Odchudzanie - wszystko o ...

margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
06 kwietnia 2012 19:37
musze sie pochwalic bo w miesiac stracilam 3kg tluszczu i przybyl 1kg miesni🙂. Przy wadze 72 (wzrost 176) 50kg to moje miesnie ( szczerze powiedziawszy to nie wiem jakim cudem, ale tak wynika z pomiarow  :hihi🙂 jestem juz tak przyzwyczajona do codziennych treningow, pobytu na silowni itd, ze mnie chyba w swieta rozniesie  😵
No i jest 200 strona odchudzania.  😉
Ja mam coraz mniej czasu żeby się zmieścić w to w co muszę się zmieścić, więc..niech ta 200 strona będzie początkiem ostatecznego rozrachowania się z tłuszczem.
pieprzone gotowanie, pieprzone mazurki, pieprzone zapachy z kuchni! nie wytrzymam!  👿
arivle   Rudy to nie kolor, to styl życia!
09 kwietnia 2012 08:17
ŚWIĘTA  😵 Przybyło mnie 0,5 kg 👿

Ale ostateczny rozrachunek na razie to - 7,7 kg  😜
Noooooo, ja tu przyszłam się pożalic, że wszystkie wypieki mojej mamie się w tym roku na moje nieszczęście udały.
Ale jeżdżę codziennie do moich rumaków, to może nie będzie tak źle.
Na wagę na wszelki wypadek wejdę dopiero w czwartek.  😂

Trzymać się! Ostatni dzień dzisiaj!
A ja od 2 dni mieszkam w pracy. Tralalalala I nie jem nic spoza rozpiski diety.  💃 Bo nic nie mam.  tralalala  😉
A ja od 2 dni mieszkam w pracy. Tralalalala I nie jem nic spoza rozpiski diety.  💃 Bo nic nie mam.  tralalala  😉


Sfffinia!! 😀iabeł:
Dodo a jak Ty się czujesz po swojej diecie? Wróciłaś do "normalnego" jedzenia? Pamiętam imponujące efekty 🙂
A właśnie, że nie świnia. Bo świnia to jest tłusta i różowa. A ja coraz mniej tłusta.  😁
Dodo a jak Ty się czujesz po swojej diecie? Wróciłaś do "normalnego" jedzenia? Pamiętam imponujące efekty 🙂


Normalnie,  skończyłam dietę na 62 kg, teraz ważne 63-64 kg (po 2 latach)
Czy wróciłam do jedzenia sprzed? Nie trzymam diety, ale uważam na to co jem.
Jak sie nazre, to pózniej tydzień uważam i staram sie ograniczać.
Ja za jakieś 2 tygodnie powinnam osiągnąć zamierzony efekt. Już jest prawie tak, jak być powinno.
Oczywiście w święta nie tknęłam ani jednego ciasta, mimo że upiekłam 5. Prostym sposobem nie było mi nawet żal - nakupowałam mnóstwo owoców i poustawiałam między ciastami, obżarłam się stosem bananów, gruszek i kiwi i już nawet nie chciało mi się patrzeć na mazurki.
Ja w święta niestety sobie pofolgowałam. Plusem jest to, że już nie mogę patrzeć na jedzenie i od wczoraj nie tknęłam zakazanych produktów. Do lipca na spokojnie ciągnę dietę, a potem dokładam siłownie. Myślę, że w sierpniu osiągnę cel i "dobije" do mety  😉
ja się starałam nie obeżreć ale ciężko to szło. na szczęście mama pomyślała o mnie i nie było dużo jedzenia. od jutra znowu na dietkę 🙂 no i muszę się cofnąć kilka dni w 6weidera, bo zaniedbałam 👿
A ja jakoś nie miałam problemów z trzymaniem diety 😉 Nie powiem, w niedzielę pofolgowałam i zjadłam trochę ciasta (na szczęście małe kawałki, ale kilka, to trochę oszukało organizm :cool🙂 za to nie tknęłam jajek i sałatek w majonezie, żurku z kiełbachą etc. Ogólnie to spadło 0,5 kg w 5 dni. Chyba nie ma tragedii (nie znam się na szybkości spadku wagi :P). Miałam się ważyć dopiero w czwartek, żeby minął równy tydzień, ale nie wytrzymałam 🙄
ovca   Per aspera donikąd
10 kwietnia 2012 16:57
A ja wracam do Was 😉 176 cm, 63 kg, cel <60. Do wakacji  🏇
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
12 kwietnia 2012 20:43
Wracam na pole boju.
🙄
W dupe wieloryba z tym ..  🤔 już mi się odechciewa ...
Spoko...zaraz się zrobi ciepło, mniej się będzie chciało jeść, więcej będziemy się ruszać.
Trzeba będzie się rozebrać, motywacja wzrośnie.
Pojawią się owoce, może jakieś wczesne warzywka.
Ja tam jestem dobrej myśli.
W dupe wieloryba z tym .. 

dooobre  😁
mi też nie idzie. Mam chęć się odchudzać, póki nie jestem głodna. Potem zachowuję się jak głodzilla, najem się i mam ogromne wyrzuty sumienia.
Łatwiej będzie mi się odchudzić przez bulimię  😂
subaru2009
W dupę to Ci trzeba kopa zasadzić, ot co  😁 Do boju dziewczyno, u Kucyka się poprawiło to u Ciebie ma się pogorszyć. O nie  🤬
Łatwiej będzie mi się odchudzić przez bulimię  😂


No nie powiedziałabym 🙄

Ja sobie dziś pofolgowałam.. A to spaghetti na obiad, a to sernik i makowiec 😁 Ale raz na czas można, nie zrażam się i lecę dalej. Na razie poleciało prawie 2kg, choć wiem, że to tylko woda :P
Ale tunrida ma racje. Wiosna coraz bardziej. Ja planuję jutro odkurzyć rower i się coś poruszać, zjadać warzywka i owoce i do lata jakoś będzie 😉
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
13 kwietnia 2012 18:05
U mnie zleciało w obwodach tyle ile chciałam i waga do 54-55kg przez chorobę...ale na święta czułam się juz lepiej i zaczęłam sobie odbijać, a teraz nie moge się powstrzymac przed wyjadaniem moich ubóstwianych michałków...mam nadzieje, ze jak sie skończa to już bede nad soba panować🙂 teraz pogoda lepsza więc na rowery,na konie i na spacery z chłopakami,mężami,psami kobietki, a wtedy schudnąć będzie dużo łatwiej🙂
arivle   Rudy to nie kolor, to styl życia!
13 kwietnia 2012 19:03
A mnie idzie ciężko dziewczyny  😵 Motywacji zaczyna brakować, niby waga idzie w dół sukcesywnie, ale jakoś przestało mi to całe odchudzanie sprawiać hm... przyjemność? Bo a to piękne zapachy na ulicy przy knajpach, a to kuszące słodycze za ladą, a to organizm domaga się cukru i lipa... Bo i owoców które lubię na razie nie ma, albo już się skończyły (mandarynki np.), a to i tak się nie rozbiorę w nić odkrywającego więcej niż łokcie z powodu okropnego skórnego paskudztwa które i się przyplątało i je leczę... Pocieszam się że już niedługo koniec diety, a potem tylko kilka miesięcy i będę mogła bez wyrzutów sumienia skuścić się na jakieś przysmaki  🤔wirek:
Wiecie co? Ja już się zupełnie odzwyczaiłam od cukru. Nie używam do niczego, w ogóle 0 tolerancji, we wszystkich produktach węszę skład i jeśli gdziekolwiek zobaczę CUKIER, to natychmiast wyrzucam. Robię tak od ponad pół roku i nie potrzebuję słodkiego, wręcz byłaby to dla mnie najgorsza kara, gdybym musiała zjeść coś, co odbiega od mojej diety. Doszłam już do w miarę zadowalającego stanu, teraz panicznie boję się utyć i ten strach jest silny na tyle, że mogę już do końca życia zrezygnować ze słodyczy.
Wróciłam do wagi sprzed siedmiu miesięcy. Nadal -7 kg, w obwodach trochę puściło, o dziwo udo zeszło centymetr w ciągu dwóch tygodni, a tyłek nic  🤔wirek: a wcześniej to raczej na odwrót zawsze było...
Powoli zaczynam tracić wiarę w to wszystko. Niby są efekty, ale jak sobie pomyślę, że najgorsze przede mną, że teraz leci i będzie leciało wolno, a potem długi okres stabilizacji  😵 Codziennie napada mnie myśl, żeby to wszystko rzucić, zadowolić się tym co mam i zacząć 3 fazę. A tu jeszcze 6 kg  do zrzucenia...
A owoce to mnie demotywują. Chociaż ustaliłam sobie, że po 13 maja zaczynam 3 fazę i nic mnie nie powstrzyma. A wtedy zaczyna się sezon trrrruskawek  👀
Jest też dobra strona tej diety - odkryłam świetny smak mielonych z indyka smażonych bez tłuszczu na ceramicznej patelni i przepyszne Danio light śmietankowe z otrębami i błonnikiem w proszku  😜

Powodzenia życzę, i smacznych, zróżnicowanych diet  :kwiatek:
a ja mam anginę = nic nie jem  🤣
ech... ja robię już drugie w tym roku podejście do odchudzania. W ogóle mam to do siebie, że się odchudzam 150 razy w roku, tylko raz idzie mi lepiej, raz gorzej, a potem stwierdzam, że nie ma dla mnie na świecie nic przyjemniejszego niż żarcie... nażreć się i zdychać z przeżarcia. Co gorsza, kocham makarony w każdej postaci, a jak nie makarony, to ryż... No i w sumie jestem oduczona zajadania się słodyczami, ale jak tylko zaczynam się odchudzać, to nagle wszystko, co słodkie, zaczyna za mną chodzić... Nie wiem, po kilku miesiącach przerwy zaczęłam znów jeździć, mam nadzieję, że tym razem się uda już być w stajni regularnie, poza tym, zaczynam sobie coś tam powolutku ćwiczyć, przywiozłam sobie też kije do nordic walking, żeby codziennie rano zabierać je na spacer z piesem (przy czym ani razu jeszcze mi się nie udało, ale może to dlatego, że codziennie od rana byłam w stajni).

Generalnie rzecz biorąc, jestem tak tłusta, jak jeszcze nigdy w życiu, chociaż miewałam różne momenty. No i chciałabym się w końcu doprowadzić do stanu jako-takiego, najchętniej zrzuciłabym 10kg, ale to chyba poza moim zasięgiem przy 'słabej silnej woli'. Teraz założyłam sobie, że muszę się chociaż względnie ogarnąć do urodzin mojej Matuli, tj. mam dwa miesiące. Zobaczymy co z tego wyjdzie, chciałabym, żeby tym razem się udało... Tylko czemu ja tak kocham jeść 🙁.
[quote author=Żolka link=topic=13578.msg1373232#msg1373232 date=1334510521]
ech... ja robię już drugie w tym roku podejście do odchudzania. W ogóle mam to do siebie, że się odchudzam 150 razy w roku, tylko raz idzie mi lepiej, raz gorzej, a potem stwierdzam, że nie ma dla mnie na świecie nic przyjemniejszego niż żarcie... nażreć się i zdychać z przeżarcia. [/quote]

Mam identycznie. Jejku, ja po prostu kocham jeść. Sam ten proces, poczucie smaku, żucie i to miłe uczucie, gdy jedzenie układa się w brzuszku 😎. Staram się to nadrobić ruchem, innej opcji nie widzę. Od następnego tygodnia chodzę na aerobik albo jakieś... indoor cycling, podobno bardzo fajna rzecz + basen + konie. Na razie mam tylko konie i jakoś się trzymam.
Jestem zupełnie beznadziejna, pierwszy wpis tutaj z tego roku jest z lutego i nie zmieniło się nic 😵. Sama do siebie dotrzeć    nie umiem.
Ja również kocham jeść. A słodycze i fast-foody to już w ogóle! Taka tłusta nie byłam nigdy, nawet rodzice zwrócili mi uwagę, że sporo przytyłam... A ja nie potrafię się ogarnąć. Widzę, że jestem grubsza, ale nie mam motywacji i silnej woli, aby to zmienić. Żenada.
Teraz będę myśleć w ten sposób, że każda "niedozwolona" zjedzona rzecz nawet nie to, że powoduje tycie, ale jest przyczyną wyrzutów sumienia, które mam teraz po zjedzeniu... no, dobrych rzeczy w ten weekend 😁.
Ja się opycham i nie potrafię się opanować.  😵 Co gorsza, nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Nie mogę założyć ciaśniejszej bluzki, bo tu wystaje okropny brzuch - ale co z tego, skoro np. zaraz zjem tabliczkę czekolady. Jeszcze nie było ze mną tak źle. A tu idzie wiosna...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się