzenie jak mojego zobaczył (ja byłam z psem jakieś 15 metrów dalej), pies oczywiście wyleciał i mojego zaatakował, całe szczęście dla psa, ze Bruno wycelował w gardło za pierwszy razem (złapał za gardło psa i do ziemi przydusił, na komendę "pusc" puścił), bo jakby nie trafił to krew by się polała - zaczęłyby się gryźć na chybił trafił. Oczywiście co robiła myśląca inaczej Pani? Stała przy tej bramie i psa wolała cichutko "kubuś, kubuś". Dopiero po kilku minutach przyszedł mąż 

To samo jest w przypadku kiedy w teren jedziemy, jasne że w interesie jeźdźca jest aby koń nie płoszył się psa, ale ileż jest tych psów które podlatują i konia próbują gryźć? Nie powiesz mi, że skoro koń się wtedy spłoszy to będzie to wina jeźdźca bo konia nie przypilnował. Zresztą lonżowałam sobie ostatnio Młodego na łąkach, niedaleko przechodził sąsiad z psem, pies biegał gdzie chce. Oczywiście jak zobaczył konika to uradowany przyszedł konia pogonić. 15 minut koń szalał na lonży, bo kundel go gonił i atakował, właściciel nie był wstanie zapanować nad psem i miałam ochotę utłuc i jednego i drugiego, bo całe szczęście, ze koń sobie nic nie zrobił, ale straciłam cały trening, a i konia uspokoić potem trudno było.

Nie mam nic przeciwko puszczaniu psa, na terenie gdzie mamy pełną widoczność i kiedy pies jest całkowicie usłuchany, ale niestety przekonałam się, że większość ludzi nie myśli wcale o zagrożeniu dla innych. Przypadek od nas z osiedla. W jednym z domów dwa lata temu przybłąkał się pies, sąsiedzi przygarneli, teraz pies na każdego przechodnia reaguje agresywnie, prośby i groźby nic nie dały, ciągle sąsiad tłumaczył się, ze ktoś z rodziny pewnie bramki nie zamknął. Dopiero jak pogryzł się z drugim psem (pani szła z psem na smyczy) i wezwała dzielnicowego to okazało się że bramkę da się zamknąć, ale mija prawie rok a psa znowu coraz częściej widzę po za bramką niż na posesji  🙄

Jeśli bierzemy do siebie jakiekolwiek zwierzę to ponośmy za nie  pełną odpowiedzialność, a nie mówmy, ze to jeździec na koniu jest czymś oryginalnym i skoro możliwość spotkania go jest równa 1/50 to możemy puszczac psa i  się niczym nie przejmować.  🤔wirek:
[quote author=dobby link=topic=3873.msg227399#msg227399 date=1239493810]
Jeśli bierzemy do siebie jakiekolwiek zwierzę to ponośmy za nie  pełną odpowiedzialność, a nie mówmy, ze to jeździec na koniu jest czymś oryginalnym i skoro możliwość spotkania go jest równa 1/50 to możemy puszczac psa i  się niczym nie przejmować.  🤔wirek:

Ale nie znaczy to też, że pies ma iść na 10-centymetrowej smyczce - bo w końcu nigdy nic nie wiadomo  🙄. Moja suka nie należy akurat do najposłuszniejszych stworzeń, dlatego wolę nie ryzykować. Ale jeśli pies słucha to dlaczego mamy mu ograniczać wolność?
A odpowiedzialność dotyczy również jeźdźca, jeśli widzę, że w moją stronę idzie jakiś większy pies, to bez względu na to jaki jest spokojny, co mówi jego właściciel, wolę zsiąść i przeczekać aż sobie pójdzie. Z ziemi jest mi łatwiej zapanować nad koniem, poza tym nawet jesli mi się wyrwie, wiem, że przynajmniej ja jestem bezpieczna i mogę spokojnie zadzwonić po pomoc.
[/quote]

no to super bo w niektórych miejscach to byś ciągle na tej ziemi stała i czekała aż wszystkie psy sobie pójdą...
poza tym moim zdaniem masz wiekszą szansę zapanować nad koniem z góry niż z ziemii ( wystarczy ze skoczy ci na stope i juz go puścisz ...)- nie utrzymasz spłoszonego konia choćby nie wiem co
ja wole uspokajać z góry niż szukać rozhisteryzowane zwierze po lesie i martwić sie ze zrobiło krzywde sobie lub komus po drodze...
dempsey   fiat voluntas Tua
12 kwietnia 2009 15:30
oczywiscie ze z siodla latwiej. zsiasc mozna zawsze, tylko co dalej? marne szanse na opanowanie paniki z  ziemi. rzecz jasna trzeba dysponowac pewnym minimum umiejetnosci jezdzieckich
Jak dla mnie dużo łatwiej opanowac konia  z ziemii, ale ja więcej pracuje  z ziemii niż z siodła więc  w ogóle wole robić z ziemii wszytstko 🙂 Pewnie zależy od konia to i jeźdzca. Ale ja jak mijają mnie psy to zatrzymuje konia i czekam az przejdą sobie z ludźmi. Nie wyjechałabym  w teren na koniu który reaguje jak szaleniec na wszystko, średio wyszkolony koń będzie sie liczył z decyzjami jeźdzca i stał jak go proszą. A w kazdym razie powinno sie na tyle popracowac z ziemii, by koń w terenie chociaż z dołu był do opanowania. Konie same z siebi to nie jacys mordercy.
Gorzej oczywiście jak pies się rzuca i naprawdę atakuje konia, bo wtedy to najlepiej wyszlonony będzie uciekał - ale zazwyczaj trafi kopytami i pies sie odczepia. Gorzej jak rzuci się do ucieczki. No ale to sa ekstremalne sytuacje i zadne przepisy i zakazy nie sprawią, że będzie można ich w 100% uniknąć.
dempsey   fiat voluntas Tua
12 kwietnia 2009 15:51
byc moze komus latwiej z ziemi. mi z siodla.

z ziemi wystarczy ze mocniej szarpnie, odskoczy dalej niz siega wodza zdjeta z szyi + reka.
pod siodlem po prostu odskoczy ze mna. mam szanse za chwile przepchnac go z powrotem tam gdzie ma byc.

poza tym jakbysmy nie dzialali, to w reku (jesli mowa o zsiadaniu w terenie, nie na lonzy z wypieciem itp) mamy wplyw glownie na leb konia, i ew. na jeden jego bok - jesli pomagamy sobie batem jako ogranicznikiem.
z siodla mozna wiecej: zablokowac leb/szyje i zamknac  w lydkach.

mowie o przypadkach paniki (przerobione z postrzelonym xx. nigdy bym z niego nie zsiadla w terenie..)
ja bym ze swojego porypańca nie zsiadła. mam o wiele większą kontrolę nad nim z siodła, niż z ziemi. łatwiej wyperswadowac mu właściwe zachowanie, siedząc i mając do dyspozycji wszystkie pomoce.
poza tym z ziemi kontroluję praktycznie tylko jego łeb, jak to zauważyła dempsey, a biorąc pod uwagę rozmiary głowy mojego rumaka - nie mam żadnych szans  😁
poza tym - na górze nie jestem narażona bezpośrednio na gwałtowne reakcje końskich kopyt lub zębów, albo uderzenie łbem czy nadepnięcie.
kłopoty zaczynają się dopiero, kiedy koń mnie zrzuci albo poniesie.

ej, a tak w ogóle to fajnie, że zsiadłabym z konia, jakby się na nas jakieś wielkie włochate bydle rzucało. jaaasne, bo mi życie niemiłe.
dempsey - ja mam zawsze ze sobą długa linę i z nią pracuję z ziemii czy to w terenie czy na ujeżdzalni, więc wtedy mi łatwiej opanowac konia jakoś - z siodła też mam kontrolę, ale jakos wygodniej mi na dole - kazdy ma widać swoje upodobania i każdemu w inny sposób wygodnie 🙂
Tak mi się skojarzyło, bo czytam podręcznik kierowców(robie prawko właśnie:P) i jest tam o zasadzie ograniczonego zaufania na drodze - myslę, że taką zasade trzeba zachowywać jak sie podróżuje konno nie tylko drogami.

Ps ciekawe czy Amerykanie jak jada w teren biora broń 🙄
sosi   szczypior szczypior...
12 kwietnia 2009 22:35
może komuś się przyda: jak przypałęta się jakiś podlatujący do tylnych nóg i szczekający pies, , najlepiej odwracać się do niego przodem i iść w jego kierunku, a nie stać w miejscu/iść sobie i pozwalać na atak od tyłu.

najlepszym wyjściem (choć bardzo trudnym do zrealizowania) jest posiadananie własnego psa, który spełnia 2 warunki: jest bardzo posłuszny i nie gryzie się z psami.
mam 2suczki. obydwie spełniają oba warianty, w jaki sposób pomagają?
w przypadku psa pierwszy raz widzącego konia, który nie wie jak sie zachować, mój jest dla niego przykładem. jego spokój i brak zainteresowania utwierdza 'nowicujusza' w przekonaniu że to nie groźne i nie warte ekscytacji-najczęściej zaczyna bardziej interesować sie moim psem
natomiast w przypadku psów agresywanych, starsza suczka okazała sie niezastąpioną: potrafi 'obłaskawić'. odwraca uwagę, kokietuje, na początku pokazuje uległość i wkońcu zachęcając do zabawy - odciąga psa od konia i wraca jak ten odbiegnie na bezpieczną odległość/właściciel go złapie

naturalnie że to tylko zwierzęta i różne rzeczy mogły się zdarzyć. być może część z Was powie że miałam szczęście i pewnie tak było. teraz jeżdżę w miejscu gdzie nie ma problemu z psami, więc raczej nie zabieram ze sobą swoich.

a co do odstrzałów psów... jeżeli byłoby to faktycznie robione z głową - specjalni ludzie do konkretnie ustalonych przypadków, to być może miałoby to uzasadnienie. ale trudno mi uwierzyć aby myśliwi nie wykorzystywali swoich uprawnień i nie strzelali do psów spacerowiczów. a trudno mi uwierzyć bo znam takie przypadki.
po to są przepisy, żeby wlepiac mandaty. i przez nadgorliwych mandaty płacą babcie za swoje małe ledwo poruszające łapkami psiny. boje się pomyśleć, co nadgoriliwi robiliby w przypadku wprowadzenia odstrzałów
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się