Kiedy koń wystarcza zamiast faceta lub na odwrót, czyli kto śmierdzi koniem.

mozna pogodzic i faceta i konia- co za problem? 😉
A gdzie ja napisałam, że nie można?  🙂 Ja nie o tym.
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 15:59
jeden lubi dzieci, drugi woli konie 🙂
aktualnie posiadam chłopa sztuk jeden ale bardzo mu nie pasuje mój koń. Jak dla mnie wybór jest bardziej niż oczywisty...
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
16 listopada 2011 15:59
Podejrzewam, że kiedy pojawi się w Waszym życiu facet "na śmierć i życie", lub dziecko, to priorytety szybko się zmienią.

A jeśli się nie pojawi? Nie każdemu się udaje niestety...
Nie jest to może widocznie ten "na śmierć i życie".  😉

"A jeśli się nie pojawi? Nie każdemu się udaje niestety..."- no dobra....wtedy można kochać konia i żyć dla konia.   😉 Bo warto mieć coś, dla czego warto żyć. Choćby to był..koń.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 listopada 2011 16:03
tunrida,  i ja Ci przyznam rację, bo ja takie uczucia lokuje w ... psie.
Ale kocham swoją świnie najbardziej na świecie i poświęcę dla niej wszystko.
Jedni mówią: będzie z Ciebie dobra matka, bo kochasz zwierzęte  (co to ma do rzeczy?!), a inni że lepiej dbam o psa niż o dziecko jeśli bym je miała.
taki "na smierc i zycie" powinien zaakceptowac swoja niewiaste, co za tym dzie jej konia tez 😉 (jezeli jest dla niej czyms absolutnie waznym, a nie chwilowym widzimisie)
Uważam, że lokujecie w koniu uczucia matczyne/kobiece.
Kurde.....tak nie może być.
(...)
Życzę i chłopa i dziecka ( jeśli ktoś chce) i konia.  😉

tunrida, w zwiazku jestem juz paroletnim, dziecka nie chce. i po prostu moge niesamowicie kochac mojego konia. mam na to nawet odrobine kasy ostatnio, czas i chec. niemezowi to nie przeszkadza raczej, ze stoickim spokojem ocenia kolor nowego czapraka i nawet nie pyta ile kosztowal. i nigdy nie drzy mu reka przy placeniu za weta czy kowala. MOZE TAK BYC. bo czemu nie? 😉
A ja myślę, że po prostu czas pokaże.
(choć wiadomo, że nie każdemu macierzyństwo pisane. Ale w większości przypadków jednak czas i hormony robią swoje)

katija- chodzi mi o to, że tekst "żyję dla konia. Bez konia nie ma PO CO" brzmi po prostu ... tak jak brzmi. Nie musze tego tłumaczyć logicznie myślącym dziewczynom, nie?  😉
u mnie nie zrobia 😎
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 16:06
czas i hormony zrobiły już swoje, miałam etap "łojezu ja chcę dziecko, męża, rodzinę, gotowanie obiadków" ale pojechałam do stajni i mi przeszło 😉 oczywiście dużo uproszczając 😉
Dobra- przyjmuję na klatę i już się zamykam.
Po prostu nie mogłam nie wypowiedzieć się, bo mnie palce świerzbiły. I tyle.
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 16:09
katija- chodzi mi o to, że tekst "żyję dla konia. Bez konia nie ma PO CO" brzmi po prostu ... tak jak brzmi. Nie musze tego tłumaczyć logicznie myślącym dziewczynom, nie?  😉


różnie w życiu bywa, różne są sytuacje i różne doświadczenia ludzik zbiera. Po jakimś czasie może się okazać, że ten śmierdzący koń to jedyne co w życiu wartościowe i pewne. I jedyne, w co warto inwestować swoje uczucia.
Mam nadzieję, że to przejściowe odczucie, że "tylko on" jest tego warty i pewny.

A na forum nic mnie nie wkurza.
Choć nie....wkurza mnie jedna sprawa, ale nie mogę o niej mówić, bo jak o niej mówię, to robi się później wielki raban na kolejne 4 strony.  😉
tunrida okropny haczyk na ciekawskich  🤬
katija- chodzi mi o to, że tekst "żyję dla konia. Bez konia nie ma PO CO" brzmi po prostu ... tak jak brzmi. Nie musze tego tłumaczyć logicznie myślącym dziewczynom, nie?  😉
dziewczyna i logika...? 🙄
ale skoro zakładamy, że to możliwe, to przecież konie żyją krócej niż ludzie...może zestaw "Mały Kevorkian" to pomysł na interes w branży jeździeckiej? 😁
Niestety, rzeczywistość nie jest logiczna. 😎

[quote="tunrida"]Uważam, że lokujecie w koniu uczucia matczyne/kobiece.
Kurde.....tak nie może być.
Znaczy się...inaczej.... może. Skoro tak jest.  uśmiech
Ale zdrowiej byłoby żyć dla : dziecka, faceta. ( jeśli już chcemy nazwać nasze życie, życiem "dla kogoś"  wink) A nie dla konia.
Podejrzewam, że kiedy pojawi się w Waszym życiu facet "na śmierć i życie", lub dziecko, to priorytety szybko się zmienią. [/quote]

Pewnie też sęk w tym, że.... koń nie zostawi. Nie powie w pewnym momencie "Musimy porozmawiać. Już nie chcę z tobą dalej być", mimo, że to miał być TEN "na śmierć i życie", który oswoił lęki, rozwiał wątpliwości, dał bezpieczeństwo, ostoję.... miały być zaręczyny, miało być cudownie i w ogóle..... a wywróciło się do góry nogami. Koń tak nie zrobi, bo jest "własnością".... podobną do dziecka [przynajmniej do pewnego wieku]. Jasne, można powiedzieć "to widocznie nie był TEN".... ale co mają na ten temat powiedzieć bezdzietne mężatki, które zostały zostawione po 5 latach małżeństwa? To też się zdarza... Też mają powiedzieć, że to "nie był ten", mimo, że 5-10 lat temu był? Ciężka sprawa, generalnie.
Po akcji, w której zostawia człowiek Ktoś Naprawdę Ważny.... kto nadawał życiu sens.... nie jest tak łatwo nagle zacząć żyć dla innego człowieka. Za to o wiele łatwiej żyć dla zwierzęcia. Konia, psa, nawet kota. Zwierzątko jest od nas zależne i to zaczyna nadawać sens. Co jest fajnego w wysłuchiwaniu pierdyliarda pocieszeń, które wcale a wcale nie sprawiają, że człowiek czuje się lepiej i w końcu wieczorami i tak zostaje sam? Co fajnego w pracy albo studiach, gdzie trzeba pracować i nikogo nie obchodzi jak się człowiek czuje? Co fajnego w innych facetach, którzy przecież nie są NIM? Nic fajnego.
Za to fajne jest uczucie bycia potrzebnym komuś, kto się bez nas po prostu nie obejdzie.

Nie widzę nic złego w lokowaniu uczuć w koniu.... Pod warunkiem, że ten koń nie przysłania reszty najbliższej rodziny. Pewnie o to we dużej mierze też chodziło. 🙂
Nie powinno być sytuacji w której konie są ważniejsze niż np. własny mąż, dziecko, choroba kogoś najbliższego czy nawet przyjaciółka/przyjaciel z poważnym problemem.
Taki lajtowy przykład:
jestem umówiona z chłopakiem, a mam do porobienia przy koniu, to robię to tak, żeby być gotowa godzinę-pół godziny przed przyjściem chłopa/wyjściem razem.... żeby nie było sytuacji typu "on przychodzi wypachniony i z różami, a ja zwlekam się z konia i mówię "Już? to poczekaj chwilę" w rezultacie czego biedny chłop czeka godzinę, aż ja zwlekę siodło, wyczyszczę konia, nakarmię, wejdę pod prysznic, wysuszę włosy, przebiorę się....
Albo jak poczuje się koleżanka, która akurat potrzebuje pomocy albo chociaż wygadania się, a ja jej z hasłem "wiesz co, nie pogadamy, bo muszę jechać do konia". Albo mąż zarabiający na dwoje, wracający do domu, a tu burdel, stos brudnych naczyń z wczoraj, zero obiadu "bo żona się w stajni zasiedziała". Trochę chyba coś nie gra.
A ja popieram tunridę w 100 %.
Wojenka   on the desert you can't remember your name
16 listopada 2011 17:59
Gillian, a ja Cię doskonale rozumiem.  Bo jak sprzedać jedyne co się ma i jedyne co jest ważne?
Różnie można do tego podchodzić, ale to osobista sprawa każdego człowieka i nikomu nic do tego !
tunrida, ja cię rozumiem i popieram w 100% - działa to zarówno w przypadku osób kochających konie jak i psy/koty/cokolwiek. I również z tobą Sankaritarina, się zgadzam 🙂 Tylko, że nie chcę mówić, że to ZŁE albo bez sensu. Po prostu może mnie to wkurzać albo śmieszyć albo może mi być takich osób żal. I właśnie o tym jest ten wątek 🙂
Wszystko ok, byle to było w granicach zdrowia. Jak czytam, że Gillian chodzi w kurtce koleżanki i najada się w pracy, a konia nie sprzeda, bo albo oni albo żadne z nich z osobna (!!) albo jak słucham historii dziewczyny, z którą stałam w stajni - że narobiła sobie długów w pensjonacie i pewnego dnia osiodłała konia i poszła w długą, nikt jej nie widział więcej, a konisia swojego kocha i nie odda, to włącza mi się lampka alarmowa.

duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
16 listopada 2011 18:23

różnie w życiu bywa, różne są sytuacje i różne doświadczenia ludzik zbiera. Po jakimś czasie może się okazać, że ten śmierdzący koń to jedyne co w życiu wartościowe i pewne. I jedyne, w co warto inwestować swoje uczucia.


tak tak tak! zgadzam się, to chyba jedyne w co warto inwestowac uczucia.. 🙄 , bo to są moje uczucia i nikt ode mnie lepiej nie wie jak mam życ 😉
A ja mam podobnie jak Gilian w zakresie potrzeb ubraniowych - chodzę w dziurawych i nie kupię nowych, bo mi szkoda kasy, bo potrzeba aktualnie na szczepienia/kowala, zawsze jadłam byle co (teraz już lepiej, z racji że jest nas we mnie dwoje 😉 ), zazwyczaj opakowanie szynki czy salami z biedronki leży w mojej lodówce 2 tygodnie, a ja nim się ciągle jakoś magicznie najadałam 😉 Po prostu jakoś mam mało potrzeb egzystencjalnych, potrafię być oszczędna i nie odczuwam tego jako poświęcenie. I nie robię tego dla konia, gdybym miała na prawdę poważny niewyobrażalny problem finansowy - nagła potrzeba, choroba w rodzinie i konieczność wydłubania kasy, poruszyłabym niebo moich wpływowych znajomych i znajomych znajomych i znajomych znajomych rodziny i krewnych królika i nadal nie widziałabym innego wyjścia, co wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne - to ciągle nie myślałabym o sprzedaży konia, a o jakimś oddaniu go w bezpłatne użytkowanie, oddaniu do znajomych na zasadzie pomocy od nich, no w ostateczności sprzedaży, ale nigdy uśpienie nie przeszłoby mi przez głowę. I konia mam dla siebie, dla własnej wygody, dla własnego egoizmu, bo ja lubię mieć konia - nawet nie na nim jeździć - ja po prostu lubię mojego konia i go mieć. Tak jak koty. Lubię i już. I robię to dla siebie. Nie dla nich, bo jak widzę ja im jestem do szczęścia niepotrzebna (tylko do sypania żarcia)  🤣 Żadne uczucia macierzyńskie nie są tu IMO przelewane (może w przypadku 1 sztuk kota mojego tak, bo sama go wykarmiłam, ale sama sobie z tego zdaję sprawę i są one lekko "z przymrużeniem oka"😉, ale konia? Koń jest całkowicie egoistycznie umotywowany. Jak zostanę mamą nie sądzę, żebym zaraz w pierwszym miesiącu życia dziecka postanowiła sierściucha sprzedać, bo potrzeba będzie na łóżeczko dla małego... Nie wiem, nie sądzę, ale jakby mi się przewartościowało, to o tym Wam napiszę 😉
BASZNIA   mleczna i deserowa
16 listopada 2011 19:28
kenna, nie przewartosciuje Ci sie raczej 😉
Wiecie co, tak sobie przeanalizowałam...
od kiedy dostałam konia od chlopa, to czuję się "spełniona". on bardzo kobyła lubi, i nie widzi w tym nic złego, ze zamiast odkurzyć-jestem w stajni. jako, że ja nie pracuję, to mogę w pełni się pospełniać końsko. on jest w pracy (na podwórku, choc teraz nowa filia i ciut dalej) a ja w stajni. uznaliśmy, że palącej potrzeby, żebym pracowala nie ma, poza tym powiedzial, ze "jakbys miala czas na konia wtedy?" gdy zaproponowałam, ze pomogę w biznesie.

zanim kon sie pojawił, wydawałam krocie na kosmetyki, buty, ubrania. teraz szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy mialam na sobie zwykłe ciuchy. od rana do wieczora w konskich. więc potrzeba"ubraniowa" została przekształcona w szmatoholizm konski. jak kiedys trułam o nowe perfumy, to teraz truję o padzik. ale nie odbieram tego jako wielkiego poswiecenia, po prostu, tak mi lepiej.

ale jesli mialabym wybór- kupic sobie nowe buty, czy nowy padzik, to niestety stwierdzam, że ta dziura jeszcze nie taka wielka...

na kowala, weta, pensjonat jest zawsze bezapelacyjnie. wiadomo-coś za coś. podałam to jako przykłady, bo uważam, że jeśli mialabym wybór - nowe buty czy pensjonat-> wybrałabym opłatę za hotel.

czesto zakupy szmatoholiczne i "wcale ne tak niezbedne" są wybłagane. bo np jest ciezszy miesiąc, i po odliczeniach niestety na szmatę nie ma tyle ile by się chcialo, ale czesto da się coś wybłagać 🙂
Isabelle, serio musisz wypraszać końskie szmaty albo perfumy u faceta? Dla mnie to aż nienaturalnie brzmi 😀 Ale może ja inna jestem. Nie wyobrażam sobie po prostu być na czyimś utrzymaniu,  a gdyby jeszcze od niego zależało utrzymanie MOJEGO konia... Brrr. Przecież jakby mi się znudził albo, co gorsze, ja jemu, to istna katastrofa. No i tak na co dzień- nie przeszkadza ci to?
hmm, nie nie przeszkadza. ja ne mam potrzeby pracowania, bo nie jestem na JEGO utrzymaniu. z wynajmu mam calkiem niezłą pensję, większą niz mogłabym zarobić, poza tym firma się mieści na teoretycznie mojej posesji. więc nie odczuwam tego jakbym byla na czyimkolwiek utrzymaniu. mamy wspolne zrodla dochodu, i wspolne wydatki. kon jest jednym ze wspolnych wydatków, tak jak gaz, prąd czy woda.


"wypraszanie" faktycznie brzmi okropnie😀  ale uważam, ze skoro oboje się nawzajem "utrzymujemy" to powinnam konsultować kazdy wydatek. nie zająknie się potrzeba na weta, ale jak slyszy "kolejna szmata" to przewraca żartobliwie oczami, i "ten kon się w koncu porzyga" i wtedy zaczynam marudzenie, że "ale ona jest stworzona do szkarłatu/maślanego/słonecznego/turkusowego" i w koncu się zgadza 🙂
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 20:59
Dzionka, Twoja lampka jest bezpodstawna 🙂 właśnie po to koń jest na pierwszym miejscu, żeby nie robić sobie kłopotów. Najpierw płacę za boks i co tam jeszcze potrzebne a reszta to reszta. Czyli first things first 🙂 i tym sposobem to działa. Kwestia ustalenia priorytetów 🙂
Po jakimś czasie może się okazać, że ten śmierdzący koń to jedyne co w życiu wartościowe i pewne.


Jaki śmierdzący, jaki śmierdzący ......  🤬  Aż mi słów zabrakło oburzenia  😤 
Mój nie śmierdzi, mój ślicznie pachnie konikiem. Ma swój niepowtarzalny Egonikowy zapach. Inne - fakt - czasami walą na kilometr  😲
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 22:18
trusia, to taka metafora była, no 🙂 mój koń pachnie szczęściem i tego się będę trzymać 😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się